Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Represjonowany w stanie wojennym kolejarz walczy o odszkodowanie i zadośćuczynienie

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Działacz „Solidarności” od początku, współtwórca kolejowej „S”, uczestnik głodówki kolejarzy i współprzywódca strajku kolejarzy w Słupsku, represjonowany jako opozycjonista po prawie 40 latach domaga się odszkodowania za komunistyczne prześladowania.

Przed Sądem Okręgowym w Słupsku trwa proces odszkodowawczy za represje w stanie wojennym. Wniosek o odszkodowanie i zadośćuczynienie w wysokości stu tysięcy złotych wniósł 82-letni Jerzy Sadka, działacz „Solidarności”, dwukrotnie internowany oraz skazany na mocy dekretu z 12 grudnia 1981 roku o stanie wojennym przez wydział karny Sądu Rejonowego w Słupsku w kwietniu 1983 roku. Jerzy Sadka został oskarżony o to, że od marca do 6 maja 1982 roku w Słupsku w czasie obowiązywania stanu wojennego, jako członek „Solidarności”, której działalność została zawieszona, brał udział w redagowaniu nielegalnych ulotek, skierowanych do członków związku oraz w organizowaniu materiału służącego do produkcji ulotek i ich kolportażu. Ten wyrok unieważniono 7 października tego roku. Jerzy Sadka sam o to się starał. Ma żal, że o represjonowanych działaczach już nikt nie pamięta.

Proces o sto tysięcy odszkodowania i zadośćuczynienia za krzywdy doznane w stanie wojennym toczy się przed Sądem Okręgowym w Słupsku. Wczoraj zeznania złożyła rodzina Jerzego Sadki, dawnego działacza „Solidarności” kolejarzy.

- Był stan wojenny. Przed dwunastą w nocy wpadło ich czterech czy pięciu. Jeden był w czarnych rękawiczkach. Tego zapamiętałam - pani Lidia, żona Jerzego Sadki z trudem wracała do tamtych przeżyć. - Hałas w domu. To, co było na półkach, spadało na podłogę. Obudził się syn. Miał wtedy pięć lat. Zaczął płakać. Przyleciał do mnie, krzyczał. Ten w rękawiczkach tak mocno pchnął dziecko, że syn uderzył się o kaloryfer. Nie zauważyłam tego, bo męża aresztowano. Dopiero później dostrzegłam na poduszce krew. Poszłam z synem na pogotowie. Trzeba było szyć. Pani Lidia nie wiedziała, co stało się z mężem. Dopiero jego koledzy ze związku powiedzieli jej, że został internowany. - Baliśmy się. Stan wojenny. Tyle milicji... Mąż był w Strzebielinku.

Represjonowany w stanie wojennym kolejarz walczy o odszkodow...

Wiadomości od niego też nadchodziły przez kolegów. Raz mogłam go odwiedzić. Rozpłakałam się. Żyje. Tylu tam mężczyzn było... Gdy pierwszy raz wrócił do domu, ukląkł. Ale później znowu przyjechali i go zabrali. Ciężko było. Dostawaliśmy paczki z kościoła. Po powrocie z internowania poszedł do pracy, ale na PKP musiał myć wagony. Jerzy Sadka był maszynistą, współtwórcą „Solidarności” kolejowej, działaczem związku od zarania. W stanie wojennym nie zaniechał walki. A władza nie ustawała w deptaniu mu po piętach. - Przychodzili wieczorem, chodzili koło domu, widziałam ich przez okna - relacjonowała pani Lidia. - Po skazaniu musieliśmy płacić grzywnę. Mąż do wujka jeździł po pieniądze. Duża to była kwota. Zapłaciliśmy ją. Proponowano nam bilet w jedną stronę za granicę. Nie zgodziłam się na wyjazd, bo miałam tu mamę, rodzinę. Ojciec pana Jerzego, żołnierz armii Andersa, mieszkał we Francji.

W tamtym czasie zachorował. - Mąż nie mógł go odwiedzić - mówiła Lidia Sadka. - Później na pogrzeb też nie dostał pozwolenia. Pojechaliśmy na grób po wszystkim, jak już można było, w latach dziewięćdziesiątych. Mimo że Jerzy Sadka mało mówił w domu o swojej pracy w podziemiu „S”, bo nie chciał narażać rodziny, w pamięci kilkuletniego syna zachowały się żywe obrazy. - Stanąłem w obronie taty - zeznawał wczoraj Aleksander Sadka. - Wpadłem na kaloryfer i miałem rozbitą głowę. We wspomnieniach syna zachował się prezent na pierwszą komunię od dziadka, do którego nie mogli pojechać. I to, że w domu się nigdy nie przelewało, inne dzieci miały więcej. - Tata mocno się angażował. Walczył dla sprawy - stwierdził syn.

Dwa internowania i wyrok skazujący na mocy dekretu o stanie wojennym (czyt. str. 1) na półtora roku więzienia z warunkowym zawieszeniem wykonania kary na dwa lata i zapłatę 30 tysięcy złotych grzywny. - Nie chciałem za to żądać od państwa zadośćuczynienia, ale zrobiłem to za namową profesora, który przyjechał do mnie z Wrocławia, bo pisał książkę o strajku polskich kolejarzy - mówił przed sądem Jerzy Sadka. Wyznał to z żalem, bo inni już wcześniej wzięli odszkodowania i zapomnieli o tych, którzy dla związku prawdziwie pracowali. W tej sprawie w kwestii internowania nie ma wątpliwości. Jednak w sprawie karnej sąd zwróci się o informację do Sądu Rejonowego w Słupsku dotyczącą amnestii z 21 lipca 1983 roku

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza