Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupski Manhatan przegrał w sądzie z kupcem

Zbigniew Marecki
Zbigniew Marecki
Dariusz Królak nadal pracuje w boksie na Manhatanie, który należy do jego matki.
Dariusz Królak nadal pracuje w boksie na Manhatanie, który należy do jego matki. Archiwum
Po półtora roku procesu zarząd spółki zapłacił za straty handlowca.

W styczniu 2014 roku Arkadiusz Królak przyszedł do pracy w boksie, który na słupskim Manhatanie należał do jego matki. Wyjął z kieszeni klucz i chciał automatycznie podnieść roletę, która zamyka jego box od strony przejścia dla klientów. Niestety, urządzenie nie zareagowało. Instalacja elektryczna wyglądała w porządku. Dlatego wezwał energetyków z pogotowia energetycznego. Energetycy sprawdzili instalację wewnątrz boksu i stwierdzili, że wszystko działa. Obejrzeli też instalację przed siedzibą spółki. Również nie budziła zastrzeżeń. Wtedy postanowili zajrzeć do liczników, które są zamontowane w skrzynkach na elewacji budynku.

- Poszliśmy do prezesa Edwarda Błeszyńskiego, aby udostępnił klucze do skrzynek. On się jednak na to nie zgodził. Moim zdaniem robił to specjalnie, aby utrudnić mi działalność, bo w ten sposób nie mogłem handlować i zarabiać pieniędzy -opowiadał pan Arkadiusz.

Prezes Błeszyński odrzucał jego zarzuty. W czasie rozmowy z nami powiedział, że nie jest w żaden sposób związany z awarią, która zdarzyła się w boksie należącym do rodziny pana Dariusza. - Może nie został zapłacony rachunek za prąd - zasugerował na koniec rozmowy. A potem dodał, że dla niego stroną w rozmowie nie jest pan Dariusz, a jego matka, bo to ona jest właścicielką boksu i z nią rozmawia zarząd spółki. Z kolei Królak poinformował, że dysponuje nagraniem, z którego wynikało, że prezes nie chciał udostępnić kluczy do skrzynek z licznikami.

Przepychanki w tej sprawie, nawet z udziałem policji, trwały trzy dni. W tym czasie Królak nie mógł prowadzić swojego małego sklepu spożywczego.

- Poniosłem z tego powodu pewne straty. Postanowiłem więc, że nie odpuszczę. Dlatego skierowałem pozew do sądu gospodarczego - opowiada Królak.

W pierwszej instancji kupiec przegrał sprawę, ale nie poddał się. Napisał odwołanie do Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, który uznał, że jego roszczenia są uzasadnione, ale zwrócił sprawę do sądu słupskiego, aby ten ostatecznie określił wysokość odszkodowania. Wyrok jest już prawomocny, a odszkodowanie na koncie Królaka.

- Suma, którą dostałem, mnie satysfakcjonuje. Na dodatek zarząd spółki poniósł koszty procesu - mówi Królak. Postanowił nas poinformować o swoim sukcesie, bo zarząd Manhatanu wcześniej informował na zebraniach, że to on wygrał proces z Królakiem.

- Najgorsze, że za tę formę walki ze mną w sumie zapłacili wszyscy, którzy utrzymują spółkę, bo zarząd nie zapłacił z własnej kieszeni - podsumowuje Królak.

Zobacz także: Handlowiec z Manhatanu czuje się ofiarą prezesa

Czytaj także:

gp24

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza