Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sabotaż czy głupota? Jak Sousa i "Lewy" Polskę (nie)rozstawili, ale po kątach [felieton]

Robert Zieliński
Sabotaż czy głupota? Jak Sousa i "Lewy" Polskę (nie)rozstawili, ale po kątach [felieton]
Sabotaż czy głupota? Jak Sousa i "Lewy" Polskę (nie)rozstawili, ale po kątach [felieton] Sylwia Dabrowa
Podobnego festiwalu absurdu dawno w polskim futbolu nie było. Selekcjoner reprezentacji przetrąca jej kręgosłup, nie wystawiając na kluczowy mecz w walce o mundial trzech najlepszych piłkarzy. Kapitan kadry okazuje się ignorantem, który nie zna zasad rozstawienia, a w kuriozalnym oświadczeniu próbuje wmówić kibicom, że mecz z Andorą był ważniejszy i trudniejszy niż z Węgrami. W efekcie baraż możemy zagrać np. z Włochami w Rzymie, zamiast z Macedonią w Polsce.

Odpowiedź na tytułowe pytanie: sabotaż czy głupota, musi brzmieć – głupota połączona z niekompetencją i fanfaronadą. Trudno bowiem posądzać Paulo Sousę i Roberta Lewandowskiego – choć powstaje dużo spiskowych teorii - o sabotaż, ale o nieodpowiedzialność już jak najbardziej tak.

Pojawiły się co prawda głosy, że Sousie może być na rękę brak kwalifikacji Polski na mundial, bo od czerwca 2022 ma rozpocząć pracę w klubie (lepiej płatną niż w polskiej kadrze), a mistrzostwa w Katarze są wyjątkowo nie od czerwca, ale w listopadzie i grudniu, a więc awans by te plany torpedował. Złośliwi twierdzą nawet, że Lewandowski też nie za bardzo ma ochotę męczyć się w katarskim upale i przeżywać kolejny blamaż reprezentacji Polski na wielkiej imprezie i wygodniej mu będzie leczyć pokopane kości i skoncentrować się na grze w klubie. Trudno jednak uwierzyć w obie tezy, choć czasem w najbardziej spiskowych wizjach jest ziarnko prawdy.

Bayern i impreza u miliardera

Co więc stało się na finiszu kwalifikacji mundialu, że nagle Sousa i Lewandowski z jednego pistoletu strzelili sobie w stopę? Genezy być może trzeba szukać w… Bawarii. Tam jest taki klub, który nazywa się Bayern Monachium i ma teraz problem z napastnikami. Kontuzji doznał bowiem zmiennik Lewego Eric Choupo-Moting i Polak jest w zasadzie jedynym poważnym napastnikiem w drużynie, a zbliżają się mecze w Bundeslidze i Lidze Mistrzów. To trochę tłumaczy, że zwykle pazerny na grę i gole Lewandowski, sugeruje trenerowi Sousie swój odpoczynek w meczu z Węgrami.

Wielokrotny reprezentant Polski, który świetnie zna realia piłki niemieckiej, tak obrazowo nam nakreśla sytuację Lewandowskiego w kontekście kadry i Bayernu: - Najprawdopodobniej pojawiły się naciski z Niemiec, by Lewy odpoczął, nie eksploatował się zbytnio niepotrzebnie w tym okresie. Kadra jest ważna, ale dla niego najważniejszą drużyną jest Bayern. Tam mu płacą, tam zarabia duże pieniądze i są wymagania. W Monachium nawet Robert nie może za bardzo podskakiwać, tam nikt nie jest ważniejszy niż klub. Niemcy już mu pokazali miejsce w szeregu, gdy chciał odejść z Bayernu. Powiedzieli mu, że odejdziesz, ale tylko jeśli my się na to zgodzimy i na naszych warunkach. Generalnie Robert stał się już bardziej biznesmenem i celebrytą niż piłkarzem, skupia się na zarabianiu pieniędzy i trochę ma na piłkę i kadrę „wyj…e”. To musiało być już wcześniej ustalone, że nie zagra z Węgrami. W weekend po meczu z Andorą przecież wybrał się na imprezę urodzinową jednego z polskich miliarderów, gdzie musiał być zaproszony.”

Chodzi o imprezę u Rafała Brzoski, jednego z najbogatszych Polaków, który jest właścicielem sieci paczkomatów, a także mężem znanej prezenterki telewizyjnej Omeny Mensah. Robert wybrał się tam przed meczem z Węgrami z żoną Anną, która ich wspólne zdjęcia z party wrzucała w mediach społecznościowych. Gdy kapitan kadry miał grać z Węgrami, wyjście na tę imprezę nie wchodziłoby w grę.

W wysokiej kabaretowej formie jest nadal Franciszek Smuda. - Czy jakikolwiek piłkarz może sobie wybierać mecze reprezentacji? To może przed eliminacjami niech każdy sprawdzi w kalendarzu, czy mu coś nie wypada? Jakieś chrzciny albo wesele szwagra – powiedział były selekcjoner. Franz jak zwykle trafił kulą w płot. Nie było przecież chrzcin, ani wesela szwagra, tylko impreza urodzinowa.

Okazało się też, że w dniu meczu Polska - Węgry Robert Lewandowski kręcił na Mazowszu fragmenty filmu dokumentalnego, jaki nagrywa o nim Amazon Prime. Zdjęcia do filmu powstają od kilku miesięcy, w tym i w Warszawie.

Ignorancja kapitana

„Robert od 9 października rozegrał aż 849 minut, a w całym sezonie już 1438. Intensywność jest bardzo duża. Selekcjoner wspólnie z zawodnikiem postanowili, że to dobry moment, aby Lewandowski odpoczął. Cel został zrealizowany, reprezentacja Polski zagra w barażach o mistrzostwa świata 2022” – oświadczył rzecznik PZPN Jakub Kwiatkowski.

Tyle tylko, że naszym celem nie są same baraże o mistrzostwa świata, ale udział w finałach w Katarze. A żeby z nich zagrać, trzeba wypracować sobie jak najlepszą sytuację w barażach, czyli rozstawienie, grę ze słabszym rywalem i na własnym stadionie. O tym jakby wszyscy w kadrze zapomnieli i zaczęli podejmować kompletnie nielogiczne decyzje. Jeśli już Lewandowski musiał odpoczywać, to oczywiste jest, że powinien odpuścić mecz z Andorą, jedną z najsłabszych drużyn w Europie, z którą Polska wygra nawet trzecim składem, a nie trudny mecz z Węgrami, a wiadomo było, że to spotkanie zdecyduje o rozstawieniu, bądź nie, Polski w barażach.

Trzeba jednak jeszcze o tym wiedzieć, a wygląda na to, że kapitan reprezentacji Polski - zajęty grą w Bayernie, biznesami, imprezami u miliarderów – nawet nie znał zasad rozstawiania i sytuacji Polski w walce o baraże i nie wiedział za bardzo o co toczy się gra na Narodowym. W Internecie krąży filmik, w którym nawet po meczu z Węgrami Lewandowski wychodzi na ignoranta, pyta bowiem Kwiatkowskiego: „"Mamy szansę na baraże? Znaczy na rozstawienie" - dopytywał kapitan kadry. "Musi jutro Walia przegrać u siebie z Belgią, a Turcja nie może wygrać na wyjeździe z Czarnogórą" - wyjaśnił rzecznik PZPN.

To był pierwszy wizerunkowy strzał w stopę Lewandowskiego (a przecież jest jeszcze wielka rysa na pomniku w postaci konfliktu z byłym menedżerem Cezarym Kucharskim i niejasności co do rozliczeń z urzędem skarbowym). Drugi zgrzyt, znacznie mocniejszy, nastąpił w środę, gdy napastnik Bayernu wydał oświadczenie w sprawie absencji z Węgrami. Można zrozumieć, że piłkarze generalnie nie są wulkanami intelektu i nie są od pisania oświadczeń, ale przecież Lewandowski ma doradców, ekipę PR, która powinna zadbać o to co jest podawane opinii publicznej, zwłaszcza w tak drażliwej sprawie.

Kuriozalne oświadczenie

Tymczasem w tym oświadczeniu piłkarz próbuje bronić przegranej sprawy i wmówić kibicom, że mecz z Andorą był ważniejszy i trudniejszy niż z Węgrami.

"O moich występach z trenerem Paulo Sousą rozmawialiśmy jeszcze przed zgrupowaniem. Sygnalizowałem, że grając tak dużo spotkań i znając swój organizm, mogę nie być w optymalnej dyspozycji w obu meczach. Trener słusznie nie chciał zlekceważyć meczu z Andorą. Wspólnie ustaliliśmy, że zagram w tym spotkaniu i w przypadku wygranej, w meczu z Węgrami szansę dostaną inni zawodnicy. Decyzja na końcu zawsze należy do trenera, ale potwierdzam, że była ona ze mną uzgodniona. Po wygranej z Andorą wiedziałem już, że nie zagram z Węgrami" - napisał Lewandowski w oświadczeniu.

„Trener słusznie nie chciał zlekceważyć meczu z Andorą” – napisał nawet teraz Lewandowski. A z Węgrami mógł zlekceważyć? Trudniejszego rywala i spotkanie o rozstawienie w barażach? Przecież to jest absurd.

„Ustaliliśmy, że w przypadku wygranej z Andorą, z Węgrami szansę dostaną inni zawodnicy”. Czy ktoś w tej kadrze upadł na głowę i zakładał, że możemy nie wygrać z Andorą? To jest kpina z kibiców i z drużyny narodowej. I przecież to zwycięstwo nad Andorą niczego nie zmieniało. Nadal musieliśmy choć zremisować z Węgrami, by być rozstawieni w barażach. Ale z Madziarami Lewy nie grał. Antoni Piechniczek sugeruje, że wybrał łatwiejszy mecz z Andorą, by nastrzelać goli, z Węgrami byłoby trudniej.

Motywy są jednak inne i znów wracamy do Niemiec. Bayern już w piątek gra wyjazdowy mecz z Augsburgiem, raptem 4 dni po ciężkim meczu z Węgrami. Nic dziwnego, że Lewandowskiemu zasugerowano odpuszczenie tego meczu, a nie wcześniejszego z Andorą.

A z Andorą ryzyko kontuzji było większe, bo grano na sztucznej nawierzchni. Do tego po 11 minutach prowadziliśmy 2:0, rywali grali w dziesięciu. Nawet przyjmując irracjonalną logikę, że mecz z Andorą miał być trudny i nie można jej lekceważyć, w tym momencie Lewy mógł zejść z boiska. A grał do 90 minuty. A jak Polska była w potrzebie, to z Węgrami siedział na ławce, ale w cywilnym stroju. Bo już wcześniej ustalono scenariusz z odpoczynkiem przed Augsburgiem z Węgrami i imprezą u miliardera po drodze.

„Decyzja na końcu zawsze należy do trenera” – napisał Lewandowski. Sousa jednak, gdy otrzymał sugestię, że Robert chce odpocząć, był pod presją. Nakłanianie Lewego do gry byłoby sygnałem, że zespół jest od niego uzależniony (w sytuacji, gdy do zespołu wrócili Krzysztof Piątek i Arkadiusz Milik, a mamy jeszcze Karola Świderskiego) i boimy się grających o pietruszkę Węgrów we własnej świątyni. Sousa nawet po meczu w żałosny sposób bronił przegranej sprawy, mówiąc, że gdyby miał jeszcze raz decydować, to też zagrałby z Węgrami… bez Lewandowskiego.

Z szatni docierają sygnały, że sami piłkarze byli wkurzeni absencją Lewandowskiego w tak ważnym meczu. Pal licho Lewandowski. Ale Sousa poszedł znacznie dalej. Przetrącił drużynie cały kręgosłup. Nie wystawił w obronie doświadczonego Kamila Glika, niby żeby nie złapał kolejnej kartki przed barażami. A kto dziś może wiedzieć, czy w marcu Glik będzie zdrowy i do gry na baraże? Do tego na ławce pozostawił najbardziej kreatywnego pomocnika Piotra Zielińskiego i ratował zbyt późno skórę, wprowadzając go w przerwie. Do tego za kartki pauzował Grzegorz Krychowiak no i tragifarsa zakończyła się wynikiem 1:2.

Psychiatra zamiast psychologa

Sousa, jeśli jest dobrym trenerem, to dobrze to kamufluje. Dostał w prezencie Euro, a zawalił nawet mecz ze słabą Słowacją. Widzi miejsce w składzie dla Tymoteusza Puchacza (kompromitacja z Węgrami), który nie łapie się nawet w Unionie Berlin, a marnuje nam jeden z większych talentów polskiej piłki Sebastiana Szymańskiego, który bardzo dobrze gra w Dynamie Moskwa, a nie dostaje powołań.

I jeszcze wymyśla Mattiego Casha, jakby to był jakiś gwiazdor. Równie dobrze na prawym wahadle może biegać Tomasz Kędziora, przynajmniej gra w Lidze Mistrzów z Dynamem Kijów. A po Rogerze, Boenischu, Obraniaku i innych takie sztuczne powołania nie budzą sympatii i nie są do końca fair.

W bramce postawił na Wojciecha Szczęsnego, który w ostatnich latach puszcza prawie każdą piłkę, która leci w kierunku bramki. I Sousa to jest taki Szczęsny na ławce trenerskiej. Nieobliczalny, w każdej chwili może nam wyciąć jakiś numer. No i wsadził nas na minę z tymi Węgrami. Wybaczyć mu można tylko jak ogra Włochy albo Portugalię na wyjeździe (bo po co iść na łatwiznę i grać z Macedonią u siebie…) i awansuje na mundial.

Zwolnić go nie da rady, bo jest najdroższym selekcjonerem w historii - zarabia 70 tysięcy euro miesięcznie, a drugie tyle jego współpracownicy. Odprawy dla nich kosztowałyby miliony złotych.

Podobno jednym z powodów dymisji Jerzego Brzęczka, oprócz niechęci do niego Lewandowskiego i słynnych ośmiu sekund milczenia, było upieranie się przez niego do pozostania w kadrze niechętnego widzianego przez zawodników psychologa. Po numerze z Węgrami widać, że tej kadrze potrzebny jest nie psycholog, ale psychiatra. I to z wyższej półki.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Trener Wojciech Łobodziński mówi o sytuacji kadrowej Arki Gdynia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Sabotaż czy głupota? Jak Sousa i "Lewy" Polskę (nie)rozstawili, ale po kątach [felieton] - Sportowy24

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza