Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Schodzę ze szczytu odpocząć od telewizji

Łukasz Capar
Paweł Małaszyński podczas koncertu w Leśnym Kocie.
Paweł Małaszyński podczas koncertu w Leśnym Kocie. Łukasz Capar
Rozmowa z Pawłem Małaszyńskim, aktorem i wokalistą zespołu rockowego Cochise.

- Gdy umawiałem się z tobą na tę rozmowę i opowiadałem ci, z jakiej jestem gazety, przerwałeś mi i powiedziałeś, że ty to wszystko wiesz, bo jesteś z Koszalina. W oficjalnych informacjach
o tobie można przeczytać, że urodziłeś się w Szczecinku...

- ...a wychowałem w Białymstoku. A tak naprawdę cała moja rodzina, zarówno od strony mamy, jak i taty, pochodzi z Koszalina. Spędzili tam całe dzieciń­stwo, tam się spotkali, zakochali. Tam tata miał pierwsze zespoły bigbeatowe. Niestety, nie urodziłem się w Koszalinie, bo tam w tym czasie szpital był zamknięty. Wieźli moją mamę na sygnale do Szczecinka, gdzie się urodziłem i spędziłem jeden dzień. Potem wróciłem do Koszalina, gdzie spędziłem cztery lata życia. Potem przerzucono mnie do Lipska nad Biebrzą ze względu na pracę taty, który był zawodowym żołnierzem. Po półtora roku przeprowadziliśmy się do Białegostoku, gdzie mieszkałem kilkanaście lat. A od 12 lat mieszkam w Warszawie, gdzie mam pracę. Ale co roku jestem w Koszalinie, tam jest cała moja rodzina.

- Czasem przyjeżdżasz na Pomorze również z zespołem Cochise. Sporo koncertujecie?

- Nie jesteśmy zawodowymi muzykami, nie żyjemy z muzyki. A co roku wychodzi nam około 30-40 koncertów, więc myślę, że to naprawdę sporo, jak na taki zespół. Jesteśmy zadowoleni, że tak to idzie i że chcą nas słuchać i zapraszać na koncerty. A z drugiej strony nie ma nic lepszego dla promocji płyty niż granie koncertów na żywo. Jeśli słyszałeś płytę, to potem chcesz tego posłuchać na żywo, żeby zweryfikować, czy to naprawdę ma sens, czy kolesie nie jadą po melodynach czy ustawieniach komputerowych, żeby tylko cokolwiek robić.

- Ostatnie dni spędziłeś w Białymstoku, gdzie nagrywasz z zespołem nową płytę. Będzie ona nosić tytuł "118". O co chodzi z tą liczbą?

- Nie możemy jeszcze zdradzać, dlaczego taki tytuł wybraliśmy. Gdy będzie się zbliżała data premiery, to na pewno będziemy uchylać rąbka tajemnicy. Gdy przesłuchaliśmy wstępny materiał, to stwierdziliśmy, że najlepszym przymiotnikiem, który może określać płytę "118", jest "trudna". Porównujemy ją z tym, co możemy usłyszeć w rozgłośniach radiowych. Do tych typowych rozgłośni radiowych to ta muzyka raczej się nie będzie nadawać. No, ale tak czujemy muzykę i nie zbaczamy z tych torów. Staramy się cały czas podnosić poprzeczkę, nie powielać pewnych rzeczy, które już były na poprzednich płytach. Na pewno nie zabraknie ballad.

- Covery też będą?

- Na tej płycie nie. Zastanawialiśmy się nad umieszczeniem coveru jednego utworu zespołu Queen, ale stwierdziliśmy, że na płycie "118" będzie tylko 13 utworów naszych. Ale nowe covery na pewno będziemy grać na koncertach.

- Kolejna płyta będzie cała po angielsku. Dlaczego?

- To się rodzi podczas prób. My się nie odcinamy od języka polskiego, tylko nam to jakoś tak naturalnie wychodzi. Kiedy robimy dany kawałek, to wiemy, że on będzie lepiej brzmiał po angielsku niż po polsku. Pisać teksty po polsku naprawdę trzeba umieć. Jest niewielu artystów, którzy potrafią tak napisać po polsku, że ich teksty rozrywają flaki. Na naszej płycie "Back to beginning" też miały być utwory po polsku, ale stwierdzaliśmy, że coś tam nie leży. I gdy zamienialiśmy ja na angielski, od razu było w punkt. Po angielsku łatwiej jest mi wyrażać uczucia.

- Gdy tak opowiadasz o muzyce, to można odnieść wrażenie, że to jest coś więcej niż tylko odskocznia od twojej właściwej pracy zawodowej. Może pomyliłeś się, wybierając aktorstwo?

- Gdy patrzę na to z perspektywy czasu, to chyba dobrze, że my z chłopakami spotkaliśmy się dopiero teraz, gdy każdy z nas zajmuje się muzyką od niemal 20 lat. Gdybyśmy się spotkali na początku naszej drogi muzycznej, to pewnie byśmy już nie istnieli. A my rozpoczęliśmy współpracę
z pewnym bagażem doświadczenia muzycznego, życiowego. I to nas trzyma przy życiu, że jesteśmy stali
w naszych uczuciach muzycznych i inspirujemy się nawzajem.

- Co chciałbyś zagrać w filmie czy teatrze? I u kogo, z kim?

- Ja nigdy nie miałem takich marzeń, nawet w szkole teatralnej, żeby zagrać Hamleta. Ale chyba nie ma teraz w Polsce aktora, który by nie chciał zagrać u Wojciecha Smarzowskiego. Na pewno z Małgorzatą Szumowską i z Juliuszem Machulskim chciałbym się spotkać. Chciałbym zagrać z Jankiem Gajosem, czy z Markiem Kondratem, ale to marzenie już się chyba nie spełni. Ale nie mam jakiejś napinki co dalej, bo od 12 lat jestem w Teatrze Kwadrat, tam gram bardzo dużo, jeździmy po całej Polsce, po całym świecie. Serial czy film fabularny tak naprawdę jest tylko dodatkiem. I w tej chwili wiem, że robię sobie bardzo dużą przerwę.

- Od czego?

- Od telewizji.

- Czyli skończą się "Lekarze" i już cię więcej w telewizji nie zobaczymy?

- No, chyba, że przyjdzie jakaś bardzo ciekawa propozycja, to wtedy ją przyjmę. Ale z tego, co dostaję teraz, to nie ma punktu zaczepienia, żebym mógł coś fajnego zrobić. Jeśli nie ma takiej okazji i nie jest to być może mój czas, to daję sobie czas na odpoczynek. Ja normalnie pracuję w zawodzie. Jeśli ktoś ma ochotę mnie zobaczyć, to zapraszam do Teatru Kwadrat w Warszawie czy na koncerty zespołu Cochise.

- Odbierasz nagrody?

- Jeśli dają, to tak.

- A tę za najgorszą rolę w komedii "Weekend" Cezarego Pazury odebrałeś?

- No właśnie nie. Czarek, który też dostał tę nagrodę, nawet zadzwonił do mnie i zapytał, czy pójdziemy odebrać. Powiedziałem, że pewnie. Czekaliśmy na informację gdzie i kiedy mamy się po nie zgłosić. Ale nikt nie zadzwonił, nie zaprosił na galę, jeśli tam w ogóle jest jakaś gala.

- Nie bywasz na czerwonych dywanach, nie uświetniasz imprez swoją obecnością...

- A jaki jest sens tego?

- Nie wiem. Jaki jest sens tego?

- Jeszcze nie znalazłem odpowiedzi na to pytanie. Jak znajdę, to może zacznę chodzić.

- Przejrzałem, co piszą na twój temat portale plotkarskie. Jest trochę artykułów na twój temat.

- Tak? Co u mnie słychać?

- Nie chcesz sypiać z Magdaleną Różdżką, twoją partnerką z "Lekarzy". Dlaczego?

- (śmiech) My się tak śmiejemy z tego. Dziewczyny z planu "Lekarzy" czasem przynoszą takie newsy. Ostatnio wygrzebały newsa, że byłem w związku z Anetą Todorczuk-Perchuć.

- Jeszcze kupiłeś mieszkanie za milion złotych.

- Wow. Chciałbym je zobaczyć.

- I dlatego teraz dużo grasz. Więc przyjeżdżasz na plan "Lekarzy" bardzo zmęczony i jesteś nieprzyjemny dla otoczenia. Dlatego produkcja jest na ciebie wściekła.

- Naprawdę, mamy duży ubaw, czytając wszystkie te rzeczy. Mnie to naprawdę nie interesuje, ja tylko szczerze się uśmiecham. Z drugiej strony podziwiamy tych bajkopisarzy, skąd oni to biorą.

- A jeszcze się starasz o drugie dziecko.

- A, to, że się staram, to na pewno, bo bardzo bym chciał mieć kolejne dziecko. Tu jest trochę prawdy.

- Chronisz swoich bliskich przed medialnym szumem?

- To nie jest żaden mur, czy wielka ochrona. Po prostu ja jestem dla tego zawodu, a moja rodzina nie ma z tym nic wspólnego. Więc dlaczego miałaby uczestniczyć w tej całej paradzie i tym cyrku? Nie czujemy takiej potrzeby.

- Co nazywasz cyrkiem?

- Wszystkie te showbiznesowe, zakulisowe spotkania, w których ja oczywiście nie uczestniczę. Każdy z aktorów prowadzi swoje życie zawodowe tak, jak ma na to ochotę. Moja droga zawodowa wygląda w ten, a nie inny sposób. Ja się nie pokazuję, nie pojawiam. Chyba że jest to promocja filmu lub serialu. Ale reszta mnie nie interesuje. Nie mam potrzeby bywania.

- Nad czym teraz pracujesz, poza "118"?

- Już niedługo rozpoczniemy próby do nowego spektaklu w Teatrze Kwadrat. Będzie to komediodramat o polskich scenarzystach "Królowie małego ekranu".

- Scenarzyści mogą was znielubić.

- No nie wiem. Często zmieniamy teksty na planie. Ale ja zawsze żyję w zgodzie ze scenarzystami na planie. Dochodzimy do konsensusu. Rzadko, ale dochodzimy.

- No i czeka cię jeszcze premiera filmu.

- Tak? Jakiego?

- O pułkowniku Kuklińskim.

- Racja, zapomniałem. "Jack Strong". To jest nieduża rola, ale cieszę się, że mogłem wziąć udział w tym projekcie i spotkać się z reżyserem, z którym zawsze chciałem się spotkać, czyli z Władysławem Pasikowskim. No i znowu było miła spotkanie z Marcinem Dorocińskim, nie widzieliśmy się od "Tajemnicy twierdzy szyfrów". Mam nadzieję, że mnie zaproszą na premierę.

- Czego ci życzyć?
- Zdrowia, zawsze o to proszę. Z resztą dam sobie radę. Ja naprawdę jestem szczęśliwym człowiekiem. Rzadko się uśmiecham, ale jestem szczęśliwy.

- Spełniony też?

- Nie, gdybym był spełniony, to nie miałbym już żadnych szczytów do zdobycia. A mam jeszcze w życiu parę planów, które chciałbym osiągnąć. Ale na razie schodzę ze szczytu, żeby odpocząć.

Rozmawiał Daniel Klusek

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza