Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ratunek był spóźniony

(maz)
Wyjazd ze stacji słupskiego pogotowia ratunkowego. Liczy się już czas niesienia pomocy
Wyjazd ze stacji słupskiego pogotowia ratunkowego. Liczy się już czas niesienia pomocy Fot: Rafał Szamocki
Gdyby pogotowie przyjechało wcześniej do mojego ojca, to może by jeszcze żył - uważa Danuta Ziętara-Prokop ze Słupska. Nie może zrozumieć, jak to się dzieje, że w 100-tysięcznym mieście pogotowie dysponuje tylko dwoma karetkami ratunkowymi

Pani Danuta swojego ojca zaczęła ratować we wtorek przed godz. 9.
- Przyjechałam do ojca, jak tylko syn powiadomił mnie, że coś się dzieje z dziadkiem. Najpierw masowała go mama. Potem pomogłam mu tak, że mógł się podnieść. Choć jestem pielęgniarką, bałam się go ruszać, bo wszystko wskazywało, że przechodzi zawał. Kilka minut po godz. 9 wezwałam więc pogotowie, ale przyjechało dopiero po godz. 10.40. Podobno dlatego, że dysponowało jedynie dwoma karetkami: jedna pojechała do porodu, a druga do drgawek. Gdy się pojawili, sanitariusze przycisnęli ojca pasem na sercu i znosili go po schodach tak, że aż fotel podskakiwał. Na chirurgii nie zrobiono mu nawet EKG. Położyli człowieka i czekali, aż dostanie następnego zawału. Dopiero na intensywnej terapii lekarze i pielęgniarki robili wszystko, aby ojca uratować, ale było już za późno. Od lekarzy usłyszałam, że gdyby pogotowie przyjechało szybciej, ojciec może by żył - mówi zapłakana córka.
Natomiast Włodzimierz Rutkowski, kierownik słupskiego pogotowia tłumaczył wczoraj jednej z lokalnych gazet, że karetka nie mogła przyjechać na czas, bo jedna w tym czasie pojechała do chłopca w Domaradzu, a druga była u umierającego. Pozostałe nie działały, bo szpital nie jest w stanie kompletować do nich obsady. Wczoraj pan Rutkowski nie był uchwytny, bo odpowiadał na pytania kontrolerów Pomorskiej Regionalnej Kasy Chorych. Mariola Rynkiewicz, rzecznik Pomorskiej Regionalnej Kasy Chorych nie ukrywała zdziwienia wypowiedziami kierownika pogotowia.

Andrzej Piotrowski dyrektor szpitala:

Teraz mamy kontrolę. Ona wykaże, czy dobrze działamy. Mogę tylko powiedzieć, że zgodnie z kontraktem, który podpisał jeszcze dyrektor Czyż, mamy jedną erkę, jeden zespół wypadkowy, jeden noworodkowy oraz dwie karetki ogólnolekarskie.
Na jedną potrzebującą pomocy pogotowia osobę dostajemy od Kasy Chorych 23 złote, a obsługujemy 151 tysięcy osób, co daje sumę 3,5 miliona zł.

Dlaczego pogotowie się spóźnia - str. 3 wydanie papierowe Głosu Pomorza

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza