Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupska gastronomia w czasach zarazy. Branża walczy

Wojciech Frelichowski
Wojciech Frelichowski
Zakłady gastronomiczne w Słupsku walczą i nie poddają się kryzysowi wywołanemu epidemią. Wiele lokali, które do niedawna serwowały jedzenie na miejscu, teraz ma ofertę na wynos lub z dowozem. Wszystko po to, aby przetrwać.

Epidemia koronawirusa dotknęła wiele branż gospodarki Gastronomia była jedną z tych, w które kryzys uderzył najmocniej. W połowie marca, zgodnie z obostrzeniami ustalonymi przez rząd, lokale gastronomiczne musiały się zamknąć z dnia na dzień.

- Jesteśmy lokalem, który serwował dania na miejscu, ale z powodu zaistniałej sytuacji nasza działalność musiała ulec całkowitemu przekwalifikowaniu- mówi Monika Pankratowicz, właścicielka baru Domowe Love. - Skoro nie mogliśmy sprzedawać jedzenia na miejscu zaczęliśmy oferować dania na wynos i z dowozem. I chyba udało nam się przetrwać najgorszy okres. Przekonaliśmy klientów, że przygotowujemy posiłki bezpiecznie. To jednak nie zmienia faktu, że spadek obrotów sięga 70 procent.

Żeby przetrwać właścicielka baru "Domowe Love" skorzystała z mikropożyczki dla przedsiębiorców oraz z możliwości umorzenia składek ZUS dla pracowników.

Z nieco mniejszą siłą kryzys uderzył w lokale gastronomiczne, które już wcześniej miały ofertę z dowozem. Ale i i tak wiele firm notuje spore spadki.

- Mieliśmy sporo klientów, którzy przychodzili do nas w weekendy. Teraz nie możemy prowadzić obsługi na miejscu, czyli wewnątrz lokalu. Pozostaje dowóz - słyszymy od Marty Koperkiewicz, właścicielki baru Damar Kebab.

Odrobiną optymizmu podzieliła się Joanna Juzyszyn-Tuziak, właścicielka restauracji "Pod Kasztanem", która obecnie także oferuje dania jedyna na wynos lub z dowozem

- Jest trochę lepiej niż przed miesiącem. Udało nam się przede wszystkim utrzymać zatrudnienie. Skorzystaliśmy z dostępnych form pomocy dla pracodawców, które pojawiły się w rządowej tarczy antykryzysowej. Będziemy starać się o następne możliwe wsparcie - mówi pani Joanna.

Z możliwości, które oferuje tarcza antykryzysowa (i kolejne jej nowelizacje) skorzystała również Izabela Labudda, która prowadzi pizzerię "Leśna Chata".

- Dostaliśmy umorzenie ze składek ZUS oraz skorzystaliśmy z pożyczki dla mikro przedsiębiorców. Ale na odpowiedź w sprawie umorzenia czynszu za lokal, który wynajmujemy od SOSiR-u, czekamy od miesiąca - oznajmia.

Tak jak wielu gastronomików, tak i pani Izabela czeka z niecierpliwością na zniesienie ograniczeń w działalności lokali gastronomicznych, choć będzie to się wiązało z realizacją wielu warunków. Według nieoficjalnych informacji, konsumpcja na miejscu będzie dozwolona tylko w ogródkach lub tarasach urządzonych przy lokalach, ale odległości pomiędzy stolikami będzie musiała wynosić 2 metry. Poza tym klient nie będzie mógł podejść do baru czy do okienka, gdzie są wydawane posiłki. Czyli to oznacza, że bary samoobsługowe nie będą mogły działać, chyba że zatrudnią kelnera.

Mamy duży plac przed lokalem, który zawsze działał w sezonie wiosenno-letnim. W naszym przypadku poradzimy sobie z takimi wymogami. Ważne, aby móc działać - stwierdza Izabela Labudda.

Nieco inaczej widzi tą kwestię Joanna Juzyszyn-Tuziak. - Od wielu lat mamy letni ogródek przed naszym lokalem. Ale jest usytuowany na chodniku, a w sąsiedztwie jest przystanek autobusowy. Jak zatem my spełnić wymogi, choćby ten dotyczący dwumetrowej odległości pomiędzy stolikami, w sytuacji kiedy za płotkiem jest ruchliwa ulica i przystanek? - pyta właścicielka restauracji "Pod Kasztanem".

ZOBACZ TAKŻE: Otwarcie żłobków i przedszkoli w Słupsku. Rozmowa z Martą Makuch

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza