Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Przyjaźń legła pod płotem

Zbigniew Marecki [email protected]
- Mąż poprawił inskrypcję na obelisku i teraz czekamy na dalsze ruchy w tej sprawie - mówi Jolanta Kostka.
- Mąż poprawił inskrypcję na obelisku i teraz czekamy na dalsze ruchy w tej sprawie - mówi Jolanta Kostka. Fot. Sławomir Żabicki
W Wodnicy koło Ustki próba ułożenia stosunków między dawnymi, niemieckimi mieszkańcami, a obecną ludnością, rozbiła się o kamień.

Pod koniec maja ubiegłego roku w Wodnicy miała się odbyć międzynarodowa feta. Planowano uroczyste odsłonięcie obelisku, który został odnaleziony na poniemieckim cmentarzu.

Ustawiono go tam jeszcze w czasach niemieckich jako wyraz hołdu dla czternastu mieszkańców wsi, którzy zginęli w czasie pierwszej wojny światowej. Teraz miał odegrać nową rolę jako symbol pojednania dwóch narodowości. Tak przynajmniej zapewniał niemiecko-polski tekst ("Ten kamień jest symbolem pokoju i przyjaźni byłych i obecnych mieszkańców Wodnicy"), który na zlecenie strony niemieckiej wykuł miejscowy rzeźbiarz Stanisław Kostka.

Przyjechali, odjechali

Do uroczystości jednak nie doszło, bo w nocy przed przyjazdem delegacji z Niemiec obelisk został wyrwany z miejsca, gdzie miał stać, i znalazł się w pokrzywach w lesie Mieczysława Wichra. Niemieccy goście byli oburzeni i zawiedzeni, gdy dotarli do Wodnicy. Zigfrid Lemm, jeden ze sponsorów przedsięwzięcia tak się zdenerwował, że skierował do słupskiej prokuratury doniesienie o kradzieży kamienia.

Teraz obelisk leży pod płotem w obejściu rzeźbiarza, bo tam za pokwitowaniem złożył go Wicher. Na razie wygląda na to, że tam już pozostanie. W każdym razie Rada Sołecka ufundowała nowy obelisk. Mniejszy kamień polny, z metalową tablicą w języku polskim. Stoi wstydliwie schowany, nieco na uboczu wsi, tak jakby wszyscy chcieli o nim zapomnieć.

Polska Niemka z inicjatywą

Pomysł ustawienia obelisku we wsi pojawił się już przeszło dziesięć lat temu, gdy dawni, niemieccy mieszkańcy wsi, zaczęli do niej przyjeżdżać w ramach sentymentalnych podróży do miejsca urodzenia.

Praktyczne kształty projekt zaczął jednak przybierać, gdy we wsi pojawiła się Ewa Czelejewska, nazywana tu "polską Niemką". Nie tylko kupiła sporą posesję, której biała elewacja i ładnie zagospodarowane otoczenie korzystnie wyróżniają się na tle otoczenia, ale także zaczęła się mocno angażować w życie wsi.

Doprowadziła do odtworzenia Koła Gospodyń Wiejskich, pośredniczyła w sprawie finansowania przez Niemców zakupu drzwi i okien do świetlicy, a później zaczęła popularyzować ideę ustawienia obelisku.

- Chciałam, żeby u nas było jak w Europie. Liczyłam też, że to pomoże wsi przyciągnąć turystów. Dlatego zgodziłam się na rolę tłumacza i pośrednika. Resztę załatwiało niemieckie stowarzyszenie oraz przedstawiciele wsi i gminy - mówi Czelejewska. Nie ukrywa rozgoryczenia. Jej zdaniem Niemcy zostali wykorzystani i oszukani.

Osoby jej nieprzychylne mówią natomiast, że dofinansowanie świetlicy to był świadomy zabieg, aby łatwiej było uzyskać zgodę na ustawienie pomnika. Ryszard Juszczyński, były sołtys, za którego kadencji trwały zabiegi o lokalizację obelisku, takich sformułowań nie używa, ale trochę obciąża Czelejewską za wybuch niechęci części mieszkańców do Niemców.

- Były pewne ustalenia Rady Sołeckiej, a ona i tak robiła, co chciała. Nawet gdy tłumaczyła z niemieckiego różne wypowiedzi, to zmieniała je tak, jak jej się podobało - mówi. Szybko jednak ucina rozmowę, bo teraz sprawą zajmuje się pani wójt i on nie zamierza się wtrącać.

W każdym razie głównym punktem niezgody stało się podobno to, że na obelisku wyżej umieszczono napis w języku niemieckim, a niżej jego polskie tłumaczenie.
Sąsiedzkie niechęci

Gdy z mieszkańcami Wodnicy rozmawia się dłużej o awanturze o obelisk, na jaw wychodzą także inne przyczyny konfliktu. Na przykład sąsiedzkie zatargi między Czelejewską a Waldemarem Ferberem, właścicielem Zakładu Pogrzebowego "Dąbek" w Ustce.

- Ona go krytykowała, że przywozi na swoją budowę fragmenty cmentarnych pomników i wykorzystuje je do wzmacniania fundamentów. On był niezadowolony, że kupiła ziemię od jego rodziny i rozpuszczał wśród sąsiadów plotki, że Niemcy chcą wykupić Wodnicę i zająć nasze domy. To budziło coraz większe podziały - opowiada jedna z mieszkanek Wodnicy. Chce pozostać anonimowa, bo sprawa nadal budzi we wsi emocje.

- Niczego nie usuwałem. Pomogłem tylko Radzie Sołeckiej, dając samochód do przewiezienia obelisku - tłumaczy Ferber. Nie ukrywa jednak, że jest przeciwny stawianiu pomników Niemcom, którzy wyrządzili Polakom wiele krzywd. - Poza tym nie można stawiać pomnika z błędami w pisowni polskiej - dodaje. Uważa, że sprawa jest już zamknięta.

Wytłumaczyli się eurodeputowanemu

Jolanta Kostka, żona rzeźbiarza przyznaje, że w inskrypcji był błąd, bo zabrakło jednego "i". - Mąż jest dyslektykiem, ale już wyrył brakującą literkę - dodaje. Jej zdaniem, a jest radną gminną, należącą do klubu wspierającego panią wójt, sprawa jednak nie jest zakończona.

- We wsi jest dużo do załatwienia, bo drogi są w fatalnym stanie, a przystanki zaniedbane, ale kwestię obelisku trzeba w końcu rozstrzygnąć, tym bardziej że w październiku ubiegłego roku, jeszcze przed wyborami samorządowymi, podczas zebrania wiejskiego 38 osób było za tym, aby obydwa kamienie ustawić obok siebie - przypomina.

Tymczasem wójt gminy Ustka Anna Sobczuk-Jodłowska uważa, że decyzja zebrania wiejskiego i Rady Sołeckiej była nieco inna. - To była propozycja rozwiązania, które zaproponowano stronie niemieckiej, ale do tej pory nie otrzymaliśmy w tej sprawie odpowiedzi - wyjaśnia.

Jednocześnie przyznaje, że skandal, jaki wybuchł po usunięciu obelisku tuż przed jego oficjalnym odsłonięciem, stał się głośny w Niemczech. O wyjaśnienia w tej sprawie poprosił nawet Elmar Brok, niemiecki eurodeputowany.

- Odpowiedzieliśmy na jego pytanie i zapadła cisza - mówi pani wójt.

Na razie nie wiadomo, jak długo będzie trwała. Wiadomo natomiast, że słupska prokuratura, która badała sprawę obelisku, postępowanie umorzyła, bo nie dopatrzono się łamania prawa przez Radę Sołecką. Jej decyzję potwierdził Sąd Okręgowy w Słupsku, który umorzenie utrzymał w mocy.

- To się tak nie skończy. Niemcy nie odpuszczą, ale ja jestem Polką i przeciw wsi świadczyć nie będę - dodaje Czelejewska, ale przestała już myśleć, że na starość zamieszka w Wodnicy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza