Co się z nim działo, ma dopiero dowiedzieć się psycholog.
Podczas, gdy cała Ustka w weekend szukała zaginionego chłopca, ten spokojnie spał u obcej rodziny. Dopiero w niedzielę rano mężczyzna, który go znalazł poprzedniej nocy, odprowadził do domu.
Twierdzi, że nic nie wiedział o akcji, nie potrafił też wyjaśnić, dlaczego nikogo nie poinformował zaraz po znalezieniu malca.
Dlatego Borys będzie musiał sam o wszystkim powiedzieć, m.in. co robił w sobotę między godziną 15 a 20, czyli od pożegnania się z kolegami do czasu spotkania nieznajomego - dlaczego zgodził się z nim pójść do domu, co tam się działo i dlaczego, jak twierdzi nieznajomy, dziecko bało się wrócić do własnego domu?
Rozmowa Borysa z psychologiem ma być przeprowadzona w najbliższych dniach.
Za postawienie na nogi całej armii nikt nie zapłaci ani złotówki, tymczasem na przykład producent filmowy, który chciałby wynająć tych wszystkich ludzi ze sprzętem, musiałby zapłacić dziesiątki, a może i setki tysięcy złotych.
Przypomnijmy, małego Borysa, który zniknął w Ustce, poszukiwały całe zastępy policjantów, strażaków, żołnierzy oraz mieszkańcy Ustki i skazani. Do akcji włączono śmigłowiec, łodzie patrolowe, psy tropiące.
Do Ustki wezwano nawet Krzysztofa Jackowskiego, jasnowidza z Człuchowa (nie uczestniczył w akcji, bo zanim dojechał, malca odnaleziono - przyp. red.).
- To nasz obowiązek, nikt nie przelicza na pieniądze takich działań - mówi Jacek Bujarski, rzecznik słupskiej policji, która koordynowała poszukiwania. - Największą nagrodą jest to, że chłopiec odnalazł się cały i zdrowy.
(krab)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?