Sala była tak wypełniona, że trzeba było wynosić z niej stoły, aby aby wszyscy mogli wejść, a i tak spora grupa zebranych stała na korytarzu. Atmosfera była napięta i nerwowa. Prezydent był poddenerwowany, podnosił głos, a zebrani też nie nie żałowali mu uszczypliwości.
- Gdybyście byli w mieście, spotkalibyśmy się w kinie Milenium, bo wy większej sali nie macie - komentował prezydent Kobyliński, tłumacząc, że Słupsk trzeba powiększyć, bo jest najmniejszym, stutysięcznym miastem w kraju.
I od razu usłyszał, że nie zna gminy Słupsk i nie wie, że dysponuje ona o wiele większymi salami niż ta w Strzelinie.
- My za miastem nie tęsknimy - padło też z sali. - Pan też mieszka na wsi.
- Na wsi i w mieście - prostował prezydent, zapewniając, że jednak pochodzi ze wsi i rozumie przywiązanie do niej. Zapewniał, że mieszkańcy sołectw nawet w mieście będą mogli prowadzić gospodarstwa rolne i agroturystyczne.
Mimo niechętnych reakcji rezonu nie stracił. Od razu wysłał na pierwszą linię swoje wojsko: dyrektorów najważniejszych wydziałów w ratuszu, którzy opowiadali, co zyskają mieszkańcy sołectw, jeśli zostaną słupszczanami. Poprawić się ma komunikacja, wzrosną ceny gruntów, obniżone zostaną podatki, lepsza będzie także oferta oświatowa, sportowa, a ponadto nic nie zlikwiduje z tego, co już działa na terenie sołectwa.
- Będziecie mieli lepiej. Przysięgam, że nic nie zlikwiduje. Zostaną wasze szkoły, a nawet przejmę ochotnicze straże pożarne - obiecywał.
Wtedy zebrani przypomnieli mu, że w Słupsku chciał zlikwidować Szkołę Podstawową nr 7, choć chodzi do niej więcej uczniów niż do szkół w sołectwach. Nie uwierzyli także, że dojdzie do poprawy dróg.
- Wystarczy popatrzeć na ulicę Sportową. Tam od 30 lat nic się nie zmieniło . Niech pan poczyta w "Głosie Pomorza" teksty o ulicach w mieście. Tam ludzie mówią, że wszędzie jest kiła i mogiła. Wy dbacie tylko o centrum miasta - wykrzyczeli mieszkańcy wsi.
Nie zareagowali nawet pozytywnie na deklarację Waldemara Fuchsa, komendanta Straży Miejskiej w Słupsku, który prywatnie mieszka we Włynkówku. Stało się tak, choć Fuchs obiecywał, że nie nie kupi fotoradaru, a jego podwładni przez całą dobę będą dbali o porządek.
Wójt Mariusz Chmiel, który długo spokojnie przysłuchiwał się wymianie zdań, w końcu nie wytrzymał i zaczął prostować i uzupełniać wypowiedzi ratuszowych urzędników. Udowadniał, że w przeliczeniu na głowę mieszkańca Słupsk jest bardziej zadłużony niż gmina Słupsk, a za to ona więcej wydaje na inwestycje.
Zebranych jednak liczby interesowały mało. Za to chętniej mówili o swoich uczuciach i emocjach. Zwłaszcza mieszkanki Włynkówka i Bierkowa powiedziały prezydentowi wprost, że kochają swoje wsie i wcale nie tęsknią za tym, aby ich miejscowości stały się częścią miasta. Radna z Bierkowa nawet odczytała skierowany do niego apel , podpisany przez kilkuset mieszkańców wsi, aby wszystko pozostało po staremu.
- Nawet się wzruszyłem - przyznał prezydent, ale listu z apelem ze sobą nie zabrał.
- Nawet nie stać go na to, aby się dobrze zachować - mówi ludzie, gdy rozchodzili się po zebraniu do domów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?