Ten samym Anwil tydzień temu po dobrej grze pokonał Asseco Prokom Sopot - mistrza Polski. Przyjeżdża więc do Słupska zespół bardzo dobrze broniący i doskonale rzucający.
W ostatnich sześciu meczach podopieczni Igora Griszczuka, związanego przez ostatnie trzy lata z Energą Czarnymi, mieli powtarzalną ponad czterdziestoprocentową skuteczność za trzy punkty.
Tony Adams, Łukasz Koszarek i Andrzej Pluta będą trudni do zatrzymania, tym bardziej, że potrafią zdobywać punkty, mając oczy zasłonięte przez ręce obrońców. Do składu wróci także Stiepe Modrić, nieobecny w poprzednim meczu Anwilu z powodu kontuzji.
- Na ostatnich treningach Gasper Okorn wprowadził wiele ciekawych zajęć, mających właśnie zatrzymać tę trójkę na obwodzie. Gdyby ktoś prześledził statystyki meczowe, to zobaczy, że w ostatnich naszych meczach potrafimy zapobiec zdobywaniu punktów zza linii 6,25 m. Mamy nadzieję, że uda się to zrobić także w niedzielę wieczorem w Gryfii - mówi Adam Romański, dyrektor sportowy Energi Czarnych.
Słupszczanom w przygotowaniu odpowiedniej taktyki doradzał także Tomas Pacesas, trener z Asseco Prokomu Sopot.
W słupskim zespole na szczęście nikt nie narzeka na kontuzje i choroby. Marcin Sroka, który przed meczem z Kotwicą Kołobrzeg był na konsultacjach medycznych w Warszawie, także trenował.
W słupskim składzie na mecz z Anwilem pojawi się nowy zawodnik. Będzie to ktoś z dwójki: Patryk Przędziński, Mateusz Niemir. To kadeci słupskiego klubu. Ze względu na udział Patryka Przyborowskiego i Huberta Pabiana w ćwierćfinale mistrzostw Polski Enerdze Czarnym brakowało piątego Polaka w składzie do wpisu w protokole. Trzeba więc dokoptować kogoś z młodszej drużyny.
Czy zagra Barlett?
Omar Barlett będzie mógł zagrać w spotkaniu przeciwko Anwilowi Włocławek. Powstały wątpliwości, ponieważ zawodnik ma pensję częściowo wypłacaną przez klub z Kujaw.
- Omar będzie mógł zagrać. Od początku naszych rozmów z włocławskim klubem na temat przejścia tego gracza do nas, zastrzegałem sobie taką możliwość w umowie - powiedział Andrzej Twardowski, prezes Energi Czarnych Słupsk.
Silny skrzydłowy słupskiego zespołu, który już w ostatnim meczu w Kołobrzegu w końcu pokazał kilka dobrych akcji, będzie więc mógł także wystąpić w hali Gryfia przeciwko Anwilowi.
W jego barwach w tym sezonie zagrał w jednym meczu. Zaraz po nim przeszedł do Słupska. W Enerdze Czarnych gra już obecnie czwarty sezon.
Dwa pytania do Okorna
- Będzie Pan zadowolony, jeśli powtórzy obronę z meczu z Kotwicą w spotkaniu z Anwilem?
- Będę szczery: jeśli chcemy wygrać z Anwilem Włocławek, musimy zagrać w obronie jeszcze lepiej niż z Kotwicą w Kołobrzegu.
- Kiedy zaczęliście przygotowania do starcia z Anwilem?
- Od środy. W poniedziałek i wtorek, po meczu z Kotwicą mieliśmy ciężkie treningi siłowe i treningi obrony. W środę zaczęliśmy treningi taktyczne do niedzielnego meczu z Anwilem Włocławek.
Igor Griszczuk gdy prowadził jeszcze Energę Czarnych Słupsk.
Kibice Energi Czarnych mówią "mecz z Anwilem“, myślą Igor Griszczuk. Może także dlatego, nie tylko ze względu na sportowy wymiar widowiska, chcą być obecni w niedzielny wieczór w hali Gryfia. Wszystkie bilety już wyprzedano. Do Słupska bowiem przyjeżdża szkoleniowiec, który ze wszystkich dotychczasowych trenerów prowadzących klub znad Słupi zrobił najwięcej.
On poprowadził zespół w fantastycznym sezonie 2005/2006, gdy koszykarze z hali Gryfia zdobyli brązowy medal. Genialny z dzisiejszej perspektywy wydaje się mecz z Anwilem Włocławek ze stycznia 2006 roku, gdy podopieczni wtedy Andreja Urlepa zostali wręcz zmażdżeni. To był efekt pracy Griszczuka.
On był doskonałym motywatorem, potrafił zmusić zespół do nadludzkiego wysiłku w defensywie, wymuszał na graczach takie zaangażowanie, że na poziomie polskiej ligi wystarczyło to do zdobycia medalu.
Dzisiaj malkontenci mówią, że pokonał w play off Śląsk Wrocław, który prowadzony wtedy przez Jarosława Zyskowskiego nie był najtrudniejszym rywalem, a rozbity kontuzjami Polpak Świecie nie był równym partnerem w meczach o brąz. To już tylko gdybanie. Griszczuk zrobił coś o czym w Słupsku nie marzono.
Rok potem doprowadził drużynę do piątego miejsca przegrywając w play off z Anwilem.
Ostatni sezon to jednak źle dobrany skład, liczne kontuzje, wielostronne pretensje i krach legendy. Rozwiązano z nim umowę, a zespół nie spadł z ligi.
Mimo to trudno odebrać Griszczukowi co cesarskie. Wiele z jego nauk zostało tutaj. Nawet teraz Mantas Cesnasukis, zapytany jak zagrać przeciwko Anwilowi w niedzielę używa słów, które usłyszał po raz pierwszy od niego. - Trzeba iść na ten mecz jak na wojnę, jakby to było ostatnie starcie w życiu.
Skąd to znamy? Tak Griszczuk w sezonie 2006/2007 mówił przed kolejnym meczem play off z Anwilem Włocławek. Po spotkaniach na Kujawach było 1:1. Przed starciami w Słupsku powiedział: - A teraz idziemy na wojnę. Na śmierć.
On pogłębił, albo nawet zdefiniował na nowo pojecie skutecznej gry w defensywie jaką wprowadził w Słupsku Tadeusz Aleksandrowicz. On nauczył konsekwentnej koszykówki Omara Barletta, przy nim wykreowali się Miah Davis, Alex Dunn, on w końcu uczynił Aleksandra Kudriawcewa rasowym obrońcą. To nie jest mało.
Griszczuk, mimo wszystkich przywar, negatywnych cech i kontrowersji, pozostaje postacią pomnikową. Nikt nie zrobił tyle ile on dla klubu. Trzeba to respektować. Zachowanie wobec Griszczuka jest miarą miłości do zespołu z Czarną Panterą.
Już kiedyś słupska publiczność kilkoma okrzykami poniżej pasa rozprawiła się ze Zbigniewem Białkiem - prawie wychowankiem. Teraz warto pokazać większą dojrzałość.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?