Pani Urszula ma wykształcenie średnie ekonomiczne. Przez ostatnie pięć lat pracowała w biurze zarządu Kolejarza jako inspektor ds. administracyjno-biurowych.
- Zaczęłam pracę w biurze, gdy prezesem spółdzielni był Tadeusz Mól. Byłam ceniona. Wszystko się zmieniło, gdy w spółdzielni nastąpiła zmiana prezesa. Myślałam, że mój nowy szef, Tomasz Pląska, będzie dążył do unowocześnienia pracy biura. Dlatego zaproponowałam zakup sprzętu komputerowego. Niestety, nie spotkało się to z zainteresowaniem z jego strony. Za to wkrótce dowiedziałam się, że moje stanowisko będzie zlikwidowane. Było to bardzo dziwne, bo prezes pozostawił w pracy panią, która ma wykształcenie podstawowe. Dlatego jestem przekonana, że chodziło o zemstę - opowiada pani Urszula.
Wkrótce skończy się trzymiesięczne wypowiedzenie, które wręczył jej prezes Pląska. Kobieta czuje się pokrzywdzona także dlatego, że jest osobą samotną i ma zadłużenie czynszowe.
- Okazało się, że nic się nie liczy. Próbowałam moją sprawą zainteresować także Państwową Inspekcję Pracy, ale dowiedziałam się, że ona nie zajmuje się polityką kadrową - nie ukrywa rozczarowania pani Urszula.
- My nie zajmujemy się oceną, czy pracownik został słusznie zwolniony. Badamy jedynie, czy zostały zachowane wszystkie procedury, które są wymagane w czasie wręczania wypowiedzenia. Natomiast sprawy sporne rozstrzygają sądy pracy.
Zainteresowani muszą tam składać pozwy w ciągu siedmiu dni od momentu otrzymania wypowiedzenia. Jeśli ten termin nie zostanie dotrzymany, pracownicy mogą występować o jego ponowne wyznaczenie - mówi Roman Giedrojć, kierownik słupskiego oddziału Państwowej Inspekcji Pracy. Radca prawny PIP może także podpowiedzieć, jak dobrze sformułować pozew do sądu pracy.
Tomasz Pląska, prezes Kolejarza, twierdzi, że w przypadku zwolnienia pani Urszuli nie chodziło o urazy osobiste.
- Ta pani pracowała u nas jako maszynistka. W ciągu pięciu lat to stanowisko przestało być potrzebne, bo pracownicy posługują się komputerami. Dlatego w ramach szukania oszczędności zdecydowaliśmy się na jego redukcję, tym bardziej że spółdzielcy oczekują od nas ograniczania kosztów - tłumaczy prezes Pląska.
Jednocześnie podkreśla, że tę decyzję konsultował ze związkami zawodowymi, które nie wystąpiły w obronie pani Urszuli.
- Zlikwidowaliśmy konkretne miejsce pracy, więc w grę wchodziło zwolnienie gorzej wykształconej pracownicy, która w spółdzielni pracuje już ponad 30 lat, bo to wiązałoby się z jeszcze większymi komplikacjami - dodaje Tomasz Pląska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?