W toczącym się przed Sądem Rejonowym w Słupsku procesie sędzia Mirosław Stachurski chce przesłuchać mężczyznę, na którego zarejestrowano numer telefonu, z którego ktoś, podający się za pracownika Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy, zadzwonił do pokrzywdzonej Ukrainki. Numer był w dokumentach sprawy, ale słupska prokuratura nie zadała sobie trudu, by sprawdzić, kto dzwonił. Teraz na wniosek sądu ustalono nazwisko i adres z Lublina, mężczyzny, na którego był numer. Ale on pod tym adresem od lat nie mieszka. Miejsce pobytu będzie więc na wniosek sądu ustalane dzięki bazom PESEL i ZUS.
Okazało się, że jeszcze o jednej rzeczy nie wiedzieli słupscy prokuratorzy prowadzący sprawę podrobienia dokumentu. Oskarżony Kamil B. poprosił by sprawdzić grafologicznie też partnera Ukrainki. Jak zeznał tego dnia, gdy był z nią w Gdańsku i potem pojawił się dokument, był też obecny jej konkubent.
W czwartek podczas rozprawy mężczyzna musiał więc złożyć próbki pisma. Trochę czasu mu to zajęło, bowiem pozapisywał wszystkie kartki jakie na biurku położył sędzia, choć wystarczyłaby tylko jedna z nich.
Przypomnijmy, słupska prokuratura już ma opinię grafologa, który uznał, że dokument podpisał oskarżony Kamil B.
Następną rozprawę zaplanowano na maj.
Przypomnijmy, sprawa ma związek z funkcją pełnioną przez Kamila B., który nadal jest miejskim radnym. Właśnie ze względu na to, zaufała mu mieszkająca od sześciu lat w Słupsku pani Ołena. I jak zeznała w pierwszym dniu procesu, dlatego miała do niego pełne zaufanie i wierzyła w jego bezinteresowną pomoc. A ta była potrzebna, bo jej dokumenty o nadanie karty stałego pobytu w Polsce zaginęły w czasach covid między słupskimi a gdańskimi urzędami.
- Ja znałam mamę pana Kamila, która pracowała w sklepie obok i ona powiedziała, że jej syn jest radnym i może będzie mógł mi pomóc. Skontaktowałam się i obiecał pomoc - zeznała pani Ołena.
W sądzie opisywała, jak otrzymała potem telefon z kancelarii prezydenta (tak myślała, bo nie był to telefon z kancelarii - dop. red), że jej zamiast karty stałego pobytu przysługuje obywatelstwo polskie, bo ma polskie korzenie, i że może taki dokument odebrać.
- Udałam się z panem Kamilem do Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku. Ubrałam się odświętnie i pojechałam, czekałam na piętrze przed gabinetem wojewody, a pan Kamil załatwiał sprawę w urzędzie. Jak wrócił to powiedział, że uroczystości nie będzie, ale ma dokument. Wróciliśmy do Słupska i tutaj przy dworcu mi go wręczył - tłumaczyła w sądzie pani Ołena.
Kobieta dokument przedłożyła w słupskim Urzędzie Stanu Cywilnego by wyrobić dowód osobisty. Urzędnicy jednak rozpoznali fałszywkę i skierowali sprawę do prokuratury. Ta skierowała akt oskarżenia do sądu.
- Jestem niewinny. Jako asystent senatora Kazimierza Kleiny miałem do czynienia z dokumentami z Kancelarii Prezydenta RP i wiem jak one wyglądają - bronił się w sądzie Kamil B.
Kamil B. do rady miejskiej dostał się z list Platformy Obywatelskiej, był działaczem tej partii i pracował w jej biurze w Słupsku. Po wybuchu afery z mieszkaniami komunalnymi, które obiecywał załatwić za pieniądze (zawiadomienie w tej sprawie zgłosiła prezydent miasta) usunięto go z klubu PO w radzie i z partii. Nie jest już związany z PO. W tej sprawie zapadł wyrok skazujący Kamila B. za płatną protekcję, ale nie jest on prawomocny. Kamil B. się odwołał do wyższej instancji i jak podkreśla, nadal jest niekarany! Prawnie, póki nie jest prawomocnie skazany, nie ma podstaw do pozbawienia go funkcji radnego. Dodajmy, że nie bywa on już na sesjach rady miejskiej w Słupsku. Ostatni raz był na sesji w marcu 2022 roku.
iPolitycznie - 300 milionów Putina by skorumpować Świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?