Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Prokuratura: To za mało za morderstwo i za zakopanie ciała

Bogumiła Rzeczkowska
Archiwum
Człuchowska prokuratura rejonowa nie zgadza się z wyrokiem wydanym na sprawców uduszenia Zbigniewa P. i zakopanie jego ciała.

Wczoraj pisaliśmy o tym, że 37-letnia Małgorzata K. dostała dziewięć lat więzienia za uduszenie konkubenta, a jej przyjaciel 63-letni Stanisław Z., który zakopał ciało na swojej posesji - dwa lata w zawieszeniu na pięć.

- Wnosiliśmy o 15 lat więzienia za zabójstwo, a za zacieranie śladów zbrodni o dwa i pół roku bezwzględnego więzienia. Jest duża rozbieżność między naszym wnioskiem a wyrokiem za zabójstwo, ale w szczególności nie podoba nam się ta druga kara, w zawieszeniu
- mówi Jarosław Kurowski, zastępca człuchowskiego prokuratora rejonowego. - Dlatego zwrócimy się do sądu o pisemne uzasadnienie wyroku. Po tym zdecydujemy, czy wniesiemy apelację.

Zbrodnia wydarzyła się w lipcu ubiegłego roku w miejscowości Cierznie w gminie Debrzno w powiecie człuchowskim. 55-letni Zbigniew P. został uduszony przez konkubinę, gdy wrócił pijany do domu bez alkoholu, który miał kupić. Para żyła ze sobą 12 lat i miała dwie córeczki. Dziewczynki mają dzisiaj dziewięć i siedem lat. W domu były awantury. Małgorzata K. przyznała, że tamtego dnia też się taka zaczęła.

Popychanie na szafki, na lodówkę. W obawie przed biciem założyła mężczyźnie "dźwignię barkowo-łokciową". Po zbrodni i zakopaniu ciała zgłosiła zaginięcie swojego partnera.

- Siedziałam z nim w kuchni. Wieczorem 13 lipca podjechał jakiś ciemny samochód. Siedział w nim starszy mężczyzna i dwie kobiety. Jedna z nich zapukała do drzwi. Zapytała mnie o mojego konkubenta - opowiadała wtedy policjantom kobieta. - Zawołałam go, wyszedł do samochodu, przywitał się z kierowcą. Wrócił do domu i zaczął mnie wyzywać. Zabrał swoje rzeczy i pojechał. Nie znam tych ludzi, którzy przyjechali samochodem.

W rzeczywistości Zbigniew P. już nie żył, a jego ciało zostało zakopane w głębokim na pół metra dole. Po dwóch miesiącach policja dostała anonim.

W słupskim sądzie okręgowym sprawa Małgorzaty K. i Stanisława Z. odbyła się w błyskawicznym tempie. Wyrok został wydany po jednym dniu procesu. Biegłych psychiatrów, którzy badali oskarżoną, sąd przesłuchał przez wideokonferencję. Stawiła się kurator, reprezentująca prawa małoletnich córek oskarżonej. Do sądu zjechali sąsiedzi wezwani jako świadkowie.

- Lepiej byłoby, gdybyśmy się w karczmie spotkali, a nie tutaj - żartował przed salą rozpraw jeden z mieszkańców Cierzni, jeszcze przed wywołaniem rozprawy.

Małgorzata K. przyjechała w konwoju policyjnym z Aresztu Śledczego w Koszalinie. Dosyć ładna, uczesana w kucyki. Nie chciała składać wyjaśnień ani odpowiadać na pytania.

- Mówić o tym to nic przyjemnego. Nie przyznaję się. Nie chciałam go pozbawić życia, tylko postraszyć - powiedziała.

Sędzia Jacek Żółć odczytywał z akt to, co wyjaśniła w śledztwie. O przyjeździe z Łodzi do Cierzni, o założonej Niebieskiej Karcie. O poduszce, którą włożyła do taczki, zanim wrzucono tam zwłoki ofiary. Może żeby Zbyszkowi było miękko.

- Zbyszek chciał się wkupić w łaski mieszkańców i przed sklepem stawiał alkohol - to historia, którą opowiedziała w śledztwie Małgorzata K. - Później sprowadzał kolegów. Libacje kończyły się awanturami. Na trzeźwo też wyrzucał mnie z domu. Miał pretensje, że urodziłam dzieci.

A Stanisław Z., także o wiele starszy od niej mężczyzna, to wpatrzony w nią, zakochany sąsiad. Pomagał kobiecie finansowo. Twierdzi, że byli blisko ze sobą. Ona - że to tylko koleżeństwo. Nie chciał patrzeć, jak dusiła Zbyszka w kuchni. Zamknął drzwi. Gdy wrócił, to powiedział, że Zbyszek ma już siny język.

- Próbował łapać powietrze, nie bronił się, był zbyt pijany. Wyszedłem z kuchni, jak go chwyciła za szyję, bo się musiałem wystraszyć - mówił Stanisław Z.

Do kuchni weszła też starsza córka. "Tatuś śpi", powiedziała Małgorzata.

- Pomagałem zacierać ślady, bo ją lubiłem. Bałem się, że dzieci będą złe - to wersja sąsiada, w przeszłości dosłownie grabarza.

Według biegłych psychiatrów i psycholog, Małgorzata K. też jest uzależniona od alkoholu, impulsywna i skłonna do agresji.

Sąd stwierdził, że Małgorzata K. zabiła. Choć zamiar był nagły, dusząc ofiarę, mogła przewidzieć skutek.

- Oskarżona nie działała w obronie koniecznej ani pod wpływem silnego wzburzenia - uzasadnił sędzia Jacek Żółć. - W domu dochodziło do rękoczynów, sąd wziął pod uwagę, że konkubent znęcał się nad nią.

Czy wyrok się utrzyma, okaże się, jeśli prokuratura złoży odwołanie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza