Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słodkie wspomnienie z dzieciństwa

Zbigniew Marecki zbigniew.marecki @gp24.pl
Michał Makasiuk z żoną Marią
Michał Makasiuk z żoną Marią
Większości starszych słupszczan 1 maja kojarzy się jeszcze z udziałem w obowiązkowej manifestacji ku czci święta pracy.

PROŚBA

PROŚBA

Dzisiaj w miejscu, gdzie stała zielona budka, znajduje się wejście do przejścia podziemnego. Szanowni Czytelnicy, jeśli posiadacie fotografie zielonej budki, to prosimy o ich udostępnienie.

W rodzinie Makasiuków ten dzień oznaczał początek sezonu lodowego. To wtedy przed tzw. zieloną budką ustawiały się tłumy starszych i młodszych po pierwsze w roku lody. Słodkie zakupy słupszczanie robili w niej prawie 25 lat.

Dzisiaj jest już właściwie legendarnym miejscem, o którym ślad zaginął. Nie ma nawet jej zdjęć. Przetrwała jednak w pamięci wielu osób, które w latach 40., 50. i 60. ubiegłego wieku spędzały swoje dzieciństwa w Słupsku.

To z tym niepozornym, drewnianym domkiem, pomalowanym na zielono, który stał obok dzisiejszego podziemnego przejścia dla pieszych przy ul. Starzyńskiego, wiąże się ich wiele słodkich wspomnień. Tu swoje wyroby cukiernicze i ręcznie mieszane lody oferował cukiernik Michał Makasiuk

Przyjechał zza Buga

- Ojciec urodził w 1906 roku w Siemiatyczach. Tam jeszcze przed II wojną światową został zawodowym cukiernikiem. Zaczął bardzo wcześnie, bo pochodził z biednej rodziny i musiał szybko zarabiać na życie. Już jako dwunastolatek roznosił wyroby cukiernicze po lepszych domach. Okupację spędził razem z mamą w Brześciu - opowiada Krystyna Sułek, córka pana Michała. - Wtedy jeszcze częściej był nazywany Mitrofanem, bo tak go ochrzczono zgodnie z kresową tradycją. W Słupsku częściej nazywano go Michałem, ale nie zawsze. Z bratem śmiejemy się, że mamy dwóch ojców, bo w jednej metryce ojciec ma wpisane imię Michał, a w drugiej - Mitrofan.

W Słupsku pan Michał pojawił się w towarzystwie żony Marii i kilkumiesięcznego synka Jurka. Razem z nimi przyjechał zaprzyjaźniony z panem Michałem Józef Łukaszuk, również cukiernik. Obydwaj panowie od początku zajęli się handlem. Przez rok wspólnie prowadzili sklep kolonialny, który znajdował się w już nieistniejącym okrąglaku w pobliżu skrzyżowania dzisiejszych ulic Starzyńskiego i Wojska Polskiego.

- Szybko jednak doszli do wniosku, że lepiej dla ich przyjaźni będzie, jeśli interesy będą prowadzić oddzielnie. Dlatego w 1946 roku ojciec uruchomił swoją cukiernię w zielonej budce, a pan Łukaszuk stworzył "Niespodziankę" w lokalu przy ulicy Piekiełko, w którym obecnie mieści się sklep "Żabka" - relacjonuje pani Krystyna.

Domek z piwnicami

Zielona budka przetrwała do 1970 roku. Wtedy ją rozebrano, bo była usytuowana na wprost budowanego przejścia podziemnego.

- Pamiętam, że chyba tylko przez rok miała inny kolor. Potem ojciec znowu ją przemalował na zielono, bo klienci chcieli chodzić do zielonej budki - mówi pani Krystyna.

Z zewnątrz budyneczek był niewielki, ale posiadał spore zaplecze, bo pan Makasiuk stworzył pod nim dwupiętrową piwnicę, w której piekł ciasta i mieszał lody. Sprzedażą jego wyrobów zajmowała się żona. W wakacje i po lekcjach pomagały jej dzieci. W ciastkarni i lodziarni współpracował ze swoimi uczniami, którzy z biegiem lat się usamodzielniali i zakładali własne zakłady.
- Klienci bardzo lubili taty ciasta i ciasteczka. Wielu z nich prawie obowiązkowo odwiedzało zieloną budkę w niedzielę po mszy albo po obiedzie, aby kupić ciastka na podwieczorek. To był taki rytuał. Pewnie dlatego wielu dzisiejszych pięćdziesięciolatków i czterdziestolatków wspomina jeszcze zieloną budkę - uważa pani Krystyna.

Równie smakowite były lody. W zielonej budce ucierano je ręcznie na bazie mleka, cukru, jajek i śmietany. - Po dodatki i komponenty smakowe jeździliśmy nawet do Warszawy. Z zaopatrzeniem nie było wielkiego problemu, bo ojciec otrzymywał przydziały surowców. Jedynie gdy brakowało cukru, to eksperymentował z miodem - dodaje pani Krystyna.

Ona sama lodów nie ucierała. Za to często pomagała obsługiwać klientów. Sporo lodów za to naucierał się jej brat Jerzy . Póżniej robił to także jej mąż Jerzy Sułek.
- Szczególnie ciężko było 1 maja, bo wtedy inaugurowaliśmy sezon lodowy. Kolejki były tak długie, że trzeba bylo dyscyplinować oczekujących - śmieje się.

Jej ojciec był bardzo związany z zieloną budką. Spędzał w niej całe dnie i noce. - Nawet w czasie sylwestrowej zabawy wytrzymywał w towarzystwie zaledwie kilka godzin. Jak wypił kieliszek wódki, to w rodzinie mówiło się, że tata się upił - zdradza pani Krystyna.

Pani magister w cukierni

Ona zawodowym cukiernikiem nie chciała być. Najpierw ukończyła liceum dla wychowawczyń przedszkolnych, a po nim studia pedagogiczne. Przez kilkanaście lat pracowała jako nauczycielka w szkołach podstawowych. Jednak po likwidacji zielonej budki, gdy pan Makasiuk otrzymał nowy lokal w budynku przy ul. Starzyńskiego, wpisał córkę jako jego współwłaścicielkę.

- Ta decyzja taty wywołała spore zamieszanie, bo wtedy było źle widziane, jeśli osoba z wyższym wykształceniem zostawała rzemieślnikiem. Po pewnym czasie jednak wszystko się ułożyło. W działalność cukierni zaangażował się także mój mąż, z wykształcenia inżynier. Razem przez 16 lat prowadziliśmy cukiernię "Keksik". Zrezygnowaliśmy, gdy na rynku pojawiło się już zbyt dużo gotowych wyrobów cukierniczych. My nie mogliśmy już tak obniżyć kosztów, aby sprostać konkurencji. Poza tym miałam wypadek i wtedy doszliśmy do wniosku, że rezygnujemy - mówi pani Krystyna.

Teraz na miejscu "Keksika" funkcjonuje zakład fotograficzny.. Nie ma także "Niespodzianki", którą przez pewien czas prowadził brat pani Krystyny. Nastąpiły także i inne zmiany: Młodzi słupszczanie nie znają już smaku ręcznie kręconych lodów z miejscowych lodziarni.

- One przegrały z lodami przemysłowymi. Na dodatek dzieci bardziej chyba teraz lubią kolorujące lody wodne - śmieje się pani Krystyna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza