Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prezes nie boi się centrali NIK

Michał Kowalski tel.059 848 81 20
- Zaręczam, że w tej sprawie wszystko jest w porządku, a miesza w niej tylko pan Pająk - mówi nam prezes Zacharzewski.
- Zaręczam, że w tej sprawie wszystko jest w porządku, a miesza w niej tylko pan Pająk - mówi nam prezes Zacharzewski.
Najwyższa Izba Kontroli w Warszawie sprawdza swój gdański oddział. Bo ten umorzył sprawę nieprawidłowości w słupskim Przedsiębiorstwie Gospodarki Mieszkaniowej.

PGM otrzymuje rocznie około 5 mln zł wynagrodzenia od Urzędu Miejskiego za opiekę nad budynkami komunalnymi. Wysokość wynagrodzenia zależy jednak od tego, ile spółka ściągnie czynszów od mieszkańców. Jeżeli ściągnie więcej niż 95,5 procent, to ma więcej pieniędzy na swoją działalność (np. pensje), jeżeli mniej - to wynagrodzenie jest niższe.
PGM chwali się wysoką ściągalnością. W 2004 roku wynosiła 93,81 procenta, a w 2005 roku - 96,34 procent.
Mirosław Pająk, wiceprzewodniczący Rady Miejskiej uważa, że to dane z kosmosu: -Takiej ściągalności nie ma nikt w Polsce - twierdzi. Sprawę skierował do NIK i prokuratury.
NIK najpierw stwierdził, że faktycznie, wyliczanie poziomu ściągalności czynszów przez PGM jest nieprawidłowe. W protokole z 20 kwietnia 2006 roku stwierdza, że prawdziwa skuteczność spółki wynosiła 88,33 procent i 92,94 procent. NIK uznał, że PGM dostał zbyt wysokie wynagrodzenie od miasta. W 2004 roku otrzymał 342 tys. zł, a w 2005 roku 116 tys. zł więcej niż powinien.
Skąd te różnice? PGM wyliczając wskaźnik co roku nie wlicza do kwoty którą należałoby ściągnąć, długów z lat poprzednich.
- To jest kreatywna księgowość - mówi wprost Zbigniew Brzeziński z Polskiego Stowarzyszenia Zarządców Nieruchomości.
Lech Zacharzewski, prezes PGM, uważa, że wszystko jest w porządku:
- Wskaźnik zależy od umowy między nami i gminą miejską. Liczymy tak jak jest w umowie - twierdzi.
Co ciekawe, jego zdanie uznał też NIK i 2 czerwca tego roku wycofał się z wcześniejszych zarzutów. Według Mirosława Pająka zachowanie gdańskiego NIK było co najmniej dziwne i zawiadomił centralę jednostki. Ta właśnie wszczęła postępowanie wyjaśniające w tej sprawie.
- Nie mam zamiaru tego komentować - powiedział nam wczoraj Tadeusz Bień, wicedyrektor NIK w Gdańsku, który nadzorował sprawę.
Zacharzewski nie boi się, że być może kiedyś przyjdzie mu zwrócić pieniądze gminie.
- Powtarzam. To jest umowa między stronami. I to one decydują, jak ma wyglądać ściągalność - stwierdza po raz wtóry prezes.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza