Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sąd zakpił z rodziców Ani

Piotr Polechoński
Dwa razy rodzice Ani Dybowskiej jechali poznać wyrok w procesie morderców ich córki. Na darmo. - Gdy usłyszałam, że wyroku nie będzie, wstałam i wyszłam z sali. Chciało mi się płakać - mówi Bogusława Dybowska. - Żarty sobie z nas robią i tyle - kwituje Jerzy Dybowski.
Dwa razy rodzice Ani Dybowskiej jechali poznać wyrok w procesie morderców ich córki. Na darmo. - Gdy usłyszałam, że wyroku nie będzie, wstałam i wyszłam z sali. Chciało mi się płakać - mówi Bogusława Dybowska. - Żarty sobie z nas robią i tyle - kwituje Jerzy Dybowski.
Wymiar sprawiedliwości zlekceważył rodziców zamordowanej Ani Dybowskiej. Po raz drugi przejechali pół Polski jedynie po to, aby usłyszeć, że wyroku w procesie zabójców córki znowu nie będzie. Sąd i policja nie sprawdzili wcześniej, czy ostatni ze świadków jest... w domu.

Wyrok miał zapaść wczoraj w Sądzie Okręgowym w Skierniewicach. 24-letniemu Arturowi F. oraz 23-letniemu Dariuszowi M. za brutalny mord na 21-letniej Ani Dybowskiej - pochodzącej z Jarkowa w gminie Rymań - grozi dożywocie. Obaj w lipcu ubiegłego roku wyrzucili dziewczynę z pędzącego pociągu w pobliżu Łodzi (zabili ją tylko dlatego, aby uczcić urodziny jednego z nich). Dla Bogusławy i Jerzego Dybowskich, rodziców Ani, udział w kolejnych posiedzeniach to prawdziwa męka i ponowne przeżywanie tragedii.
Tymczasem z ich cierpienia nic sobie nie robi skierniewicki sąd i policja w Toruniu! - W niedzielę zadzwoniono do nas z sądu w Skierniewicach z informacją, abyśmy zbierali się do drogi, bo wyrok zapadnie we wtorek. Kilka razy pytałam, czy na pewno tak się stanie. Zapewniono mnie, że tak będzie - opowiada roztrzęsiona Bogusława Dybowska.

Tak nie wolno!

Jednak wyrok nie zapadł, bo ostatni świadek - narkoman, który podsłuchał fragment rozmowy oskarżonych przed zabójstwem - nie został przez policję doprowadzony na rozprawę. Dlaczego? Bo sąd wysyłając nakaz do policji w Toruniu, gdzie człowiek ten jest zameldowany, nie sprawdził, czy mieszka on tam nadal. Palcem przez dwa tygodnie nie kiwnęli też sami policjanci. Wczoraj w trakcie rozprawy okazało się, że mężczyzna, którego policjanci mieli doprowadzić do sądu, od kilku miesięcy siedzi w areszcie śledczym w Bydgoszczy (i potrzeba czasu, aby przewieźć go do Skierniewic).
- No, jak to usłyszałem, to aż się zatrzęsłem ze wściekłości. To my jedziemy tyle kilometrów, a oni tu urządzają sobie kpiny z prostych ludzi - oburza się Jerzy Dybowski.
- Przez tyle dni nikomu nie chciało się wykonać kilku telefonów i sprawdzić, gdzie jest jeden świadek. Do cholery, przecież my nie przyjechaliśmy tam handlować kartoflami! Tak z ludźmi postępować nie wolno - denerwuje się pan Jerzy. Cała sprawa bulwersuje tym bardziej, że miesiąc wcześniej Dybowskich wezwano do Skierniewic z zapewnieniem, że wyrok zapadnie. Tak sie jednak nie stało (wtedy ten sam świadek ogłosił, że jest chory psychicznie, a sąd zarządził jego przebadanie).

Nie ma winnych

W Komendzie Miejskiej Policji w Toruniu nikt nie ma sobie nic do zarzucenia. Policjanci twierdzą, że po świadka mogli pojechać tylko w tym dniu, którego data widniała na sądowym nakazie. - Mieliśmy doprowadzić jedynie świadka, a nie poszukiwanego listem gończym. Zaś dzień i miejsce kiedy policjanci mieli tego dokonać wyznaczył sąd w Skierniewicach. To jego pracownicy powinni też sprawdzić, gdzie świadek aktualnie przebywa - ucina Liliana Kruś-Kwiatkowska, rzecznik prasowy toruńskiego komendanta miejskiego.
Jednak w skierniewickim sądzie nikt się do winy nie poczuwa. Według sędziego Krzysztofa Borzęckiego, przewodniczącego wydziału karnego, wszystko zostało zrobione jak trzeba. - Nasze zawiadomienie trafiło do policji tam, gdzie zameldowany jest świadek. Kto mógł przypuszczać, że akurat teraz przebywa on gdzie indziej? - pyta. - To zwykły pech - kwituje.
Kolejne posiedzenie Sądu Okręgowego zostało wyznaczone na 5 września. - Nie wiem, czy pojedziemy tam w poniedziałek. Sił już nam brakuje - mówią Dybowscy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza