Maria S., 65-letnia emerytka po wylewie, prawie nie wychodziła z łóżka. Kiedyś była kucharką w metrze. Razem z synem mieszkała w bloku przy ul. Bogusława X 2 w Słupsku.
Lech S. był po rozwodzie, ojciec dwójki dzieci, żył z zasiłków opieki społecznej. Leczył się psychiatrycznie i odwykowo.
Do chorej przychodziła opiekunka społeczna. Jej zdaniem, syn podopiecznej był spokojny i miał do matki cierpliwość. Pilnował, żeby na czas przyjęła leki. Robił porządki. Ale często wychodził na balkon i nerwowo palił papierosa.
W niedzielę rano, 30 maja ubiegłego roku do Marii S. przyszła siostra. W mieszkaniu zastała przerażający widok. Maria S. była zmasakrowana, leżała nieprzytomna w kałuży krwi. Później biegli stwierdzili, że nie mogła przeżyć - miała obustronnego krwiaka mózgu, pourazową obustronną odmę opłucnej z licznym obustronnym połamaniem żeber, powybijane zęby.
Przesłuchiwany w prokuraturze syn ofiary powiedział, że między nim, a matką doszło do kłótni, bo kobieta odmówiła przyjęcia leków. Przed sądem pomniejszał swoją winę.
- Moja mama była w ciężkim, w opłakanym stanie. Miała nadciśnienie i cukrzycę, zaniki pamięci. Często nie chciała brać tabletek. Jak odkurzałem, pełno ich było pod wersalką - wyjaśniał oskarżony.
- Wtedy, rano obudziłem się i zobaczyłem mamę w przedpokoju na czworakach, bo czasami wychodziła tak z łóżka. Położyłem na wersalkę. Chciałem ją przebrać, bo trzeba było zmienić pampersa. Wstała, trzymała się maszyny do szycia. Złapała mnie za włosy i zaczęła szarpać. Wtedy popchnąłem ją, upadła na boki wersalki, które są z drewna. Nie pamiętam, czy wtedy mamę gdzieś uderzyłem. Przyszła siostra mamy. No, i zabrała mnie policja. To, co jest opisane w opinii z zakładu medycyny sądowej, to nie ja zrobiłem.
Według oskarżonego, jego matka miesiąc wcześniej była w szpitalu z połamanymi żebrami, dwa-trzy lata temu wywróciła się na lustro i rozcięła plecy.Na ścianie w mieszkaniu jest stara krew. Natomiast zęby nie zostały wybite, lecz same wyleciały.
Według prokuratury, nie została popchnięta, ale pobita i skopana. Dowodów nie zbrakło.
Z fotografii w aktach wynika, że krew była wszędzie - na ścianach, na koszuli nocnej Marii S., na dłoniach i stopach oskarżonego. W końcu Lech S. przyznał, że to chyba on, ale nie pamięta pobicia. Jednak od początku brakowało dowodów, że oskarżony chciał zabić matkę.
W 2008 r. Lech S. był karany za fizyczne i psychiczne znęcanie się nad matką na 12 miesięcy ograniczenia wolności.
W czasie trwającego od listopada procesu mężczyzna trafił na obserwację psychiatryczną. Biegli stwierdzili, że w czasie popełnienia zarzucanego mu czynu był poczytalny.
- Za spowodowanie śmiertelnych obrażeń żądaliśmy siedmiu lat pozbawienia wolności - mówi Dariusz Iwanowicz, słupski prokurator rejonowy. - Sąd skazał go zgodnie z naszym wnioskiem - dodaje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?