- Źródło ognia znajdowało się na dnie 14-metrowego silosa o średnicy 8 metrów. Wewnątrz paliły się trociny, którymi opalany był piec znajdujący się poniżej.
Najprawdopodobniej nie zadziałał system awaryjny i ogień przedostał się z pieca. Strażacy nie mieli masek, bo nie było takiej potrzeby. Wszystkie działania prowadzili na zewnątrz, ale w pewnym momencie nastąpiła eksplozja i z wewnątrz wyleciały trociny z żarem. Zrobiła się chmura pyłu. Maski i tak by ich nie ochroniły - mówi Grzegorz Ferlin, zastępca komendanta Straży Pożarnej w Słupsku.
Stan strażaków jest dobry, czują się nieźle.
- Oparzenia wyglądają na średniego stopnia. Strażacy muszą jednak zostać na obserwacji, bo dopiero po kilkunastu godzinach okaże się jak głębokie są oparzenia i czy będzie wymagana ingerencja chirurgiczna - mówi dr Artur Witalis, chirurg ze słupskiego szpitala.
Na lekarskie oględziny pojechało też dwóch innych strażaków z lżejszymi poparzeniami twarzy. Ci jednak wrócili do domów.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?