Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Problem alkoholizmu nam spowszedniał. Picie już nikogo nie razi.

Zbigniew Marecki
Fot: Stock
W miniony weekend padł niechlubny rekord. W słupskiej izbie wytrzeźwień zabrakło wolnych miejsc dla tych, którzy wypili za dużo. Po alkohol sięgają coraz młodsi, a sam problem uzależnienia od picia zaczynamy traktować coraz bardziej obojętnie.

Pani Halina ze Słupska zaczęła pić po trzydziestce. Po raz pierwszy kupiła półlitrówkę, gdy trzeci raz straciła pracę, a przez pół roku nie mogła znaleźć następnej.

- Wiedziałam, że nie powinnam tego robić, ale po kolejnej awanturze z mężem i kłótniach z dorastającymi dziećmi, wódka dawała chwilę zapomnienia - opowiada.

- Najpierw wystarczały mi dwa kieliszki dziennie. Później popijałam coraz częściej. Gdy pewnego dnia upadłam na ulicy Wojska Polskiego i wracałam do domu z krwawą plamą na czole, oprzytomniałam. Zrozumiałam, że w ten sposób niszczę siebie i swoją rodzinę.

Od trzech miesięcy pani Halina już nie pije. Chodzi na spotkania klubu AA i zaczęła leczyć się w "odwyku". Na dodatek znowu pracuje.

- Nie chcę stracić mojej rodziny. Na szczęście mąż się ode mnie nie odwrócił. Mam nadzieję, że dzieci mi wybaczą - dodaje.

- Do nas trafiają ludzie, którzy sięgnęli dna. Dla jednych są to zmienione przez domowników zamki. Dla innych dosłowny upadek w błocie, a dla jeszcze innych wyprzedany dorobek całego życia - mówi Konrad Kiersnowski, współwłaściciel Niepublicznego Specjalistycznego Psychiatrycznego ZOZ-u w Słupsku, który działa przy ul. Ziemowita.

Z jego obserwacji wynika, że w ciągu ostatnich 20 lat przyczyny alkoholizmu wiele się nie zmieniły. Nadal bardzo często jego powodem są rodzinne skłonności do picia, zły wpływ grupy rówieśniczej lub kolegów z pracy.

- Mimo że mamy teraz kapitalizm, wciąż obowiązuje duże przyzwolenie dla osób, które piją w pracy lub do niej przychodzą podpici - uważa Kiersnowski.

Są też inne powody. Nadal wódka bywa traktowana jako najłatwiej dostępny lek na kłopoty dnia codziennego. Zamiast iść do psychologa, ludzie wolą się napić. Taka już jest polska tradycja.

- Najczęściej w taki sposób zaczynają nałogowo pić mężczyźni, ale kobiet alkoholiczek też przybywa. One szybciej próbują ratować siebie i swoje rodziny - dodaje Kiersnowski.
Kobiety raczej piją w domu. Mężczyźni częściej w miejscach publicznych. To oni zapełniają izby wytrzeźwień. W minioną sobotę do wytrzeźwienia przywieziono nie tylko bezdomnych, ale również gości lokali gastronomicznych oraz uczestników wieczoru kawalerskiego.

- Alkoholizm nie jest problemem jednego środowiska. Alkoholikami są zarówno bezrobotni, jak i znerwicowani przedsiębiorcy. Najgorsze jest to, że ta choroba dotyczy coraz młodszych osób - mówi Kiersnowski.

W stosunku do czasów komunizmu jednak coś się zmieniło: wtedy łatwiej było kogoś skierować na przymusowe leczenie. Teraz to wymaga większego zaangażowania ze strony rodziny, policji, gminnych komisji rozwiązywania problemów alkoholowych oraz biegłych. Najważniejsze jednak mimo wszystko jest nastawienie uzależnionego.

- Jak ktoś nie chce się leczyć, to się go nie zmusi. Inna rzecz, że Narodowy Fundusz Zdrowia w 2007 roku radykalnie obciął limity przyjęć. W efekcie wyszło nam, że spadła liczba pacjentów - dodaje Kiersnowski.

Jeśli ktoś chce się leczyć, to może do lekarza lub terapeuty trafić bez skierowania. Reszta zależy od niego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza