Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przetrwali horror, wrócili do Polski. O słupskich sybirakach

Zbigniew Marecki
Szczęśliwe chwile rodziny pani Genowefy jeszcze przez zesłaniem na Sybir.
Szczęśliwe chwile rodziny pani Genowefy jeszcze przez zesłaniem na Sybir. Fot. Archiwum domowe
Wy tu zginiecie - słyszeli wielokrotnie Polacy, których Sowieci wywieźli na Sybir. A jednak wielu przetrwało ten straszny czas i wróciło do Polski. Tak jak Genowefa Motek ze Słupska.

Pani Genowefa jest najstarszą córką Janiny i Franciszka Kowalczyków. Urodziła się w 1927 roku w osadzie Lipno, którą w 1922 roku założyli legioniści Józefa Piłsudskiego w gminie Włodzimierzec w województwie wołyńskim na 200 hektarach ziemi wydzielonych z gruntów miejscowego dziedzica.

- Mojemu tacie, który pochodził ze wsi Oleszno koło Kielc, przypadło 27 hektarów. W ten sposób został nagrodzony za zasługi dla ojczyzny, bo jako 17-latek, w 1914 roku wstąpił do legionów Piłsudskiego i walczył na różnych frontach - w Niemczech i Rosji - opowiada pani Genowefa.

Przy pomocy niewielkiej państwowej pożyczki jej ojciec swoje gospodarstwo tworzył od podstaw. Tam też, w listopadzie 1926 roku ożenił się z Janiną Jankiewicz. Doczekali się pięciorga dzieci. - Roboty było dużo, ale mieszkaliśmy w pięknej okolicy. To były cudowne lata - wspomina pani Genowefa.

Wszystko się urwało, gdy we wrześniu 1939 roku wybuchła II wojna światowa. - Wówczas ojca zmobilizowano. Miał stawić się w Grudziądzu, ale wrócił po 6 dniach, bo jego oddział rozwiązano. U nas na kilka tygodni zamieszkali uciekinierzy z Warszawy - dyrektor fabryki Fiata z żoną oraz dwóch młodych inżynierów z kierowcą - wspomina pani Genowefa.

Ukraińcy narzucili swoje porządki

Gdy 17 września 1939 roku na te tereny wkroczyli Sowieci, NKWD zaraz utworzyło ukraińską milicję, która spisała cały majątek Kowalczyków i ich sąsiadów. Pod żadnym pozorem nie można było nic sprzedać.

Kilka tygodni później Rosjanie zarządzili, że osadnicy mają się zamienić na gospodarstwa z Ukraińcami z pobliskiej wioski. Wtedy Kowalczykowie przeprowadzili się do wsi Choromańce, gdzie zamieszkali z rodziną mamy pani Genowefy. -

To Rosjanom jednak nie wystarczyło. 10 lutego 1940 roku, o godzinie 6 rano do Choromańców przyjechali radzieccy żołnierze, którzy poinformowali przewodniczącego wsi, że zabierają rodziny osadników na Sybir. Przewodniczącym wsi był kuzyn mamy, który szybko kazał się naszemu ojcu schować i liczył, że wtedy mamy z dziećmi nie zabiorą. Nic to nie dało. Dostaliśmy tylko 20 minut na spakowanie - opowiada pani Genowefa.

W bydlęcych wagonach na Sybir

Wszystkich wytypowanych osadników wywieziono saniami na stację kolejową w Rafałówce, gdzie zostali załadowani do bydlęcych wagonów z pryczami. - W zaryglowanych wagonach byliśmy ułożeni jak śledzie. W zimnie spaliśmy w ubraniach, które szybko oblazły wszy. Dostawaliśmy tylko raz na dzień ciepłą wodę i chleb. Wszyscy płakali. Nie było wiadomo, gdzie jedziemy - relacjonuje pani Genowefa.

Pociąg zatrzymał się na stacji Morżęga na przedmieściach Wołogdy na Syberii. Stamtąd saniami po zamarzniętej rzece zesłańców wywieziono w głąb tajgi aż do pasionka Obirkowo nad rzeką Starą Ćmą, gdzie stały tylko dwa jednopiętrowe baraki, sklep, piekarnia, stołówka i komendantura NKWD. Trudów tej 24-dniowej wędrówki nie wytrzymało wielu. - Tam po raz pierwszy usłyszeliśmy, że już do siebie nie wrócimy - dodaje pani Genowefa.

Zesłańcy nie dostali nic do przykrycia. Dzieci leżały na pryczach, a mężczyzn, kobiety i chłopców powyżej 16 roku życia zagnano do wyrębu lasu. - W naszej rodzinie pracowała tylko mama, wiec poza niewielkimi porcjami chleba nie mieliśmy nic do jedzenia. Żywiliśmy się borówkami i żurawiną oraz dziką marchwią, które zbieraliśmy na mokradłach. W naszym baraku na 13 osób pięć umarło, w tym mój najmłodszy brat. Na dodatek zostaliśmy bez mamy, bo ją aresztowano, gdy w piekarni, gdzie pracowała, wykryto brak 200 kilogramów chleba - mówi pani Genowefa. - Po kilku miesiącach obejęłą ją amnestia i wróciła do dzieci.
Na stepie odżyli

Dopiero w sierpniu 1944 roku zesłańcy dowiedzieli się, że będą wracać do Polski. Najpierw płyną statkiem do Wołogdy, gdzie zostali załadowani do wagonów towarowych. W taki sposób dowieziono ich do wioski Rasztat na Ukrainie, kilkadziesiąt kilometrów od Odessy.

- Pracowaliśmy przy zbiorach w stepie. Ziarno, które przy pomocy prymitywnych żaren rozdrabnialiśmy i przerabialiśmy na mamałygę. Chłopcy polowali na zające, a za pracę u Ukraińców dostawaliśmy pomidory i mleko. Dzięki temu było nam już trochę lepiej - dodaje pani Genowefa.

Wtedy poznała Józefa Motka, który w 1952 roku został jej mężem. Był synem byłego żołnierza Armii Hallera, który za zasługi wojenne otrzymał gospodarstwo we wsi Wysokie w województwie poleskim (obecnie Białoruś). On też z dwojgiem rodzeństwa, mamą i babcią trafił na Sybir. W 1944 roku jednak nic ich jeszcze nie łączyło. Ich rodziny osobno przedostawały się do kraju. Kowalczykowie ostatecznie osiedli w Głuchołazach, a ojciec pana Józefa objął gospodarstwo w Kobylnicy Koło Słupska. - Z Józiem ponownie spotkaliśmy się przez przypadek na dworcu w Nysie. Pobraliśmy się i przeprowadziliśmy do Słupska, gdzie przez wiele lat pracowaliśmy w spółdzielczości rolnej. Dochowaliśmy się dwóch synów. Mamy trzy wnuczki i nawet prawnuczki - zdradza pani Genowefa.

Od kilku lat zajmuje porządkowaniem wspomnień. W internecie już można znaleźć wykonany przez nią opis osady Lipno (http://wolyn.ovh.org/opisy/lipno-09.). Spisała też dzieje swojej rodziny, a teraz chciałaby spotkać ze wszystkimi, którzy żyją, a na zesłaniu wpisali się do jej pamiętnika zrobionego z kilkunastu kartek zeszytowych. - Poza wspomnieniami o tym strasznym czasie, które chcę utrwalić dla kolejnych pokoleń, jest to moja najcenniejsza pamiątka z tamtego okresu - mówi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza