Gdy zaczęło świtać, byliśmy niemal w samym środku spektaklu. Zawsze marzyłem, żeby go zobaczyć na własne oczy. Udało się. Tysiące żurawi stojących w jednym miejscu, gdzieś nad Biebrzą, nagle zrywających się do lotu na żerowisko... widok niezapomniany. Długo nie mogłem zrozumieć, dlaczego najważniejsze wydarzenia z życia Jezusa Chrystusa, jak zmartwychwstanie, czy właśnie narodzenie w Betlejem, wydarzyły po ciemku, czy też, jak to precyzuje jedna z kolęd - „wśród nocnej ciszy”. Dlaczego nie „wśród dziennego zgiełku”, kiedy ludzie kręcą się tu i tam, pracują, są w ruchu, co pozwoliłoby uzyskać efekt zaskoczenia? Dlaczego aniołowie nie objawili się w samo południe w centrum Jerozolimy, żeby obwieścić narodziny Mesjasza, tylko właśnie „wśród nocnej ciszy”, gdzieś na uboczu, wobec kilku, czy kilkunastu prostych pasterzy? Dlaczego Bogu nie zależy na efekcie WOW?
Niektórzy sądzą, że gdyby na ich oczach wydarzyło się coś spektakularnego, to momentalnie bardziej uwierzyliby w Boga, zaufali Mu i zaczęli żyć zgodnie z tym, co proponuje. Niechby dał jakiś dowód, czarno na białym, np. przemienił wodę w benzynę, albo rozmnożył węgiel na składzie, czy też mówiąc już zupełnie serio, uzdrowił drogą mi osobą z raka. Te wszystkie rzeczy już miały miejsce i, faktycznie, wywołały efekt WOW. Czy jednak wzbudziły wiarę? Niektórzy z tych, co robili wielkie oczy na widok cudów, za chwilę podnieśli wielki krzyk: „Na krzyż!”.
Odnoszę wrażenie, że wiara jest rzeczywistością, na którą efekt WOW nie działa. Ona dzieje się na innym, głębszym poziomie, a efekt WOW jest raczej krótkotrwały. Dlatego powiem Państwu szczerze, że ja już dawno przestałem w wierze wypatrywać efektu WOW. Tak, wiem, że cuda w znaczeniu nadzwyczajnych Bożych interwencji są czasem potrzebne i dzieją się, ale dla mnie jednym z największych cudów, który nieustannie wywołuje mój zachwyt, jest np. proces fotosyntezy. Jeśli wierzę, że ten świat i wszystko, co na nim jest, stworzył Bóg, to fotosynteza jest jednym z najgenialniejszych objawień Boga, który jest światłem.
Ostatnio usłyszałem nawet o kolejnym wydarzeniu w Polsce, które nosi znamiona tzw. cudu eucharystycznego. Odkryłem, że wcale nie jestem aż tak bardzo zainteresowany, jakie będą wyniki badań w tej sprawie. Mi osobiście takie cuda wcale nie pomagają wierzyć. One mnie w pewnym sensie płoszą, jak podchodzący w świetle dnia do stada żurawi fotograf płoszy te czujne ptaki. Ja się boję przyparcia do muru, a cuda, które w jakimś sensie są niezbitymi dowodami, trochę przygniatają. Wiem, że On woli noc. Wiem, że mi też ta noc jest potrzebna. Moje oczy, uszy, uczucia, rozum muszą czasem okryć się ciemnością, dlatego nieraz muszę przestać widzieć, słyszeć, czuć i rozumieć, żeby On mógł przyjść tak naprawdę i dogłębnie. Również dlatego, że te moje narzędzia w kontakcie z Nim są jak niewielka żarówka w kontakcie ze zbyt dużym napięciem. Dlatego nie boję się braku widzenia, czucia, czy rozumienia Boga, bo wierzyć nie znaczy widzieć, czuć i rozumieć. Wierzyć znaczy szukać, „wśród nocnej ciszy”, nieustannie i na wszelkie możliwe sposoby.
Konto Amazon zagrożone? Pismak przeciwko oszustom
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?