Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupsk. Przedstawiamy ulice Portową i Borchardta

Marcin Markowski
Ulica Portowa w Słupsku. Tu zawsze jest spory ruch.
Ulica Portowa w Słupsku. Tu zawsze jest spory ruch. Fot. Kamil Nagórek
Mieszkańcy ulicy Portowej przyzwyczaili się do ciągłego jazgotu za oknami. Mają jednak sporo innych problemów. Tymczasem lokatorzy ulicy Borchardta cieszą się, że mają wreszcie nową drogę i latarnie przed domami.

Historia ulic

Historia ulic

Ulica Portowa przed wojną była nazywana Szosą Ustecką. Od tamtego czasu w zabudowie mieszkalnej zmieniło się niewiele, kilka kamienic przy wiadukcie oraz domki jednorodzinne bardziej w kierunku Ustki. Przy ulicy Portowej znajduje się chyba najbardziej zapomniany, bo prawie niewidoczny mostek, zwany dawniej Czerwonym, gdyż jest zbudowany z cegieł. Za Czerwonym Mostkiem w lewo w kierunku torów jest uliczka obecnie bez nazwy, a przed wojną zwana Drogą Radcowskich Łanów. Przy ulicy Karola Borchardta (1905-1986, kapitan żeglugi wielkiej) na dawnym bagiennym terenie (położonym najniżej w mieście, bo zaledwie kilkanaście m n.p.m) powstało wiele zakładów usługowych. Samej ulicy imię Borchardta nadano w 1988 roku.
(sten)

Tym razem odwiedziliśmy mieszkańców jednej z najbardziej ruchliwych ulic w mieście - Portowej, która większości słupszczanom kojarzy się ze schroniskiem dla zwierząt i firmą produkującą okna Bajcar. Spodziewaliśmy się, że słupszczanie mieszkający przy głównej drodze do Ustki będą skarżyć się na hałas za oknami powodowany przez przejeżdżające samochody.

- Większość osób zainwestowała tutaj w plastikowe okna, bo naprawdę trudno było wytrzymać ciągły gwar na ulicy. Teraz więc nie jest źle pod tym względem - mówi pan Adam (nazwisko do wiadomości redakcji), mieszkaniec ulicy Portowej. - Kiedy miałem zwykłe drewniane okna, które były nieszczelne, nie dało się znieść tego hałasu. W lato nie mogłem nawet przewietrzyć mieszkania w nocy, bo nie dało się spać przez warkot dochodzący z zewnątrz. Wymiana okien na nowe była konieczna, bo teraz mogę chociaż spokojnie oglądnąć w domu telewizor. Przyznam jednak szczerze, że kiedy chcemy przewietrzyć mieszkanie, otwieramy okna od podwórza.

Szaleni kierowcy

Wszystkie osoby mieszkające przy ulicy Portowej skarżyły się na kierowców, którzy nie przestrzegają prędkości.

- Chodnik mamy tylko na niedługim odcinku drogi. W dalszej części jest tylko pobocze, więc nawet jeśli chcemy dojechać autobusem co centrum, co nie jest łatwe, bo nie zatrzymuje się tu wiele linii autobusowych, musimy iść na przystanek tuż obok przejeżdżających samochodów - mówi pani Renata, mieszkanka kamienicy nr 1. - Nie ma dni, żebym nie bała się o swoje dziecko, dlatego wolę, żeby przeszło ono na pieszo do centrum po chodniku, niż miało iść na przystanek poboczem, bo kierowcy jeżdżą tędy jak szaleni.

Naprawcie nasze podwórko

Podczas naszej wizyty najwięcej skarg mieli mieszkańcy ulicy Portowej 2, którzy brodzą w błocie na swoim podwórku.

- Jeden z właścicieli pobliskich firm pozbawił nas betonowych płyt, którymi była wyłożona droga na podwórku - mówi pani Bogumiła. - Pojawiły się one na placu tej firmy. Potem obiecywano nam, że droga zostanie utwardzona, ale do tej pory nic nie zrobiono. Po każdym deszczu mamy mnóstwo kałuż. Nie możemy dojść do naszych ogródków, a co najgorsze podłoże stało się tak nierówne, że woda z podwórka ścieka do ogródków i zalewa uprawy. Wszystko przez to gnije. Mam nadzieję, że wreszcie podwórko zostanie naprawione.

Mogą zapomnieć o zamianie

Mieszkańcy tutejszych kamienic nie pamiętają, kiedy były one ostatni raz remontowane. Skarżą się jednak, że budynki są w tak złym stanie, że nikt nawet nie chcę się z nimi zamienić na mieszkania.

- Zarówno ja, jak i kilku moich sąsiadów starało się o zamianę, ale na marne - mówi jedna z mieszkanek chcąca zachować anonimowość. - W wielu mieszkaniach jest jednak grzyb i wilgoć, więc trudno kogokolwiek przekonać do takiego lokum. Sami urzędnicy mówią, że te budynki nie nadają się do mieszkania. Kiedy starałam się o mieszkanie w nowym bloku przy ulicy Herbsta, nie dostałam przydziału, bo jeden z nich powiedział mi, że na moim miejscu przecież nikt nie będzie chciał zamieszkać.

Mamy nową drogę

Z większym optymizmem w głosie opowiedzieli nam o swojej okolicy lokatorzy ulicy Botchardta. Dla nich wszystko zmieniło się na lepsze od kiedy rok temu utwardzono ich drogę i postawiono latarnie.

- Jeszcze rok temu chodziliśmy po błocie i dziurach - mówi Helena Góra, mieszkanka ulicy Borchardta.
- Staraliśmy się o remont przez kilka lat. Wreszcie udało się w tamtym roku. Położono nam betonowe płyty i ustawiono lampy. Wszyscy jesteśmy z tego zadowoleni, poza jednym sąsiadem, któremu trudno dogodzić. Chyba ze złości specjalnie przekracza prędkość, by trochę pohałasować pod naszymi oknami, dlatego wciąż staramy się o położenie progu zwalniającego.

Czaruje w metalu

Przy ulicy Borchardta znajduje się też pracownia kowalstwa artystycznego, którego właścicielem jest Franciszek Fieckowicz. Wcześniej jego zakład mieścił się przy ulicy Sportowej.

- Pracownia istnieje tutaj od 17 lat i cieszę się, że mogę powiedzieć, że nie narzekam na brak klientów - mówi kowal. - Mam zamówienia nie tylko z całej Polski, ale także z wielu krajów Europy. Zamówienia bywają bardzo nietypowe. Ostatnio miałem do wykonania z miedzi popiersie Jana Pawła II i dużego orła. Chociaż ulica Borchardta nie jest znana wielu słupszczanom, moi klienci nie mają problemów z trafieniem do pracowni.

Tu mieszkam

Paulina Pasternak, uczennica

- Ulica Portowa jest bardzo ruchliwa i przez to nie czuję się tu bezpiecznie. Trzeba bardzo długo stać,
zanim przejdzie się na drugą stronę ulicy i cały czas rozglądać się, czy nic nie jedzie. To jedna z ostatnich ulic miasta, więc do szkoły mam spory kawałek drogi. Poza tym zarówno na ulicy Portowej jak i Borchardta mieszka zdecydowanie więcej osób starszych, niż moich rówieśników i młodzieży. Mam tutaj właściwie troje koleżanek i kolegów. Mieszkania nie są bardzo duże, dlatego muszę dzielić swój pokój z rodzeństwem. Gdybym mogła wyprowadzić się do domu, gdzie miałabym własny pokój, zrobiłabym to bez namysłu.

Bogumiła Przygocka, rencistka

- Mieszkam przy ulicy Portowej od bardzo dawna i nie potrafię wymienić choćby jednej pozytywnej rzeczy na tej ulicy. Niektórym może się wydawać, że przeszkadza nam tu tylko nadmierny ruch na ulicy, ale w rzeczywistości mamy znacznie więcej problemów. Nasze wspólne podwórko jest pełne dziur. Deszczówka zawsze zalewa mi cały ogródek, dlatego płot musiałam obłożyć wykładziną i płytami betonowymi, aby zatrzymać trochę wodę i błoto. Do tego nie mamy dogodnego dojazdu do centrum. Jeździ tędy Linia Regionalna, za którą trzeba płacić, jak za zboże. Czasem czuję się, jakbym była odcięta od świata.

Alicja Mastalerz, emerytka

- Mieszka mi się tu fatalnie i wiem, że sąsiedzi podzielają moje zdanie. Przede wszystkim nie podoba mi się to, że drogowcy pozwolili, by właściciel prywatnej firmy graniczącej z naszym podwórkiem, zabrał betonowe płyty, którymi było ono wyłożone i położył je sobie na swoim placu. Przez to nasze podwórku jest w fatalnym stanie. Po deszczu mamy mnóstwo kałuż, zalewa nam ogródki, a w drodze do śmietnika musimy pokonać mnóstwo kałuż. Wiele osób chciało już zamienić mieszkania, ale nikt tutaj nie chce przyjść. Nawet urzędnicy Przedsiębiorstwa Gospodarki Mieszkaniowej twierdzą, że te mieszkania do niczego się nie nadają. Żadnemu z nas nie przydzielili nawet mieszkania na zamianę, bo twierdzą, że nikt tu nie zechce się wprowadzić.

Karol Kuśmierz, operator maszyny

- Dziwi mnie to, że ulica Portowa jest w takim złym stanie. To główna droga nad morze, więc moim zdaniem powinna być pokryta porządną nawierzchnią. A tu jest dziura na dziurze. Gdzieniegdzie wyrwy są załatane kawałkami asfaltu. Zresztą ta droga jest swoistą wizytówką miasta, bo przejeżdża tędy przecież mnóstwo turystów. Poza tym nie mamy żadnych rozrywek dla maluchów. Moje dziecko może jedynie pobiegać po podwórku.

Dariusz Siupa, kierownik budowy

- Mieszkam tu od niedawna i właśnie jestem w trakcie remontu mieszkania. Wcześniej mieszkałem przy ulicy Ogrodowej i muszę przyznać, że tutaj jest znacznie lepiej. Oczywiście niektórym może przeszkadzać hałas za oknami, ale jak ma się dobre okna, to nic nie słychać. To takie ubocze miasta i dla mnie mieszka się tu trochę jak na wsi. Nie ma zbyt wielu przechodniów, nie ma sklepów, nie ma tłoku. Wydaje mi się, że będę tu naprawdę bardzo długo mieszkał, bo bardzo mi się tu podoba. Nawet firmy wytwórcze, które sąsiadują z naszym podwórkiem, nie przeszkadzają mi i mojej rodzinie.

Jarosław Szczucki, pracownik zakładu poligraficznego

- Przez wiele lat ulica Borchardta była zapomniana przez urzędników. W ubiegłym roku, po kilku latach starań mieszkańców, wreszcie zrobiono nam drogę. Teraz nie musimy jeździć po błocie i jesteśmy wdzięczni prezydentowi miasta za to, że pomógł nam osiągnąć cel. Poza tym nasza ulica była zawsze nieoświetlona. Kiedyś nawet napadnięto tu moją córkę. W ciągu roku nasza ulica całkowicie zmieniła swoje oblicze. Mamy tylko problem z jednym sąsiadem, któremu nie podobają pomysły i starania pozostałych mieszkańców.

Tu pracuję

Franciszek Fieckowicz, kowal-artysta

- Przy ulicy Borchardta prowadzę działalność od ponad 17 lat. Wcześniej mój zakład znajdował się przy ulicy Sportowej. Przyznam szczerze, że nie narzekam na to, że mój zakład znajduje się na ulicy, po której nie chodzą spacerowicze. Nie muszę jednak inwestować w reklamę, bo takich zakładów jak mój jest niewiele w całym kraju. Jak ktoś chce, to do mnie trafi. Zresztą najlepsza jest reklama szeptana. Jeśli miałbym możliwość, chciałbym wykupić budynek, w którym mieści się moja pracownia. Niestety, choć staram się o to od dawna, nie mogę uzyskać zgody od urzędników.

Tadeusz Koterski, prowadzi zakład ogrodniczy

- Wraz z żoną zajmujemy się ogrodnictwem od 30 lat i od tego czasu na ulicy Borchardta znajdują się nasze szklarnie. W ubiegłym roku ta ulica zmieniła się znacznie na lepsze, bo mieszkańcy bardzo się starali o utwardzenie nawierzchni. Mieli już dość tego, że pod ich domy nie chciały podjeżdżać na przykład taksówkarze. Nie narzekamy na brak klientów.

Mirosław Kulak, sprzedawca gazu

- Na ulicę Portową dojechać nie jest bardzo łatwo. Osoby pracujące tu bardzo narzekają na to, że nie mają dogodnego dojazdu.

Sam nie mam na szczęście z tym problemu, bo przyjeżdżam tutaj własnym samochodem. Trudno mi powiedzieć, jak tu jest na co dzień, bo pracuję w części, gdzie nie ma budynków mieszkalnych. Nie chciałbym tu jednak mieszkać, bo po pierwsze budynki są już stare i niestet nieodnowione, poza tym panuje tu zbyt duży ruch.

Może do przejeżdżających samochodów osobowych da się jakoś przyzwyczaić, ale wydaje mi się, że nie sposób przywyknąć do pedzących TIR-ów, od których wszystko w pomieszczeniach się strasznie trzęsie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza