Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupszczanin przejechał rowerem Skandynawię

Zbigniew Marecki
Słupszczanin przejechał rowerem 3648 kilometrów.
Słupszczanin przejechał rowerem 3648 kilometrów. Kazimierz Stachyra
Norweskie Lofoty są tak piękne, że warto było spędzić 30 dni na rowerze, aby je zobaczyć - mówi Kazimierz Stachyra ze Słupska, samotnie przemierzający jednośladem kolejne kraje Europy.

Wyprawa do norweskich fiordów była już czwartą indywidualną turystyczną podróżą 48-latka który na co dzień jest pracownikiem oczyszczalni ścieków w Słupsku.

Wcześniej na rowerze objechał Polskę, zwiedził Słowację, Austrię, Czechy i Węgry. W tym roku jego celem były Lofoty, słynący z cudownych widoków archipelag na Morzu Norweskim u północno-zachodnich wybrzeży Norwegii.

W ciągu 30 dni przejechał rowerem 3648 kilometrów, spędzając na siodełku 230 godzin. Spał w małym namiocie, gotował na gazowej maszynce, rozmawiał ze spotykanymi ludźmi, a przede wszystkim napawał się fantastycznymi, górskimi widokami, z których słynie Skandynawia.

- Tylko czasem, gdy rano w namiocie budził mnie deszcz, a obok pędziły samochody, zadawałem sobie pytanie, po co się męczę? Ale gdy już się rozgrzałem ciepłą herbatą, te myśli mijały i ruszałem przed siebie - opowiada słupszczanin.

Wyruszył promem z Gdyni. Wysiadł z niego w szwedzkiej Karlskronie, skąd już na rowerze jechał w kierunku Oslo, stolicy Norwegii. - Szybko okazało się, że człowiek, który przygotowywał mój rower do wyprawy, zrobił to źle. Zaczęły mi pękać szprychy. Na szczęście Szwed, do którego poszedłem z tym problem, po półtorej godziny pracy tak scentrował koła, że do końca nie miałem problemów - zdradza pan Kazimierz.

Ta szwedzka usługa kosztowała go 125 zł. Stosunkowo drogo, ale choć Stachyra przyznaje, że Norwegia jest dla większości turystów kosztowna, to on sam podczas swojej wyprawy wydał 3 tysiące złotych.

- Najdroższe były przeprawy promami. Za spanie nie musiałem płacić, bo w Szwecji, jak i w Norwegii można rozbić namiot na każdym terenie zielonym. Zakupy robiłem w hipermarketach. Tylko raz kupiłem chleb za prawie 20 złotych. Wszystko byłoby o wiele droższe, gdybym podróżował samochodem, bo w Norwegii benzyna kosztuje już 6,50 zł za litr - relacjonuje.

Po kilku dniach jazdy po płaskowyżu, na którym znajduje się park narodowy Judeheimen,dotarł do Trondheim, historycznej stolicy Norwegii.

- Kiedy ją zwiedziłem, dowiedziałem się, że na Lofotach jest piękna pogoda - opowiada pan Kazimierz. - Dlatego wsiadłem do pociągu i przejechałem nim ponad 600 kilometrów, aż do Bodo. Stamtąd rowerem jechałem aż do Narwiku, gdzie znalazłem cmentarz polskich żołnierzy. W Szwecji i Norwegii drogi są świetnie oznaczone, ludzie mili, a na dodatek można spotkać ciekawych turystów. Sam spotkałem m.in. Polaków z Kanady, którzy zaprosili mnie do siebie. W drodze powrotnej Stachyra jechał Drogą Orłów i słynną Drogą Trolli, podziwiał przepiękny fiord Geiranger oraz przejechał przez ponad trzydzieści tuneli. - W większości z nich były wyznaczone ścieżki rowerowe - opowiada Kazimierz Stachyra.

Bardzo przyjemnie jechało mu się, gdy na zegarku zbliżała się godz. 23, bo białe noce rzeczywiście wyglądały tak, jakby podróżował w środku dnia. W górach dostał mocno w kość, gdy walczył ze zmęczeniem, jadąc serpentynami obok przepaści. Pewnego dnia odkrył otwarte i niepilnowane schronisko z pełnym wyposażeniem i dostępem do prądu.

- Pod tym względem Norwedzy są zupełnie inni niż my, bo w tym schronisku naprawdę nic nie było zniszczone - zapewnia. Jest pewien, że do Norwegii wróci. W przyszłym roku pojedzie rowerem na południe Włoch.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza