Jeżdżę w karetce od 27 lat. W tym zawodzie nie ma twardzieli. Z czasem człowiek uodparnia się, ale zawsze musi jakoś odreagować. Ja uciekam w pracę fizyczną, bo niszczący stres dopada człowieka dopiero po akcji ratowniczej, a nie w czasie.
Karetka zawsze przyjeżdża za późno. Tak oceniają to ludzie czekający na pomoc?
- Wtedy czas oczekującym zawsze dłuży się, a jesteśmy bardzo szybko, bo gonimy na złamanie karku. Po przyjeździe spotykamy się często z agresją, czasami wyzwiskami. Nie reagujemy.
Nadjechałem kiedyś na zbiorowy wypadek. Był krzyk, płacz, ale i agresja. Z czasem bezsilność i wycofanie. Jakie są pana doświadczenia?
- Przytomni ranni po wypadku boją się o swoje życie. Widać w ich oczach strach, że przyjdzie śmierć, ale to normalne. Proszą, aby nie dać im odjeść.
Zdarza się, że poszkodowani w szoku oddalają się z miejsca wypadku. Mówią, że nic im nie jest, a później umierają z powodu obrażeń wewnętrznych. Taka sytuacja była w wypadku pod Miastkiem. Było dużo rannych. Zanim dotarliśmy do tego mężczyzny, już nie żył.
Najgorsze są sytuacje, kiedy podróżuje rodzina i umiera któryś z jej członków, a pozostali na to patrzą. To niewyobrażalny dramat, szczególnie kiedy ginie dziecko. Rodzice nie mogą pogodzić się ze stratą. Nie wierzą, że nie żyje. Proszą nas, aby bez ustanku je reanimować.
A jak zachowują się sprawcy, jeśli są świadomi tego, co zrobili?
- Wielu milczy i patrzy przed siebie. Niektórzy krzyczą, że to nie oni, albo że nie chcieli. Część ucieka. Są tacy, którzy pomagają.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?