Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przeżyjmy to jeszcze raz: rodzeństwo spotkało się po 22 latach

Daniel Klusek
Spotkanie rodzeństwa w redakcji "Głosu”. Pani Anna nie chce ujawniać swojego wizerunku i nazwiska. Zbyt wiele złego spotkało ją od ludzi, którzy dokuczali jej wiedząc, że została adoptowana.
Spotkanie rodzeństwa w redakcji "Głosu”. Pani Anna nie chce ujawniać swojego wizerunku i nazwiska. Zbyt wiele złego spotkało ją od ludzi, którzy dokuczali jej wiedząc, że została adoptowana.
Te święta Piotr Odziomek, mieszkaniec podsłupskich Jeziorek, zapamięta na zawsze. Po raz pierwszy w życiu spędził je z siostrą, którą odnalazł dzięki publikacji w "Głosie".

Piotr Odziomek ma 34 lata, Anna - 22 lata. Pierwszy raz w życiu zobaczyli się na początku grudnia. Długo stali przytuleni. Wzruszenie przez kilka minut nie pozwoliło im na wypowiedzenie choćby słowa. Po chwili mężczyzna był w stanie powtarzać tylko "moja siostrzyczka, moja kochana siostrzyczka". W tym momencie pan Piotr zrealizował największe marzenie swojego życia - odnalazł siostrę, która kilka dni po narodzinach trafiła do lęborskiego Domu Dziecka. Przez ponad dwadzieścia lat mieszkali zaledwie kilkadziesiąt kilometrów od siebie.

Piotr
Wraz z matką dzieciństwo spędził w Łebieniu, wiosce w powiecie słupskim. Jego matka chorowała. Nią i Piotrem od zawsze opiekowała się jej siostra, ciotka pana Piotra.

Dzisiaj razem z żoną i szóstką dzieci Piotr Odziomek mieszka w Jeziorkach. Pracuje fizycznie w jednej ze słupskich firm. Mieszka skromnie, ale widać, że jego dom przepełniony jest miłością. Szczególne miejsce w jego sercu zawsze miała siostra Anna.

- Ja mam pięcioro rodzeństwa, mąż ma tylko jedną siostrę - mówi Elżbieta Odziomek, żona pana Piotra. - Najgorsze były święta i różne rodzinne uroczystości, podczas których spotykała się cała rodzina. Prawie cała, bo nie było Ani. Mąż bardzo często ją wspominał, mówił, jak bardzo mu jej brakowało.

Anna
Urocza, 22-letnia kobieta, mieszkała w Słupsku, na studia przeniosła się do Wielkopolski. Tam mieszka teraz na stałe wraz ze swoim narzeczonym. Za kilka miesięcy urodzi się jej pierwsze dziecko.
Kobieta od początku wiedziała, że pochodzi z domu dziecka.

- Rodzice adoptowali mnie, gdy miałam rok - opowiada. - Początkowo mówili mi, że wzięli mnie z dużego domu, w którym było bardzo dużo dzieci. Gdy byłam mała, myślałam, że tym domem był szpital. Dopiero potem zorientowałam się, że chodziło im o dom dziecka.

Pani Anna nie zgadza się ani na publikację jej nazwiska, ani wizerunku.
- Niestety, wiele osób wie o tym, że nie jestem biologiczną córką moich rodziców - mówi. - Zbyt wiele. Niektórzy nigdy nie powinni się o tym dowiedzieć. W dzieciństwie miałam z tego powodu nieprzyjemności. Czasem słyszałam złośliwości, że nie jestem podobna ani do mamy, ani do taty. Na szczęście rodzice powiedzieli mi o adopcji na tyle wcześnie, że umiałam się przed tym bronić. Mama i tata nie chcieli nic wiedzieć o mojej biologicznej rodzinie. Dlatego nie wiedzieli również o tym, że mam brata.

Kobieta wiele razy podkreśla swoje szczególne relacje z adopcyjnymi rodzicami.
- U nich jest mój dom. Tam się wychowałam, tam miałam miłość, ciepło i rodzinę. Rodzice zawsze poświęcali mi czas, bardzo się kochamy - mówi.

Pani Anna jako dziecko marzyła o tym, żeby mieć brata. Koniecznie starszego. - Chciałam, żeby był fajny i żeby przychodzili do niego fajni koledzy - mówi.

Rozstanie
W pierwszych dniach lutego 1987 roku matka przywiozła kilkudniową Anię ze słupskiego szpitala do domu w Łebieniu. Kilka godzin później mała była już w Domu Dziecka w Lęborku.

- Wychodziłem do sklepu i widziałem, że do wioski przyjeżdża karetka - opowiada pan Piotr, wówczas 12-letni chłopak. - Nie sądziłem, że są w niej mama i Ania. Gdy wróciłem do domu, Ani już tam nie było. Pracownicy socjalni zabrali siostrę i pojechali do Lęborka. Bardzo wtedy płakałem, bo nawet nie zdążyłem jej zobaczyć. Mama też była bardzo smutna.

Już wtedy obiecał sobie, że gdy będzie dorosły, zrobi wszystko, aby odnaleźć Anię. To również doradzali mu sąsiedzi, gdy tylko osiągnął pełnoletniość.

- Początkowo nie miałem warunków mieszkaniowych - wspomina pan Piotr. Jednak już 11 lat temu po raz pierwszy pomyślał o tym, żeby odnaleźć siostrę. - W Polsacie leciał wtedy program "Zerwane więzi", w którym redakcja pomagała odnaleźć się rodzinom. Planowałem się tam zgłosić i poprosić o odszukanie Ani. Ale jakoś nie wyszło - wspomina.

Dwa miesiące temu pan Piotr pojawił się w Domu Dziecka w Lęborku i w słupskim Urzędzie Stanu Cywilnego. Tam dowiedział się tylko, że jego Ania urodziła się 30 stycznia 1987 roku i zdobył numer akt sądowych dotyczących adopcji siostry. Wglądu do nich jednak nie miał. Na początku grudnia pojawił się więc w redakcji "Głosu". Opowiedział wzruszającą historię z dzieciństwa i poprosił redakcję o pomoc w odnalezieniu siostry. Miał nadzieję, że ona lub jej adopcyjni rodzice przeczytają artykuł. Nie pomylił się.

Spotkanie
Pani Anna na początku grudnia wróciła z Wielkopolski do rodzinnego domu w Słupsku.
- Tata pokazał mi gazetę, w której był apel Piotra. Powiedział, że to jest mój brat. To był dla mnie szok, bo nie wiedziałam, że w ogóle mam brata. Początkowo nie wierzyłam, ale mama upewniła mnie, że to nie pomyłka - mówi pani Anna. - Byłam jego ciekawa, ale też bałam się tego spotkania. Rodzice przekonali mnie jednak, abym go poznała.

Kobieta poszła do Urzędu Stanu Cywilnego po metrykę urodzenia. Kierowniczka USC skontaktowała się z redakcją "Głosu" i dostała od nas numer telefonu do pana Piotra. W ten sposób rodzeństwo po raz pierwszy w życiu mogło się usłyszeć.

- Wracaliśmy z żoną samochodem od jej siostry. Nagle zadzwonił telefon. Żona odebrała i powiedziała, że dzwonią z jakiegoś urzędu - mówi pan Piotr. - Zatrzymałem więc samochód na poboczu i wziąłem telefon do ręki. Gdy dowiedziałem się, że siostra chce ze mną rozmawiać, pomyślałem, że to żart. Nie wierzyłem, że tak szybko udało się ją odnaleźć.

- Brat był zaskoczony. Ja miałam chwilę na oswojenie się z tą sytuacją. Wzięłam więc głęboki oddech i powiedziałam, że jestem - mówi pani Anna.

Podczas spotkania w redakcji "Głosu" rodzeństwo nie ukrywało emocji. Pan Piotr powitał siostrę bukietem kwiatów. Potem przez kilkanaście minut klęczał u jej stóp i całował ją po dłoniach. Jego wzruszenie było tak duże, że dłuższą chwilę płakał jak dziecko. Pani Anna poznała również żonę swojego brata oraz swoich dwóch najmłodszych siostrzeńców.

- Dopiero niedawno tata powiedział mi, że szukał siostry i że właśnie ją znalazł - mówi ośmioletni Kamil Odziomek, syn pana Piotra. - Wcześniej nie wiedzieliśmy nawet, że mamy ciocię i że jest taka ładna.

Teraz rodzeństwo będzie miało dla siebie sporo czasu. Za kilka miesięcy pani Anna zostanie mamą. Wiosną planuje wyjść za mąż. Ślub odbędzie się w Słupsku. Potem pani Anna wraca do Wielkopolski, gdzie ma mieszkanie i dobrą pracę.

- Zostanie nam kontakt telefoniczny, no i spotkania, gdy siostra przyjedzie do swoich rodziców - mówi pan Piotr.

- Zdawałam sobie sprawę z tego, że moja rodzina w najbliższym czasie się powiększy. Jednak przed przyjazdem do Słupska nie sądziłam, że aż tak bardzo - śmieje się przyszła mama.
Czeka ją jeszcze jedno spotkanie, być może najtrudniejsze w jej życiu. Z biologiczną matką, która nawet nie wie jeszcze o tym, że jej córka została odnaleziona.

- To spotkanie będzie dla mnie bardzo trudne i muszę się do niego dobrze przygotować - mówi pani Anna.

- Nie czuję jednak do niej żalu, wiem, że trafiłam do domu dziecka nie dlatego, że ona mnie nie chciała, ale dlatego, że zdrowie nie pozwoliło jej się mną opiekować. Ale wiem też, że moi rodzice są w Słupsku. Tutaj jest mój prawdziwy dom rodzinny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza