- Moim zdaniem sprawa jest bagatelizowana i w rzeczywistości wszystko wygląda dużo poważniej. Do tego to nie pierwsza taka sytuacja w tym ośrodku. Większość rodziców jest teraz z dala od dzieci i stresujemy się całą tą sytuacją.
Dzieci miały odpocząć nad morzem, a zamiast tego mają gorączkę i wymiotują, to bardzo poważne objawy - mówi mama nastolatka z Grójca.
W związku z tym skontaktowaliśmy się z ojcem jednego z chłopców, którzy przebywają w ośrodku. Mężczyzna jest obecnie w Ustce. - Pierwsze objawy wśród dzieci pojawiły się już w poniedziałek, ale dopiero we wtorek sprawa stała się poważna. W naszej grupie chorowało 13 z 20 osób, wiem, że w innych było podobnie.
Zobacz także: Zatrucie dzieci w Ustce. Koloniści trafili do szpitala
Jak się dowiedzieliśmy od przedstawicieli słupskiego sanepidu, we wtorek w trzech grupach, które przebywały w ośrodku, mniejsze lub większe objawy chorobowe, takie jak gorączka, wymioty i biegunka, wystąpiły u 61 na sto osób. Jak powiedział nam Włodzimierz Sławny, szef słupskiego sanepidu, co do tego, że sytuacja jest opanowana, nie ma jednak wątpliwości.
- Pięcioro obozowiczów, którzy przebywali w szpitalu, zostało już wypisanych do domu. Również u innych dzieci, które chorowały, objawy znikają - mówi. - Cały czas badamy sprawę. Otrzymaliśmy drugą próbkę kału od personelu ośrodka, następną dostarczą nam w poniedziałek. Wtedy też będziemy mogli zakończyć badania - dodaje.
Szef sanepidu komentuje również sytuację z 6 sierpnia. - Tak, to nie pierwszy sygnał z tego ośrodka. Na początku sierpnia trzech chłopców wypoczywających w ośrodku trafiło do szpitala. Zbadaliśmy sytuację i zarządziliśmy dezynfekcję obiektu - mówi Włodzimierz Sławny.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?