Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prawie 100 tys. zł kary za palenie śmieci. Właściciel: donosy i grzywna zabiją mnie!

Sylwia Lis
Sylwia Lis
Prawie 100 tysięcy złotych kary ma zapłacić przedsiębiorca z Dąbrówki koło Bytowa za nielegalne składowanie i palenie odpadów.
Prawie 100 tysięcy złotych kary ma zapłacić przedsiębiorca z Dąbrówki koło Bytowa za nielegalne składowanie i palenie odpadów. WIOŚ/Sylwia Lis
Prawie 100 tysięcy złotych kary ma zapłacić przedsiębiorca z Dąbrówki koło Bytowa za nielegalne składowanie i palenie odpadów. - Te donosy zabiją mnie - mówi właściciel firmy i kategorycznie zaprzecza większości zarzutom.

Inspektorzy Wojewódzkiego Inspektora Ochrony Środowiska co chwilę pojawiają się na terenie byłego Państwowego Gospodarstwa Rolnego w Dąbrowce koło Bytowa i skrupulatnie sprawdzają lokalną firmę. Pierwszy raz o łamaniu prawa zostali poinformowani jesienią ubiegłego roku.

od 16 lat

Nocna kontrola firmy

- W nocy czwartego listopada inspektorzy WIOŚ w Gdańsku, delegatura w Słupsku wspólnie z funkcjonariuszami Komendy Powiatowej Policji w Bytowie ujawnili w hali przemysłowej magazynowanie oraz spalanie odpadów z tworzyw sztucznych oraz tekstyliów - wyjaśnia Radosław Rzepecki, zastępca pomorskiego wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska w Gdańsku.

Podczas czynności przeprowadzono oględziny terenu oraz przesłuchano osobę podejrzaną w sprawie.
Podczas kontroli inspektorzy zabezpieczyli też próby popiołu z paleniska, które zostały przekazane do specjalistycznego laboratorium w celu wykonania analizy.

Prawie 100 tys. zł kary

Kilka dni temu zakończono postępowanie w tej sprawie. Badania potwierdził, że w piecu palono m.in. tworzywa sztuczne. Inspektor wydał decyzję nakładającą administracyjne kary pieniężne.

Przedsiębiorca będzie musiał zapłacić 50 tys. zł za nieprowadzenie monitoringu wizyjnego systemu kontroli miejsc magazynowania odpadów, 20 tys. zł za prowadzenie działalności bez wymaganego wpisu do rejestru BDO (baza danych o produktach i opakowaniach oraz o gospodarce odpadami) oraz 25 tys. zł za magazynowanie odpadów niezgodnie prawem.
Jednocześnie osobne postępowanie prowadzi marszałek województwa pomorskiego w celu nałożenia na firmę podwyższone opłaty za gospodarowanie odpadami bez wymaganej decyzji.

Właściciel: ktoś chce mnie wykończyć

Co na to właściciel firmy? Udało nas się z nim spotkać i porozmawiać. Kategorycznie zaprzecza niektórym zarzutom WIOŚ.
- Od pani dowiaduję się o karach pieniężnych - mówi przedsiębiorca i zaznacza, że nie chce na łamach prasy podawać swojego nazwiska. - Dzwoniłem do WIOŚ, twierdzą, że wysłali do mnie pismo pod koniec kwietnia, ale ja żadnej informacji do dzisiaj nie mam. Te donosy i kara pieniężna zabiją mnie. To olbrzymia kwota i będzie to gwóźdź do trumny dla mojej firmy.
I dodaje: żadnych odpadów nie paliłem w piecu - mówi mężczyzna.

Ale dopytujemy, przecież analiza popiołu wykazała, że palono tworzywa sztuczne i tekstylia.
- Nie potrafię tego wyjaśnić - odpowiada przedsiębiorca. - Nie jestem w zakładzie cały czas, w ubiegłym roku wykupiłem wspólnika, jeżdżę za granicę, wówczas gdy prowadzono kontrolę byłem w Niemczech, nad ranem wezwała mnie policja. W zakładzie była osoba pilnująca, to ją przesłuchano, nie wiem, co powiedziała, całe zajście streściła mi dość chaotycznie. W piecu palimy drewnem, nie mam pojęcia co się stało, być może ktoś do rozpałki wrzucił coś niewłaściwego.

Jeśli chodzi o pozostałe zarzuty mężczyzna twierdzi, że nieprawidłowości wynikały z niewiedzy. - Mam kamery, ale takie zwykłe do obserwacji zakładu - mówi. - Wpisu do rejestru nie dokonałem, bo nie wiedziałem, że powinienem.

Zakopywano śmieci?

Wszystko na to wskazuje, że przedsiębiorca może mieć więcej kłopotów, bo i w tym roku w zakładzie pojawili się inspektorzy ochrony środowiska. Tym razem to mieszkańcy wsi wezwali inspektorów.
- 25 marca inspektorzy Działu Zwalczania Przestępczości Środowiskowej Delegatury w Słupsku wraz z funkcjonariuszami policji ujawnili nielegalne postępowanie z odpadami w miejscowości z terenu powiatu bytowskiego - mówiła nam w marcu dr inż. Edyta Witka-Jeżewska, pomorski wojewódzki inspektor ochrony środowiska. - W wyniku przeprowadzonych czynności stwierdzono, że odpady tworzyw sztucznych w ilości 5 naczep ciężarówek zostało wrzuconych do wcześniej przygotowanego wykopu o głębokości
5 metrów.

Czynności w tej sprawie wciąż trwają.

- Byłbym głupi, gdybym zakopywał śmieci niemal na oczach ludzi - mówi przedsiębiorca. - I w dodatku wiedząc, że inspektorzy mają mnie na oku. Komuś ewidentnie przeszkadzam, ktoś na mnie cały czas donosi. Śmieci dostałem "w spadku" po wcześniejszym właścicielu, który z plastiku wykonywał komponent do paliw. W budynków wykonuję remont, okazało się, że w jednym z zamurowanych pomieszczeń były ukryte odpady plastikowe. Chciałem wylać posadzki i wybudować ścianki działowe. Na czas remontu postanowiłem zabezpieczyć te śmieci, wykopaliśmy dół, aby wiatr nie roznosił ich po okolicy.

Konflikt z gminą

Firma z Dąbrówki zajmuje się budową konstrukcji stalowych. - Obiekt kupiłem w 2021 roku, po upadku PGR jestem czwartym właścicielem tej parceli - mówi przedsiębiorca. - Wcześniej wynajmowałem tu magazyn, bo potrzebowałem więcej miejsca na produkcję. Gdy nadarzyła się okazja odkupiłem teren, ale... mam olbrzymi żal do wójta gminy Borzytuchom. Zanim doszło do transakcji kilkukrotnie zapewniał mnie, że zostanie mi umorzony podatek od nieruchomości. To rocznie kwota ponad 100 tys. zł. Wójt nie dotrzymał słowa, a przecież ustna umowa też obowiązuje. Samorządowiec to nie jakiś chłop spod budki z piwem. Kilka razy skierował należność do komornika, zablokowano mi konta, samochody stały za granicą, bo nie miałem jak za paliwo zapłacić. Gdybym wiedział, że mnie okłamie, nigdy nie zdecydowałbym się na zakup tej nieruchomości. W tej chwili czuję się jak osaczone zwierzę, liczyłem, że wójt to taki ojciec całej gminy, ale bardzo się pomyliłem. Nie tak to sobie wszystko wyobrażałem, chciałem dać pracę mieszkańcom wsi, pomagać chociażby strażakom ochotnikom. A teraz ktoś próbuje mnie wykończyć.

Stanowisko gminy Borzytuchom jest jednoznaczne.
- Wszystkie zwolnienia od podatku opierają się na przepisach ogólnych lub na przepisach tworzonych przez radę gminy w formie uchwał - mówi Witold Cyba, wójt Borzytuchomia. - Takiego przepisu obejmującego przedsiębiorcę nie było, więc nie podlega żadnemu umorzeniu. Mieszkaniec złożył wniosek o umorzenie, jednak w drodze postępowania podatkowego, nie spełniał warunków ustawowych do zwolnienia podatkowego. Postępowanie egzekucyjne było tego konsekwencją a zainteresowany się od tego nie odwołał uznając rację organu podatkowego.

Co dalej? Gmina co czeka na oficjalne stanowisko WIOŚ. Pozostaje jeszcze kwestia uprzątnięcia i utylizacji odpadów. Decyzję o nakazie ich usunięcia wydaje wójt danej gminy, a w przypadku gdy nie udaje się ustalić właściciela, domniemanym staje się właściciel nieruchomości, na której znaleziono składowisko odpadów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza