Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupia będzie Dawidem

Rozmawiał Rafał Szymański
Adam Fedorowicz
Adam Fedorowicz Sławomir Żabicki
Rozmowa z Adamem Fedorowiczem, szkoleniowcem piłkarek ręcznych Słupi Słupsk, które awansowały do ekstraklasy.

Adam Fedorowicz

Adam Fedorowicz

Twórca sukcesów szczypiorniaka żeńskiego w Słupsku. Tutaj założył Miejski Klub Sportowy Słupia, który przez szesnaście lat istnienia ma sporo znaczących osiągnięć w skali krajowej i międzynarodowej, a zwłaszcza w grupach młodzieżowych. Słupia może pochwalić się wieloma zdobyczami medalowymi w grupach młodziczek, juniorek młodszych i juniorek. Ma 61 lat. Jest absolwentem AWF w Gorzowie Wielkopolskim. Grał w piłkę nożna i tenisa. Zajmował się boksem. Uprawiał szybownictwo i narciarstwo klasyczne. Jednak jego miłością stała się piłka ręczna. Reprezentował barwy Gwardii Koszalin i Ostrovii Ostrów Wielkopolski.

- Mijają trzy tygodnie od awansu do ekstraklasy. Jakie działania już podjęliście, aby nie zostać w lidze tylko na rok?

- Konieczne są wzmocnienia. A te kosztują. Jeśli nie pozyskamy sponsora strategicznego czy kilku darczyńców drobniejszych, to będzie nam bardzo ciężko. Szanse na przetrwanie w takich warunkach, bez pieniędzy mamy minimalne. Pewien jestem, że jesteśmy zdecydowani wystartować.

Słupsk przez rok będzie gościł najlepsze zespoły w kraju. Tak sobie myślę, że gdyby koszykarze Czarnych mieli taki budżet jak my, to nie byłoby ich w ekstraklasie. Ale nie mam nic do nich. Każda dyscyplina powinna mieć swoje miejsce w Słupsku. Do tej pory jednak nawet nikt nie poklepał nas po plecach za ten awans. Jakby to była nasza prywatna sprawa.

- Jest szansa, by piłka ręczna w Słupsku dłużej niż jeden sezon gościła w ekstraklasie? Widzi pan taką możliwość, czy raczej będziecie walczyć o to, by się nie ośmieszyć?

- Obawiam się właśnie tylko tego. W zeszłym roku AWF AZS Katowice, nie zdobył żadnego punktu i ich porażki były bardzo bolesne. Jestem na etapie rozmów z kilkoma zawodniczkami, ich transfery do Słupska, to byłyby hity w polskiej lidze. Mogą być to piłkarki z kadry Polski i to mocne punkty tej reprezentacji. Jestem optymistą i liczę, że uda się pozyskać jakieś środki. Na razie mam "zaklepaną" szczypiornistkę na prawe skrzydło.

Doświadczona Ukrainka, ale jeszcze nie zdradzę nazwiska. My z tym składem, który awansował, do skrzydeł potrafimy dogrywać, jak mało który zespół w Polsce. Dziewczyny są bardzo dobrze wyszkolone technicznie, tylko że nie mamy egzekutora ze skrzydeł. Jedna zawodniczka już wyraziła wstępnie zgodę. Miałem jeszcze zaawansowane rozmowy z Iryną Latyszewską, ale ona chce wrócić na Ukrainę. To doświadczona piłkarka" ostatnio grała w Śośnicy Gliwice.

Rynek jest bardzo spenetrowany i nie ma kogo i skąd kupować. Sprawdziły się moje słowa, sprzed lat, kiedy zdobywałem medale w grupach młodzieżowych, że niedługo nie będzie kogo i gdzie kupować. Przy tak słabym szkoleniu piłki ręcznej w Polsce musiały przyjść problemy. W wielu gazetach nawet nekrologi są większe niż teksty o szczypiorniaku. Nie ma promocji dyscypliny.

- Ze Słupią w niektórych meczach w I lidze nie musiał się pan napracować. Pańska teściowa mogłaby prowadzić drużynę w starciu z niektórymi przeciwnikami, poziom był słaby. Ekstraklasa stawia nowe wymagania.

- Nie do końca. W niektórych zespołach z ekstraklasy, chociażby w Piotrcovii Piotrków Trybunalski kupiono całkiem nowy skład i tam rzeczywiście nawet teściowa dałaby sobie radę. U nas trzeba było się nagimnastykować do końca. Nie byłem zdecydowany, by walczyć o awans, wiedząc, że będą kłopoty z pozyskaniem środków na grę w ekstraklasie. Myślę jednak, że wstydu nie przyniosą.

Wyszkoleniem technicznym, przygotowaniem ogólnosprawnościowym, przede wszystkim kondycją, jesteśmy w stanie przeciwstawić się sile fizycznej doświadczonych zawodniczkę. Ale trzeba bardzo dobrze przepracować okres przygotowawczy, bo w lidze dziewczyny grały bardzo nierówno. One mogły ten sezon przejść bez porażki. Wciąż jednak brakowało im sił. Anna Pniewska rewelacyjnie zagrała pierwszą połowę decydującego o naszym awansie meczu z PPR II Lublin.

Po przerwie nie chciała wyjść na parkiet, bo zabrakło jej kondycji. Jak się nie trenuje, to nigdy nie będzie dobrze. Moje dziewczyny z obecnego składu były wielokrotnymi mistrzyniami Polski w różnych kategoriach. To czego się nauczyły na pewno zostało w nich i wykorzystają to na parkiecie. Dawid także wygrał kiedyś z Goliatem. My w roli Dawida będziemy startować do Goliatów polskiej ligi.

- Dał pan takie zawodniczki polskiej piłce ręcznej jak Karolina Kudłacz, Paulina Wasak, Anita Augustyniak, Joanna Chmiel, Urszula Lipska. Która z dziewczyn z obecnego składu, ma szansę zrobić karierę?

- Po pierwszej rundzie I ligi miałem propozycję objęcia w ekstraklasie SPR Lublin. Im jednak chodziło bardziej o Anitę Augustyniak na środek rozegrania niż o mnie. Długo i miło rozmawiałem z tamtejszymi prezesami. Mieliśmy do nich pójść "w pakiecie". Postawiłem jednak wiele spraw wyżej.

Na 15 lecie Słupi obiecałem dziewczynom awans i moją osobistą ambicją było wypełnić dane przyrzeczenie. Augustyniak wciąż jest w dobrej formie, po urodzeniu dziecka może dać się we znaki przeciwnikom. Paulina Muchocka podobnie. To najbardziej wszechstronna zawodniczka jaka kiedykolwiek miałem! To samo z Anną Pniewską i Agnieszką Łazańską-Korewo.

- A pan? Czy wciąż się pan rozwija i może tym dziewczynom jeszcze zaproponować coś nowego?

- Mogę je przygotować pod względem taktycznym, bo technicznie są jednym z najlepszych polskich zespołów. Proszę pamiętać, że one wciąż są młodsze od przeciwniczek o trzy cztery lata. Na dzisiaj zostaje w Słupsku, chociaż miałem propozycje z dwóch klubów.

- Jakich?

- Koniecznie chciały mnie zawodniczki w Jeleniej Górze. Ale tam akurat pracuje mój kolega. Zresztą zostałem, bo gdybym odszedł potraktowano by to w Słupsku jako policzek. Mimo korzystnych ofert finansowych, mi się nie chce nigdzie wyjeżdżać. Jestem jednak trochę wypalony, przez 15 lat istnienia Słupi miałem rożne sukcesy. Szczególnie w grupach młodzieżowych, inni kończyli sezon w lutym czy marcu, a ja grałem do końca. A potem z obozu na obóz, bo każda grupa musiała mieć swój okres przygotowawczy. Z jednej strony 15 lat wyjęte z życiorysu, z drugiej wspaniałe przeżycia.

- Kiedyś Słupia wnosiła do polskiej ligi dynamikę, technikę, spryt, boiskową przebiegłość. Inni to podpatrzyli i wykorzystują na potęgę. Co teraz pańskie dziewczyny wniosą do ligi?

- Niekonwencjonalne sposoby obrony. Chociażby długie fragmenty gry "każdy swego" czego na polskich parkietach się nie praktykuje. Sprytem i techniką mogą nadrobić inne braki. Jeżeli będziemy dobrze przygotowani możemy zaskakiwać przeciwników. U mnie każda zawodniczka potrafi zagrać na każdej pozycji, jeśli dziewczyny będą myśleć na boisku i to w każdej sytuacji, to możemy sprawić niespodzianki.

- Wyobraża pan sobie Słupię za pół roku? Po serii porażek wszyscy będą rozczarowani, a każdy będzie powtarzał "a nie mówiłem" czy może raczej zaskakujące zwycięstwa i niespodzianka w lidze?

- Jestem olbrzymim fanem psychiki. Tam tkwi ogromny potencjał. Ja będę przygotowywał zespół na porażki. One muszą być nastawione w ten sposób. A jak przyjdzie wygrana, to będziemy się cieszyć. Przy okazji jednego z meczów międzypaństwowych wykład dla trenerów i zawodniczek miała kobiet zajmująca się doradzaniem psychologicznym Otylii Jędrzejczak, szczególne po wypadku w którym zginął jej brat. Opowiadała, jak do niej docierała.

Anita Augustyniak wtedy powiedziała, że zawodniczki Słupi wcześniej już słyszały podobne słowa ode mnie. Dziewczyny muszą wierzyć w siebie, wyjść na boisko i walczyć do końca. Poprzeczkę trzeba stawiać sobie wysoko. W psychologii jest olbrzymia siła. Wielu trenerów lekceważy to. Dostaną do składu twarde, fizycznie zawodniczki i wtedy taki zespół może prowadzić nawet kelner. Bo jak się kupuje całą reprezentację Polski do tego dokłada dwie Białorusinki i Ukrainki, to taka drużyna sama powinna wygrywać. Tak było w Piotrcovii w tym roku, ale czegoś zabrakło...

- Ile trzeba mieć pieniędzy, aby Słupia utrzymała się w ekstraklasie?

- Taki Szczecin miał bardzo przyzwoity zespół, ale teraz stoi na krawędzi upadku. Zabrakło im pieniędzy i są zadłużeni. Trzeba umieć gospodarzyć. Mi potrzeba 600 tysięcy. Taka Gdynia, która awansowała razem z nami ma budżet około miliona złotych. Kupiła siedem nowych zawodniczek. nasza była piłkarka Paulina Wasak będzie miała kłopoty z załapaniem się do składu.

A ja nie chce aż takich przemeblowań. Nam potrzeba dwóch - trzech zawodniczek. To jest piłka ręczna, tu gra siedem zawodniczek. Nam potrzeba jednej wszechstronnej. Jak ja byłem w wieku moich dziewczyn, to grałem mecz w rękę, po meczu jechałem 200 kilometrów do Polkowic i grałem mecz w piłkę nożną. I jeszcze było mi mało. Niski byłem. Jak szkoleniowiec szykował zmianę to tylko się chowałem, aby mnie nie widział, abym nie był to ja. Miałem taka ambicję.

Jak dziewczynom jej nie zabraknie, jak nie zabraknie energii to będą potrafiły wykrzesać z siebie dodatkowe rezerwy. Obawiam się tylko, aby przewaga fizyczna, nie była zbyt duża. Boje się też o kontuzje. Gdy wracaliśmy z ostatniego meczu w lidze z Lublina, oglądaliśmy mecz o mistrzostwo Polki Piotrcovia - SPR. Taka Agata Głodek chciała mi po nim oddać sprzęt i przerwać grę, bo się przestraszyła.

- Mówi pan, ze wystarczy siedem - osiem zawodniczek, ale kontuzje mogą się przytrafić, sezon będzie długi, a właśnie w pierwszym roku gry w ekstraklasie przez to skład się posypał. Trzeba było grać juniorkami. A dzisiaj nie ma pan tak dobrego zaplecza jak wtedy.

- My nawet tych juniorek nie mamy. Jestem już na emeryturze i sam nie rozbuduję zaplecza. 13 czerwca będziemy mieć zakończenie sezonu i chcemy zaprosić wójta gminy Słupsk i np. w Jezierzycach bardzo chętnie rozbudowalibyśmy zaplecze. Za pierwszym razem gry Słupi w ekstraklasie zabrakło też pieniędzy, dziewczyny miały tyle osiągnięć i powinny być wtedy bardziej docenione.

Np. W Jeleniej Górze, gdy chciano mnie tam zatrzymać, a byłem już spakowany w samochodzie, to prezydent miasta podjechał do mnie i mówił "panie trenerze dokładam do tego 300 tysięcy zł, aby nadal pan budował piłkę ręczną tutaj. A ja wtedy miałem w Jelfie 16 zawodniczek, które dostawały po 1000 zł stypendium. W drugiej drużynie, która grała wtedy ze Słupią w I lidze miały po 700 zł. W Piotrkowie każda zawodniczka otrzymywała po 2000 zł. A u nas?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza