Był Wielki Tydzień. Ładne, duże mieszkanie na rogu Starzyńskiego i Wojska Polskiego wysprzątane. Ustrojone wielkanocnymi dekoracjami. W domu przedświąteczna krzątanina, a później praca. 63-letnia Irena P. sprzedawała w kiosku. Tylko ona pracowała, bo jej 58-letni mąż Ryszard inaczej spędzał czas. Kiedyś był kelnerem, ale teraz została mu tylko taka ksywka. Często z samego rana wychodził z kamienicy. Po "chlebek", jak mówił, używając nabytych w zawodzie zdrobnień. Wracał dopiero po kilku godzinach i paru piwach wypitych z kolegami z okolicy. Nie podobało się to Irenie P., kobiecie schludnej, zadbanej i dobrze prowadzącej dom.
Ryszard P. 20 kwietnia też spotkał się z kumplami z Wojska Polskiego. Widać go na nagraniach z miejskiego monitoringu. Twierdzi, że wyszedł z domu o siódmej rano, wrócił między 10 a 11. Wtedy Irena P. powiedziała mężowi, co myśli o jego piciu.
- Krzyczała, była awantura, odepchnąłem ją i wyszedłem - broni się Ryszard P., że zostawił żonę żywą.
Wrócił o godzinie 15.
Wtedy - tak mówi - znalazł żonę leżącą. Zawołał sąsiadkę. "Zobacz, co się mojej Ireczce stało", krzyczał. Próbował żonę reanimować. Sąsiadka widziała, jak podnosi w górę i w dół ramiona żony. Tak jak na filmach, żeby złapała oddech.
Wyjścia i powroty do domu Ryszarda P. potwierdza oko kamery. "Widziało" go o tych godzinach, które on sam podaje. Jednak reszta świadczy przeciwko mężczyźnie.
Lekarz, który stwierdził zgon kobiety, powiedział, że nastąpiło to kilka godzin wcześniej, czyli około 10-11, gdy mąż wrócił pierwszy raz z piwa.
Na początku pojawiły się wątpliwości co do przyczyny śmierci, bo na ciele kobiety nie stwierdzono śladów duszenia. Jak zginęła Irena P., wyjaśnił patomorfolog, który znalazł je dopiero pod skórą i badaniu pęcherzyków płucnych.
Śmierć nastąpiła od zaciśnięcia kołnierza szlafroka. Kolejne dowody przeciwko Ryszardowi P. to ślady jego krwi na ręczniku, bo żona w obronie drapała męża, a on wycierał się nim. Potwierdza to także jego DNA znalezione za jej paznokciami.
Jednak Ryszard P. utrzymuje, że może żona spadła z drabinki, bo miała właśnie wieszać firanki, może po prostu na coś umarła.Natomiast jego obrażenia, to skutek upadku z narożnika i zranienia przez maszynkę do tytoniu.
Prokuratura w to nie uwierzyła.
- Skierowaliśmy akt oskarżenia do Sądu Okręgowego w Słupsku. Mamy opinię patomorfologa i badania śladów biologicznych. Świadkami będą sąsiedzi - mówi Renata Krzaczek-Śniegocka, zastępca słupskiego prokuratora rejonowego.
Ryszardowi P. za zabójstwo grozi dożywocie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?