Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rekordowe odszkodowanie w Wielkiej Brytanii dla Polaka. Miliony funtów za cierpienie (szczegóły)

Marcin Barnowski; Współpraca: Jakub Ryszko, "Goniec Polski", Londyn
Łukasz Borowski w swoim mieszkaniu w Pontefract (Yorkshire) specjalnie przystosowanym do potrzeb osoby niepełnosprawnej.
Łukasz Borowski w swoim mieszkaniu w Pontefract (Yorkshire) specjalnie przystosowanym do potrzeb osoby niepełnosprawnej. Fot. Archiwum rodziny Borowskich
Łukasz Borowski wyjechał do Anglii, żeby zarobić na godziwe życie. Wskutek wypadku drogowego na zawsze pozostanie kaleką.

Sąd w Newcastle przyznał we wtorek rekordowe w dziejach Wielkiej Brytanii odszkodowanie 8,35 mln funtów 27-letniemu mieszkańcowi Szczecina. To równowartość 38,5 mln zł. Ofiary wypadków w Polsce mogą tylko pomarzyć o takim załatwieniu sprawy.

Tragedia miała miejsce w listopadzie 2005 roku. Łukasz Borowski podróżował jako pasażer w peugeocie 307 kierowanym przez Brytyjkę. Były złe warunki, auto wpadło w poślizg i wjechało do rowu. Kierowcy nic się nie stało, ale Łukasz miał ogromnego pecha: w wyniku wypadku doznał przerwania rdzenia kręgowego.
- Jest sparaliżowany od szyi w dół. Kompletnie nie czuje swojego ciała - mówi Elżbieta Borowska, żona Polaka. Pan Łukasz poznał ją w Polsce. Do czasu wyjazdu na Wyspy mieszkali razem w jej rodzinnym Czaplinku.

Anglia od razu podała mu pomocną dłoń

Szczęściem w nieszczęściu emigrantów - jak podkreślają - było to, że do wypadku doszło w Wielkiej Brytanii, a nie w Polsce, z której musieli wyjechać za chlebem. Po pierwsze: w szpitalu były lepsze warunki. Po drugie: zanim jeszcze pan Łukasz został wypisany ze szpitala, przydzielono mu tak zwaną cause manager - socjalną pełnomocniczkę, która przejęła na siebie praktycznie wszystkie obowiązki związane z reorganizacją jego życia.
- Właściwie o nic nie musiałem się martwić - opowiada. - Ta kobieta wyszukała firmę, która zajmowała się wynajmem lokali specjalnie przystosowanych dla takich jak ja.

Ma za co żyć

Mężczyzną - oprócz żony - zajmują się teraz dwie profesjonalne opiekunki. Cause manager skontaktowała go także z kancelarią prawniczą Irwin Mitchel, działającą na zasadzie "nie ma wygranej sprawy, nie ma honorarium". Kancelaria ta z własnych funduszy sfinansowała wszystkie koszty procesu. Ponieważ właścicielka auta nie miała obowiązkowego ubezpieczenia OC, prawnicy wytoczyli sprawę w imieniu Polaka brytyjskiej instytucji będącej odpowiednikiem polskiego Ubezpieczeniowego Funduszu Gwarancyjnego. I wygrali sprawę. 19 stycznia sąd w Newcastle zasądził na rzecz szczecinianina 8,35 mln funtów. To rekordowe odszkodowanie komunikacyjne w historii sądownictwa w Wielkiej Brytanii.

- Wcale nie cieszą nas te pieniądze - powiedziała nam wczoraj Elżbieta Borowska.

- Mąż prawdopodobnie przez całe życie będzie przykuty do wózka. Te pieniądze pójdą na wynagrodzenia dla opiekunek i rehabilitację.

Pan Łukasz nie zgodził się na jednorazową wypłatę przysądzonych mu milionów. Będą wypłacane w miesięcznych ratach do końca jego życia.

Polski syndrom

Identycznych obrażeń ciała w wypadku drogowym doznała w 2002 roku Dorota Skurnóg, mieszkanka Słupska. Także jest sparaliżowana od szyi w dół i przykuta do łóżka ortopedycznego. Ale jej sytuacja prawna i materialna jest diametralnie inna niż pana Łukasza - tylko dlatego, że mieszka w swojej ojczyźnie. Firmę prawniczą, która podejmie się reprezentacji jej interesów na takiej zasadzie jak brytyjska kancelaria reprezentująca pana Łukasza, musiała znaleźć sama. Proces sądowy wciąż się przewleka, mimo że roszczenie w porównaniu do kwoty zasądzonej szczecinianinowi jest drastycznie małe: opiewa na 1,5 mln złotych.

- Polska jest krajem, w którym rządzą cynizm i bezwzględność. Mogę się tylko domyślać, że w tym wszystkim chodzi o przeczekanie, może o przedawnienie. Anglia widocznie jest bardziej ludzkim państwem niż nasze - uważa pani Dorota, która ma na utrzymaniu 9-letnią córeczkę. Dodaje, że nie stać jej na rehabilitację, więc jej stan zdrowia stale się pogarsza.

Trzeba oddać dolę

Maciej Kwiecień z firmy Marshal, która pomaga poszkodowanym w wypadkach dochodzić odszkodowań, powiedział nam wczoraj, że w Polsce w podobnych przypadkach sądy zasądzają od 200 do 300 tys. zł. - Z tego, co wiem, tylko raz zasądzono 1,5 miliona złotych, tylko dlatego, że sparaliżowany był maklerem giełdowym - podkreśla Kwiecień.
Podobnie jak w Wielkiej Brytanii kancelarie pomagające wywalczyć odszkodowanie w przypadku wygranej potrącają sobie wynagrodzenia w wysokości od 10 do 40 procent zasądzonej sumy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza