Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przybywają osadnicy. Powiatowy Urząd Repatriacyjny w Słupsku (ZDJĘCIA)

Andrzej Gurba
Andrzej Gurba
Słupski Państwowy Urząd Repatriacyjny wraz z punktem etapowym były po wojnie dla tysięcy ludzi pierwszym przystankiem na nowej, innej drodze życia.

Oddział Państwowego Urzędu Repatriacyjnego w Słupsku został założony 10 maja 1945 roku przez grupę operacyjną PUR Koszalin. Działał formalnie do grudnia 1950 roku. Dłużej, bo do 9 marca 1951 roku istniał punkt etapowy, głównie z powodu wzmożonych jeszcze w tym okresie wyjazdów obywateli niemieckich. PUR-y i punkty etapowe działały w każdym powiatowym mieście na Pomorzu, ale słupskie były o tyle istotne, że były rozdzielcze na pozostałe powiaty.

Przy ulicy Wojska Polskiego

PUR użytkował część budynku przy ul. Wojska Polskiego 1. Były tu m.in. biura, noclegownia dla repatriantów, kuchnia, magazyny. PUR miał też plac z budynkami przy ówczesnej ul. Żymierskiego 36 (tam trzymano m.in. żywy inwentarz). Kiedy zlikwidowano PUR i punkt etapowy, obiekty przejęła szczecińska dyrekcja Orbisu.
PUR i punkt etapowy były dla tysięcy ludzi pierwszym przystankiem na nowej, innej drodze życia. To było obowiązkowe miejsce dla przesiedleńców, repatriantów, reemigrantów. To był też punkt przez który musieli przejść wszyscy Niemcy, którzy wyjeżdżali z powiatu słupskiego.

Niekompletna dokumentacja dotycząca słupskiego urzędu repatriacyjnego oraz punktu etapowego znajduje się w Archiwum Państwowym w Szczecinie. Znajdują się w nim m.in. miesięczne sprawozdania (wraz z imiennymi wykazami) dotyczące transportów przesiedleńców, repatriantów, wysiedlanych Niemców. Są szczegółowe dane dotyczące np. zużytych produktów spożywczych w punkcie (głównie chleb, ziemniaki, słonina, cebula, marmolada, cukierki), prośby o domy, mieszkania, gospodarstwa.

Wagon za wagonem

Sprawozdanie za marzec 1950 roku z ruchu oraz rozładunku wagonów z przesiedleńcami, repatriantami i reemigrantami. - W miesiącu sprawozdawczym przybyło na teren powiatu słupskiego 12 wagonów. Przesiedleńców przybyło 11 rodzin - 44 osoby, którzy przywieźli ze sobą: 14 koni, 20 krów, 16 świń, 12 owiec i 112 sztuk drobiu. Przesiedleńcy pochodzą: 4 rodziny z kieleckiego, 3 rodziny z woj. lubelskiego, 1 rodzina z woj. rzeszowskiego, 1 rodzina z województwa białostockiego, 1 z warszawskiego i 1 z gdańskiego - czytamy w dokumencie. W styczniu było 6 rodzin - 26 osób. Była też 3-osobowa rodzina repatriantów z ZSRR oraz 11 wagonów reemigrantów z Niemiec. Osiedlano ich w mieście i na wsi. Od razu klasyfikowano jako element miejski i wiejski, po zawodach i po tym, co robili wcześnie

Repatrianci prosili o domy

- Będąc repatriantem zza Buga, gdzie zostawiłem własną nieruchomość miejską uprzejmie proszę o przyznanie mi jako rekompensaty, przekazanie mi do korzystania i użytkowania: domu mieszkalnego (dł. 10,5 metrów, szerokość 10 metrów) murowanego, podpiwniczonego z poddaszem. Na parterze: 3 pokoje, kuchnia, ubikacja. Na pierwszym piętrze: 3 pokoje, kuchnia, ubikacja i na poddaszu: 2 pokoje, kuchnia i ubikacja; ogrodu warzywno-owocowego o powierzchni 1600 metrów kwadratowych oraz ruchomości w tym domu. Nieruchomość powyższa należy do Niemca Maxa Neidlera - napisał we wrześniu 1945 roku Otton Rupejko z Lidy.

Jadwiga Molenczyk w maju 1946 roku prosiła o nowy dom. - Urodziłam się w 1896 roku w Wilnie z matki Brygidy Jundziłłów i z ojca Kazmimierza Jadkowskiego. Po ukończeniu gimnazjum w 1914 roku poślubiłam Wacława Molenczyka, który w 1922 roku został mianowany sędzią grodzkim. W 1928 roku kupiliśmy dom drewniany w Wilnie za 16 500 zł. Po śmierci męża (1936 rok - dop. autora) żyłam z emerytury wyznaczonej mi przez sąd grodzki. Dom składał się z czterech mieszkań - po trzy pokoje o ogólnej kubaturze 650 metrów sześciennych, składu, studni oraz ogrodu. Zaasekurowany dom był na 8000 złotych. Przez cały okres wojny po stracie emerytury żyłam wyłącznie tylko z ogrodu i domu. W 1945 roku zapisałam się z córką na wyjazd do Polski. Komisja szacunkowa w 1946 roku oszacowała mój dom na 18 970 zł (w 1943 roku asekuracja wynosiła 27000 zł). Po przyjeździe do Polski zamieszkałam w Słupsku przy ulicy Szczecińskiej 97/5 i znajduję się w ciężkich warunkach. Proszę więc o przyzanie mi domu - czytamy w dokumentach.

Michał Żurawiel w maju 1946 roku chciał przejąć na własność dom przy ul. Żółkiewskiego 68/69, w którym mieszkał. - Niniejszym proszę uprzejmie Urząd Repatriacyjny w Słupsku o przyznanie mi na własność domu znajdującego się w Słupsku przy ul. Żołkiewskiego 68/69. Dom jest parterowy, gliniany, składający się z 4 pokoi i 2 kuchni oraz przyległym ogrodem. Jestem zdemobilizowanym repatriantem zza Buga, na dowód czego załączam odpis orzeczenia wydanego mi przez Państwowy Urząd Repatriacyjny w Bydgoszczy. W myśl orzeczenia niniejszego przysługuje reapatriantowi prawo ubiegania się i przydzielenia nieruchomości odpowiadającej w miarę możności wartości pozostawionej poza granicami Polski. Osiedliłem się w Słupsku i pracuję w Nadleśnictwie. Szczerym moim pragnieniem jest pracować dla ugruntowania polskości na tych ziemiach nowoodzyskanych, aby mieć zapewniony własny kącik który by mi był gniazdem rodzinnym i miejscem odpoczynku po pracy - napisał Żurawiel.

Pracownicy rolni na wykopki

W punkcie etapowym działało schronisko - 184 metry kwadratowe, 7 izb na 65 osób. Wyposażenie schroniska: 35 łóżek żelaznych, 30 polowych. Np. w grudniu 1950 roku w punkcie etapowym przebywało 89 obywateli niemieckich przed odesłaniem ich do punktu zbornego we Wrocławiu. PUR był też punktem, do którego przybywali zwerbowani pracownicy rolni do PGR-ów i na wykopki.

W szczecińskim archiwum znajduje się protokół z 9 marca 1950 roku dotyczący tej akcji. - Pierwszy powiatowy punt przyjęcia robotników rolnych został uruchomiony dzisiaj w lokalu PUR przy al. Wojska Polskiego 1. Punkt jest gotowy od przyjęcia od zaraz 33 pracowników rolnych mając gotowe do użytku 33 łóżka z siennikami, podgłówkami oraz po jednym kocu na osobę. Poza tym PUR posiada w zapasie 9 sienników. PUR daje do dyspozycji kuchnie i bierze na siebie odpowiedzialność za wyżywienie przyjeżdżających robotników rolnych w ilości 2 tysiące sztuk. PUR ze swej strony daje kucharkę. Obwodowy Urząd Zatrudnienia w Słupsku uzupełni brakujące uposażenie dla 50 osób, jak również zakupi 200 prześcieradeł, 13 podgłówków, 10 sienników, 20 noży, 50 łyżek, 80 kubków (lub 50 emaliowanych), 10 ścierek - czytamy w dokumencie.

15 września 1950 roku zawarto umowę między PUR a Obwodowym Urzędem Zatrudnienia w Słupsku w sprawie uruchomienia punktu dla pracowników rolnych zwerbowanych do PGR. Punkt dostał 50 łóżek z siennikami i podgłówkami, 50 kocy, kuchnię i lokal na magazyn. Umowę zawarto na 3 miesiące.

Trudne warunki życia

Przesiedleńcy, repatrianci i reemigranci trafiali na bardzo trudne warunki. Inne, niż się spodziewali. W sierpniu 1949 roku słupski PUR pisał do wojewódzkiego oddziału w Szczecinie. - Reemigranci przybywający z Niemiec do Słupska mają obok trudności w otrzymaniu mieszkań nadto trudności w uzyskaniu pracy. Ponieważ pewna ich część nie posiada zasobów materialnych, przeto często walczą z rozmaitymi niedogodnościami i niedostatkami. Wszystkim i najpewniej przy wyjeździe z obszaru byłej Reszy Niemieckiej dano zapewnienie, że po powrocie do swego kraju ojczystego doznają opieki ze strony władz państwowych i że ta opieka zapewni im bezzwłocznie osiągnięcie dobrych stosunków życiowych. Tymczasem nadzieja jaką pokładali w takich zapewnieniach w wielu przypadkach okazała się zwodnicza - skarży się Czesław Pawlikowski, naczelnik słupskiego PUR-u. Dalej PUR skarży się, że tak zakłady, jak i urząd pracy nie znajduje dla nich zatrudnienia.

Wiadomo, że Sowieci dokonali w Słupsku spustoszenia (spalone śródmieście, dewastacja zakładów, budynków, gospodarstw). Nie pozwalali też na wyjazd Niemców ze Słupska, bo potrzebni im oni byli jako tania siła robocza. Prezentujemy fragment pisma z 16 lutego 1950 roku ze słupskiego PUR-u do wojewódzkiego oddziału w Szczecinie. - Władze sowieckie na razie nie zwalniają zatrudnionych u nich Niemców, ponieważ potrzebują ich do prowadzenia gospodarstw rolnych i tłumaczą swe postępowanie niemożnością innych zastępczych sił roboczych. Zwolnienie następuje tylko wtedy, gdy niemiecki robotnik jest niezdolny do pracy albo lub też w razie odstąpienia gospodarstwa władzom polskim - czytamy w dokumencie.

W 1950 roku Słupsk liczył nieco ponad 33 tysiące mieszkańców. Około 32 tysiące z nich to ludność napływowa. Najwięcej było repatriantów z Kresów - około 12 tysięcy oraz z Warszawy i okolic - ponad 5 tysięcy. Nowi mieszkańcy Słupska byli bardzo zróżnicowani pod względem kultury, tradycji, religii, pozycji społecznej, nastawienia do nowej Polski, oczekiwań. To bardzo utrudniało integrację i rodziło wiele konfliktów.

ZOBACZ TAKŻE WIDEO: ZNISZCZONY ZABYTKOWY KOŚCIÓŁ W WOŁCZY WIELKIEJ

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza