Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Proces oskarżonej o zabójstwo nowrodka

Bogumiła Rzeczkowska [email protected]
Anna B. w czasie procesu w słupskim sądzie okręgowym z mecenas Anną Bogucką-Skowrońską.
Anna B. w czasie procesu w słupskim sądzie okręgowym z mecenas Anną Bogucką-Skowrońską. Kamil Nagórek
Wczoraj (6 marca) słupski sąd okręgowy zakończył proces 34-letniej Anny B., oskarżonej o zabójstwo noworodka. Prokurator żąda ośmiu lat więzienia. Adwokat - uniewinnienia.

Wiele emocji towarzyszyło mowom końcowym. Pięcioosobowy skład sędziowski z uwagą przysłuchiwał się argumentom stron. Prokurator Beata Majewska domagała się ośmiu lat więzienia. To według polskiego prawa najniższa kara za zabójstwo. Jednak mecenas Anna Bogucka-Skowrońska przekonywała do uniewinnienia.

Anna B. odpowiadała z wolnej stopy. Na ławie oskarżonych siedziała skurczona, wstawała z niej z trudem, mówiła cichym głosem, spuszczała wzrok. Od początku procesu zawsze w dresach, zawsze w czapce na głowie. Poprosiła o uniewinnienie. Od bardzo poważnego zarzutu. Bo według śledztwa, w październiku 2008 roku Anna B. w ósmym miesiącu ciąży urodziła żywe i zdrowe dziecko. Chłopczyk miał 41 centymetrów i ważył 1400 gramów. Jednak matka nie udzieliła mu pomocy, naraziła je na wyziębienie, a zaraz po porodzie wsadziła razem z pępowiną do foliowego worka na śmieci i schowała do szafki pod zlewozmywakiem. W ten sposób wywołała u synka ostre niedotlenienie. Skutkiem tego była śmierć noworodka. Tak stwierdził biegły z zakresu medycyny sądowej. Zdaniem prokuratury, kobieta popełniła zabójstwo.

To, że Anna B. urodziła, wyszło na jaw, gdy trafiła do szpitala z komplikacjami.

- A gdzie dziecko? - pytali lekarze.

Powiedziała im, że nie była w ciąży. Później, że urodziła w domu w łazience, kiedy była tam teściowa. Twierdziła, że dziecko nie dawało oznak życia i umieściła je w szafce.

W czasie śledztwa, gdy zeznawała jeszcze jako świadek, a nie podejrzana, opowiedziała, że za 500 złotych kupiła od handlarza z ogłoszenia lek przeciw wrzodom żołądka, powodujący skurcze i krwawienia z macicy. Kontaktowała się z dostawcą przez telefon na kartę. Przyjęła dopochwowo i doustnie jedenaście tabletek. Następnego dnia urodziła chłopca.

Pierwszy akt oskarżenia, w którym zarzucono Annie B. takie działanie, sąd cofnął do prokuratury, ale kwestia leku i tak powróciła.

Oskarżona nigdy nie przyznała się do zabójstwa. W sądzie odmówiła wyjaśnień, a jej rodzina skorzystała z prawa do odmowy zeznań. W czasie całego procesu Anna B., matka dwojga dzieci, stwarzała wizerunek osoby schorowanej, zahukanej, żyjącej na uboczu rodziny, dosyć jednak majętnej.
Prokurator Beata Majewska nie miała wątpliwości, że kobieta popełniła ten straszny czyn.

- Dziecko urodziło się żywe. Potwierdziły to opinie medyczne - argumentowała oskarżycielka. - Gdyba matka dała mu szansę, to może kiedyś miałaby wsparcie, bo teraz go nie ma.

Z kolei mecenas Anna Bogucka-Skowrońska w długiej mowie dowodziła, że sam fakt niechodzenia do lekarza w czasie ciąży, nie oznacza planów jej usunięcia.

- Trudno ustalić, że kobieta wiedziała, w jak wysokiej jest ciąży. Nie można wykluczyć, że ten środek kupiła, by spędzić niewielką ciążę. Jednak to dwie kwestie: prawna i etyczna - zaznaczyła adwokat.

- W Polsce kobieta ma prawo ciążę zlikwidować, nie odpowiada za to. To osądzi nie sąd, lecz Bóg. Nie było wrogich działań co do urodzonego dziecka, bo co do poczętego to sprawa etyki.

Obrana argumentowała, że dziecko zaczerpnęło tylko dwa płytkie oddechy. Kilka sekund było żywe. I nie wiadomo, czy niedotlenienie spowodował fakt umieszczenia go w reklamówce, czy stan zdrowia kobiety, czyli senność i duszność po przyjęciu leku.

Mecenas zarzuciła też prokuraturze, że ta "przerabiała tezę", że ojcem dziecka nie był mąż Anny B., choć okazało się, że tak.

Zdaniem obrony, Anna B. to zaszczuta kobieta, która nie miała równych praw w rodzinie.

- Urodziła. Szok. Dziecko sino-różowe. Piętno dzieciobójczyni. Później sytuacja sama już się napędza
- broniła adwokat.

- Dwoje dzieci urodziła, jest bardzo dobrą matką, a później, już po tym, nie donosiła kolejnego. Trzeba zweryfikować zarzut i zastanowić się nad innym.

Sąd zdecydował, że wyrok wyda dopiero za tydzień.

- Dlatego że sprawa jest zawiła - uzasadniła sędzia Agnieszka Niklas-Bibik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza