Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupsk> Tradycyjne wędliny mają się dobrze

Zbigniew Marecki [email protected] tel. (59) 848 81 00 Fot. Krzysztof Tomasik
Stefan Warcholak z jego wyroby.
Stefan Warcholak z jego wyroby.
Mimo intensywnego rozwoju koncernów, które oferują przemysłowo produkowane wędliny i mięso, małe masarnie trzymają się mocno i mają swoją stałą klientelę. Zawdzięczają to tradycyjnym wyrobom.

Półki chłodni w hipermarketach uginają się pod tonami mięsa i wędlin, które często kuszą bardzo niskimi cenami. A jednak są klienci, którzy w całym kraju wolą zaopatrywać się w małych sklepach i rzemieślniczych masarniach.

Tak samo dzieje się w Słupsku, gdzie małe prywatne masarnie przetrwały zmianę ustroju. Przykładem może być firma Romana Kaczmarskiego ze Strzelinka, która od końca lat siedemdziesiątych prowadzi sklep mięsny przy ul. Armii Krajowej w Słupsku. W czasach kryzysu w latach osiemdziesiątych jego wyroby zdobyły lokalną sławę, bo zaopatrywał mieszkańców Słupska w świeżą wołowinę (hasło reklamowe na elewacji sklepu : "Wołowina z młodych byków") i wędliny nawiązujące do tradycyjnych receptur. Na rynek wprowadził wtedy m.in. szynkę litewską (na podstawie receptury swojego wujka Szymona Kaczmarskiego), szynkę cygańską, szynkę ojców, kiełbasę staropolską oraz białą kaszankę.

- Po okresie zachłyśnięcia się wyrobami przemysłowymi klienci do nas wrócili, bo szukają tradycyjnych smaków i wyrobów, które nie zawierają sztucznych polepszaczy i konserwantów - mówi Kaczmarski.

Podobne doświadczenia ma Stefan Warcholak, który od 20 lat prowadzi swoją masarnię i sklep przy ul. Wczasowej w Słupsku.

- Firmę uruchomiłem w 1990 roku, gdy już można było to robić. Wtedy wykorzystałem swoją wiedzę, którą zdobyłem jako uczeń i czeladnik w masarni w Kępicach, gdzie nauczyłem się tradycyjnych receptur - opowiada Warcholak.

Jego pomysł się sprawdził. Firma najpierw zaopatrywała stołówki i sklep. Teraz bazuje na produkcji mięsa i wędlin dla klientów odwiedzających sklep Tygodniowo przerabia nawet 3 tony mięsa i wędlin.

- Zainteresowanie jest tak duże, że od kilkunastu lat zatrudniam trzech pracowników i na stałe współpracuję z Jerzym Bubniakiem, rolnikiem z Zagórzyc, od którego kupuję tuczniki. Klienci doceniają to, że wiedzą, skąd pochodzi mięso - uważa Warcholak. Jego zdaniem liczy się także duża trwałość jego wyrobów, co doceniają m.in. osoby wyjeżdżające za granicę.

Wędliny produkowane w małych masarniach są nieco droższe niż w najtańszych sklepach. - Jednak mimo wyższej jakości nie możemy podnosić znacząco cen, bo na to nie pozwala duża konkurencja na rynku - tłumaczy Warcholak.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza