Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ścieki trują jeziora

Andrzej Gurba [email protected]
Studzienka wybija w miejscu, gdzie stoi sołtys Jan Lemańczyk. Ścieki płyną prosto do jeziora Wołczyca, które połączone jest z jeziorami Czarka i Kościelne.
Studzienka wybija w miejscu, gdzie stoi sołtys Jan Lemańczyk. Ścieki płyną prosto do jeziora Wołczyca, które połączone jest z jeziorami Czarka i Kościelne. Andrzej Gurba
- Co z tego, że mamy kanalizację, jak ścieki lecą prosto do jeziora - skarżą się mieszkańcy Wołczy Wielkiej w gminie Miastko.

Zapowiadają, że jak problem nie zostanie załatwiony zawiadomią policję i inspekcję ochrony środowiska.

- Przez osiem godzin ścieki lały się ze studzienki do jeziora Wołczyca. Kilka razy dzwoniłem do Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Miastku. Zgłaszała się tylko automatyczna sekretarka - twierdzi Jan Lemańczyk, sołtys Wołczy Wielkiej.

- Mieszkam przy jeziorze. Na moim podwórku też wybija studzienka. Robi mi się na nim gnojowisko - denerwuje się Klemens Pupka-Lipiński. Mieszkańcy mówią, że od 2004 roku, kiedy we wsi wybudowano kanalizację, takich sytuacji było kilkanaście. - To nowa sieć. Jak to możliwe, że dzieją się takie rzeczy. Jeśli dyrektor Zakładu Wodociągów i Kanalizacji w Miastku nie zrobi porządku, to powiadomimy policję i ochronę środowiska. Ich nie będzie lekceważył - mówią ludzie.

- Nikogo nie lekceważę. Mieszkańcy Wołczy wiedzą, że problemy są, kiedy zabraknie prądu. Wtedy przestają działać agregaty. Ścieki piętrzą się i w końcu wybijają - oznajmia Dariusz Zagaja, dyrektor ZWiK w Miastku. Twierdzi, że były tylko dwa takie przypadki. - Nieprawda, było ich kilkanaście. W razie czego służymy dyrektorowi dokładnymi datami - mówi Jan Lemańczyk.

Dyrektor Zagaja przyznaje, że bardzo nieszczęśliwie usytuowane są studzienki rewizyjne, bo zaledwie kilka metrów od jeziora. - Jedynym wyjściem jest zakup agregatu prądotwórczego, który zasilałby przepompownię w razie braku energii z sieci. Agregat kosztuje 40 tysięcy złotych. Od kilku lat proszę radnych o pieniądze. Bez odzewu - mówi Dariusz Zagaja. Dodaje, że za miesiąc wprowadzi system monitorowania przepompowni. - W przypadku awarii lub braku prądu będę wiedział o tym od razu. Teraz mamy informację po kilku godzinach, jak ktoś zauważy, że ścieki wybijają - oznajmia dyrektor ZWiK. Sam przyznaje jednak, że bez agregatu da to niewiele. - Awarię mogę usunąć, ale przy braku w dostawie prądu nic nie zrobię - oświadcza Dariusz Zagaja.

Ratunkiem dla Wołczy może być system, który umożliwi czasowe wyłączanie przepompowni w innych miejscowościach. - Wtedy do Wołczy nie będą pompowane nieczystości z innych wsi. To jednak tylko ratunek na kilka godzin, do czasu zapełnienia się zbiorników - mówi dyrektor.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza