Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupszczanin Jerzy Gieruszczak w przestworzach czuje się jak ptak (zdjęcia)

Krzysztof Niekrasz
Słupszczanin Jerzy Gieruszczak (rocznik 1956) to skoczek spadochronowy, ratownik wodny, instruktor pływania, motorowodny sternik morski. Oto jego alfabet.

A - jak aeroklub.

Od pierwszego skoku byłem członkiem Aeroklubu Słupskiego, następnie Aeroklubu Koszalińskiego, a obecnie kontynuuję działalność w Aeroklubie Gdańskim.

B - jak Boogie 1989.

Byłem organizatorem pierwszego międzynarodowego mityngu spadochronowego w Polsce. Miał on miejsce w Pobiedniku Wielkim i był na lotnisku Aeroklubu Krakowskiego w 1989 roku. Jego oficjalna nazwa to Kraków Helicopter Boogie 1989. Z pomocą mojego przyjaciela z Niemiec Martina Trui i Aeroklubu Polskiego udało się zorganizować imprezę, która okazała się wielkim sukcesem, bo wzięło w niej udział ponad czterystu skoczków z całego świata (między innymi z USA, Australii, Nowej Zelandii, a nawet z Ghany!). Również organizowałem mityngi w innych krajach postkomunistycznych.

C - jak charakter.

Bez silnego charakteru i zimnej krwi bycie dobrym spadochroniarzem jest niemożliwe. Nie tylko samo wyskoczenie z samolotu wiąże się ze stresem. Trzeba się liczyć z innymi stresogennymi sytuacjami, a do takich zalicza się m.in.: wadliwe otwarcie spadochronu, lądowanie na drzewie czy w wodzie, skręcenie linek nośnych lub użycie spadochronu zapasowego.

D - jak dyscypliny spadochronowe.

W czasach „komuny” władze Aeroklubu Polskiego narzucały dwa rodzaje zawodów spadochronowych: na celność lądowania i akrobacja indywidualna. O ile tej pierwszej nie trzeba objaśniać, tak ta druga polegała na wykonaniu przez skoczka w swobodnym spadaniu sześciu figur (czterech spiral i dwóch salt) w najkrótszym czasie. Najbardziej popularną i lubianą, w tym czasie, dyscypliną na zachodzie był tak zwany Relativ Work (obecnie Foramation Skydiving), czyli akrobacja zespołowa, do której zarząd Aeroklubu podchodził z niechęcią. Ta ostatnia skradła moje serce i jestem jej wierny do dziś.

E - jak ewolucja.

Ta dokonała się w sprzęcie spadochronowym w ciągu ostatnich trzydziestu - czterdziestu lat. Gdy zaczynałem swoją podniebną przygodę w latach osiemdziesiątych ubiegłego stulecia do dyspozycji miałem tylko spadochrony okrągłe, przy czym zapasowy spadochron umieszczony był na brzuchu skoczka. Gabaryty i waga tego ekwipunku (około 30 kilogramów) powodowały, że przy wejściu do samolotu trzeba było wykazać się ogromna sprawnością fizyczną. Dziś spadochron główny i zapasowy umieszczone są w jednym pokrowcu na plecach skoczka, a waga w zależności od powierzchni czasz, to osiem - dwanaście kilogramów. Oczywiście obydwie czasze - to tak zwane latające skrzydła o obrysie prostokątnym lub eliptycznym, które pozwalają skoczkowi na szybowanie w powietrzu w mniejszej zależności od wiatru, na którego kierunek i siłę były skazane spadochrony okrągłe. Prędkość postępowa okrągłych czasz to max. 2-3 km/h, a latających skrzydeł max. ponad 100 km/h!

F - jak film i fotografia.

Pod koniec lat osiemdziesiątych XX wieku zainteresowałem się filmowaniem i fotografowaniem skoków. Problem polegał na tym, że w ówczesnym czasie prawo polskie surowo zabraniało wykonywanie zdjęć z powietrza. W 1989 r. będąc już członkiem kadry narodowej w akrobacji zespołowej, wystąpiłem z prośbą do władz Wojska Polskiego o wydanie mi pozwolenia na filmowanie skoków szkolnych i takie pozwolenie otrzymałem w 1990 r. ze Sztabu Generalnego WP. Byłem wówczas pierwszym i jedynym cywilem cieszącym się takim przywilejem! Te czasy na szczęście minęły. Teraz niemalże każdy doświadczony skoczek ma na kasku kamerę sportową. Dodam tylko, że pierwsza kamera, z którą skakałem ważyła ponad dwa kilogramy i była jedną z najmniejszych wówczas do zdobycia. Dziś skaczę z dwoma kamerami, a ich waga to około pół kilograma! O gabarytach nie wspomnę.

G - jak Giery.

Taki jest mój pseudonim.

H - jak Hercules Boogie.

To jeden z największych mityngów spadochronowych na świecie, w którym miałem okazję wziąć udział po raz pierwszy w 1987 r. Impreza została przeprowadzona w mieście Linkoping - (Szwecja). Skoki odbywały z samolotu C-130 Hercules, który jednorazowo na pokład zabiera prawie osiemdziesiąt spadochroniarzy! Tam poznałem Jacka Gregory’ego, o którym jeszcze wspomnę.

I - jak ilość skoków.

Dotychczas wykonałem prawie 2000 skoków, a łączny czas wolnego spadania (mierzony od momentu oddzielenia się od samolotu do otwarcia spadochronu) to ponad 16 godzin.

J - jak Jack Gregory.

Amerykański instruktor spadochronowy, wielokrotny mistrz świata, rekordzista świata i USA. Jak wspomniałem Jacka poznałem w Szwecji. Po kilku wspólnych skokach i rozmowach zapytałem go, czy nie chciałby przyjechać do Polski, by nauczyć naszych skoczków nowych technik w akrobacji zespołowej. Jack zaakceptował ten pomysł i już rok później (czyli w 1988 r.) szkolił polskich skoczków na obozie, który zorganizowałem na lotnisku Aeroklubu Słupskiego w Krępie Słupskiej. Do sukcesu tego szkolenia najchętniej później przyznawali się ci oficjele, którzy odmówili mi wystosowania oficjalnego zaproszenia dla amerykańskiego instruktora zza „żelaznej kurtyny”.

K - jak kraje, w których wykonywałem skoki spadochronowe.

Bułgaria, Norwegia, Szwecja, Dania, Niemcy, Austria, Rosja, Belgia, USA (California, Illinois, New York, Louisiana, Arizona).

L - jak lądowanie pokazowe.

Brałem udział w prawie stu dwudziestu skokach pokazowych. W Słupsku lądowałem na stadionach 650-lecia i na Zielonej, w Parku Kultury i Wypoczynku, w parku przy ul. Jana III Sobieskiego (już nie istnieje, a teraz jest tam Netto) i przy fabryce obuwia Gino Rossi (ul. Wiśniowa).

Ł - jak Łebsko.

To jezioro położone na terenie gmin: Wicko i Smołdzino na Wybrzeżu Słowińskim. Latem chętnie nad nim przebywam i odpoczywam. Lubię też jezioro Gardno.

M - jak Mieczysław Kirszkowski.

Instruktor spadochronowy, pilot (rocznik 1947). Mietka poznałem w Toruniu, gdzie w 1982 r. pod jego opieką uzyskałem stopień skoczka III klasy. Do grodu Mikołaja Kopernika powróciłem w 1989 r. już jako członek kadry narodowej. Celem tej wizyty był obóz treningowy, którego organizatorem był Aeroklub Toruński i sam Mietek. Wtedy to poznałem go bliżej - był instruktorem cierpliwym, wyrozumiałym, z łatwością przekazującym wiedzę. Na jego ciągły uśmiech nie miały wpływu różne przeciwności, a przede wszystkim był oddanym przyjacielem. Zostawił wyrwę swym nagłym odejściem. Zmarł 9 maja 2019 r. Zawsze miło Go wspominam.

N - jak najbardziej pamiętny skok.

Skoków, których nie zapomnę mam wiele. Przypomnę dwa z nich: w 1990 r. w Moskwie na pokazach z okazji 60 rocznicy powstania DOSAAF (odpowiednik Aeroklubu Polski) międzynarodowa grupa sześćdziesięciu skoczków podczas wolnego spadania utworzyła formację złożoną z dwóch połączonych z sobą cyfr 6 i 0, symbolizującą wyżej wspomnianą rocznicę. Wraz Andrzejem Belickim. instruktorem ze Szczecina, miałem zaszczyt reprezentować w tym skoku Polskę. Drugi skok miał miejsce nad lotniskiem w 2003 r. w Piotrkowie Trybunalskim, gdzie został ustanowiony nowy rekord Polski w kategorii „największa formacja”. Rekordowa figura składała się z trzydziestu skoczków, a wśród nowych rekordzistów znalazłem się i ja.

O - jak opłaty.

Za czasów „słusznie minionych” za skoki i sprzęt się nie płaciło, ale te czasy minęły i sport spadochronowy stał się bardzo drogim hobby. Tylko nieliczni mają swoich sponsorów, zaś pozostali muszą niestety płacić i tak: jeden skok treningowy to 100 - 120 złotych, ale żeby móc skakać trzeba mieć swój sprzęt: zestaw spadochronów z uprzężą i automatem do awaryjnego otwierania spadochronu zapasowego (koszt około 27000 zł, do tego dochodzą: kombinezon ok. 700 zł, kask ok. 700 zł, wysokościomierz - minimum 700 zł, gogle 60 zł, co razem daje nam prawie 30 000 zł!).

P - jak pierwszy skok.

Swój pierwszy skok wykonałem w czerwcu 1981 r., czyli prawie 40 lat temu! Miejsce Aeroklub Słupski - lotnisko Krępa, samolot PZL 101 Gawron - znaki SP KZD, spadochron okrągły ST 7.

R - jak rodzina.

Żona Dorota, z którą dzielę radości i smutki od prawie trzydziestu trzech lat. Zawsze odnosiła się z szacunkiem do mojej pasji, a w trudnych chwilach czułem jej olbrzymie wsparcie. Dziękuję jej bardzo za cierpliwość i wyrozumiałość. Wspólnie dochowaliśmy się dwójki cudownych dzieci: córka Ewa (lekarz stomatolog i doktor nauk medycznych) i syn Michał (jeszcze studiuje w Pomorskiej Akademii w Słupsku), którego pasją jest muzyka i reżyseria dźwięku.

S - jak Słupsk.

Jestem urodzonym słupszczaninem i miasto nad Słupią zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Poza granicami Polski przebywałem prawie osiem 8 lat. Mieszkałem w Nowym Jorku, Chicago, Nowym Orleanie, Londynie, ale zawsze z utęsknieniem wracałem do Słupska.

T - jak tandem.

Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku w USA został skonstruowany system tandem. Składa się on z dwóch zasadniczych części, zestawu spadochronowego, który podczas skoku ma na sobie Tandem Pilot oraz uprzęży dzięki, której pasażer jest połączony z Tandemem Pilotem, a właściwie z jego spadochronem. W roli pasażera natomiast może występować każda chętna osoba, bez konieczności odbycia żadnych badań i po kilkuminutowym szkoleniu. Sprawiło to, że skoki tandemowe szybko zdobyły wielką popularność, a kluby spadochronowe zaczęły zarabiać pokaźne pieniądze, bo za taki skok trzeba sporo zapłacić (w Polsce od 600 zł do 1000 zł). Problem w tym, że w samolotach coraz więcej miejsca zajmują tandemy, a coraz mniej jest wolnych miejsc dla pełnokrwistych spadochroniarzy!

U - jak udział w zawodach.

Brałem udział w wielu zawodach spadochronowych krajowych i zagranicznych. Kilka z nich wygrałem, w innych zajmowałem czołowe miejsca, ale były też porażki, jak to w sporcie bywa. Ostatnie zawody, w których triumfowałem, to rywalizacja na celność lądowania w ramach imprezy Bryza Extra 2019 w Pruszczu Gdańskim, której organizatorem był Aeroklub Gdański.

W - jak wodne sporty.

Po powietrzu woda jest moim drugim żywiołem w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Przez wiele lat pracowałem jako ratownik wodny i instruktor pływania. Ponadto uwielbiam czytać, słuchać muzyki (rock i jazz) i grać w bilard.

Z - jak znajomi i przyjaciele.

Przez te wszystkie lata działalności zawarłem wiele znajomości ze względu na wspólne zainteresowania. Najcenniejsze są jednak przyjaźnie, które nie tylko, że trwają, ale umacniają się z wiekiem. Wśród nich są nie tylko osoby związane ze sportem spadochronowym, ale też z innymi dyscyplinami. Wymienię kilka nazwisk słupskich gwiazd sportu, z którymi jestem zaprzyjaźniony: siatkarka Czarnych Słupsk - Anna Duchnowska, Jerzy Weland (judo), Stanisław Witek (rzut oszczepem).

Ż - jak życzenie.

By Aeroklub Słupski wskrzesił sekcję spadochronową. Wszystkim sympatykom sportu życzę zdrowia i normalnej Polski.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Konferencja prasowa po meczu Korona Kielce - Radomiak Radom 4:0

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza