Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rozmowa z Aliną Bacic-Saliszewską, doradcą zawodowym ze Słupska, o szansach młodych ludzi na rynku pracy

Rozmawiał: Filip Pietruszewski
Rozmowa z Aliną Bacic-Saliszewską, doradcą zawodowym ze Słupska, o szansach młodych ludzi na rynku pracyAlina Bacic-Saliszewska, doradca zawodowy z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Słupsku.
Rozmowa z Aliną Bacic-Saliszewską, doradcą zawodowym ze Słupska, o szansach młodych ludzi na rynku pracyAlina Bacic-Saliszewska, doradca zawodowy z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej w Słupsku. Archiwum
– Jakie oczekiwania w stosunku do rynku pracy mają młodzi ludzie? – Często bardzo wygórowane. Wydaje im się, że po studiach będą zarabiać minimum trzy tysiące miesięcz-nie, a nierzadko te oczekiwania są większe. Dziesięć złotych za godzinę to nie jest stawka dla nich. Jakiś czas temu przyszedł do mnie uczeń, który uważał, że po liceum można znaleźć pracę z pensją w wysokości siedmiu tysięcy złotych. – Mówi pani o gimnazjalistach czy uczniach szkół średnich?

– Szkół średnich. Maturzyści, wybierając studia, zazwyczaj nie zastanawiają się, jak wygląda awans zawodowy w poszczególnych branżach. Na przykład nie zdają sobie sprawy, że w budżetówce na pewnych stanowiskach obowiązują finansowe widełki, których się nie przeskoczy. Za to wciąż powszechne jest przekonanie, że jak im w Polsce nie wyjdzie, to zagranica czeka na nich z otwartymi rękami i tam nie trzeba mieć żadnych kwalifikacji.

– A jakimi kryteriami kieruje się młodzież wybierając szkoły średnie?

– Coraz częściej uczniowie kierują się przeświadczeniem, że dana placówka zapewni im pewną pracę. Dlatego od kilku lat widać wyraźną tendencję, żeby wybierać technika. Tylko że często to przeświadczenie ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Wynika ono ze skutecznego marketingu szkół walczących o uczniów.

– Czym kuszą szkoły?

– Na przykład w Słupsku jest szkoła, która za pomocą obowiązującego w niej mundurka, sugeruje, że jest związana z określoną instytucją. Gimnazjaliści często nie zdają sobie sprawy, że ukończenie tej konkretnej szkoły nie daje im żadnych dodatkowych punktów, jeżeli będą chcieli podjąć pracę w owej instytucji. Inny problem to klasy z bardzo niskimi progami wiedzy. Można być technikiem informatyki, będąc słabym z matematyki. Takich uczniów przyjmuje się, żeby stworzyć kolejny oddział w szkole. Mają oni małe szanse na sukces na rynku pracy, ale, niestety, nie dowiedzą się o tym na targach edukacyjnych i z ulotek. Uczniowie są też bardzo podatni na ładne nazwy. Nie
zastanawiają się nad ich treścią.

– Może pani podać jakiś przykład?

– Nie. Ja nie jestem od tego, żeby zachęcać lub zniechęcać do konkretnych szkół. Radzę tylko, żeby bardzo uważnie czytać wszystkie oferty. Jeżeli ktoś nas zapewnia, że po danej klasie zostaniemy zatrudnieni w firmie X, to zastanówmy się, jakie to będą warunki pracy i jakie wynagrodzenie. Niech to będą decyzje świadome.

– Świadome, czyli podejmowane w oparciu o twarde dane opisujące rynek pracy?

– Przede wszystkim powinniśmy być świadomi siebie i swoich predyspozycji. W naszej poradni za pomocą testów badamy młodego człowieka pod względem temperamentu, zainteresowań i uzdolnień. Z tych testów wynikają też preferencje co do pewnych grup zawodowych, takich jak na przykład zawody medyczne lub służby publiczne. Pod kątem tych preferencji ustala się indywidualne plany działania i dobiera odpowiednie typy szkół. Nigdy nie jest tak, że ktoś ma tylko jedną preferencję. Dlatego trzeba się zastanowić, która z tych preferencji stwarza lepsze możliwości znalezienia pracy. Zawsze pytam uczniów, czy nastawiają się na lokalny rynek pracy, czy biorą pod uwagę też inne regiony. Tylko że dane ekonomiczne, którymi dysponujemy, są aktualne na dziś. Teraz nie mamy pewności co będzie za pięć lat. Dlatego rynek pracy analizujemy w drugiej kolejności. Jeżeli ktoś jest w czymś dobry, to zawsze się przebije. Nawet przy małym zapotrzebowaniu na dany zawód.

– Chce pani powiedzieć, że lepiej być dobrym politologiem niż słabym inżynierem?

– Na przykład.

– Z czego zazwyczaj wynikają porażki na rynku pracy?

– Myślę, że przede wszystkim z niskiej samooceny. Ale też z problemów domowych, braku pieniędzy. Jest trochę rodzin, które mają zbyt niskie dochody, żeby dzieci mogły iść na te wymarzone studia, ale zbyt wysokie, żeby załapały się one na stypendium socjalne.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza