Kapitan Tomasz Cichocki 302 dni temu wypłynął w samotny rejs dookoła świata bez zawijania do portów. Przez ostatnie 42 dni jego jacht nie wysyłał żadnych sygnałów. Tymczasem kapitan miał się kontaktować niemal codziennie, co wynikało m.in. z umów sponsorskich. Przyjaciele i rodzina obawiali się najgorszego.
- Byliśmy bardzo zdenerwowani - nie kryje Krzysztof Mikunda, koordynator projektu. - Niemal chodziliśmy po ścianach i wyrywaliśmy sobie włosy z głowy z obawy o jego życie.
Od kilkunastu dni na próżno szukali sygnału, zaalarmowali służby morskie, armatorów, ale bez odzewu na temat pozycji jachtu Polska Miedź, którym płynie kapitan Cichocki.
- I tu nagle w środę dostaliśmy mail o treści: Polska Miedź jest w pobliżu Azorów - mówi Mikunda. - Obawialiśmy się, że może to być żart, ale sprawdziliśmy i rzeczywiście kapitan się odnalazł. Spadł nam kamień z serca.
Pozycję jachtu kpt. Cichockiego ustalił słupszczanin Zbigniew Świacki, kapitan żeglugi wielkiej i jednocześnie fan projektu kpt. Cichockiego. Dokonał tego, leżąc w szpitalnym łóżku.
- Wszedłem na Portal Morski, na którym była wiadomość o poszukiwaniach zaginionego jachtu - opowiada Świacki. - W poszukiwania zaangażowało się dużo służb i podejrzewano, że na jachcie nie działają urządzenia do łączności radiowej.
Wszedł na specjalistyczny portal morski marinetraffic.com, gdzie znajdują się ostatnio zarejestrowane pozycje jednostek (statków, jachtów) na podstawie sygnałów odebranych z nadajników ich urządzeń AIS przez naziemne stacje.
- Zasięg działania AIS jest niewielki, dla zamontowanej nisko nad powierzchnią wody anteny wynosi 15-20 mil morskich - wyjaśnia Świacki. - I zbieg okoliczności sprawił, że jacht został przed godziną wyłapany przez stację znajdującą się na Azorach. Poinformowałem o tym zainteresowane osoby. Wszyscy się uradowali.
Zbigniew Świacki został zaproszony jako gość honorowany na ceremonię przywitania kpt. Cichockiego w Sopocie po jego powrocie do kraju. - Gratulujemy i dziękujemy panu Zbyszkowi za pomoc - mówi Krzysztof Mikunda. - My również monitorowaliśmy ten portal, ale nie mieliśmy tyle szczęścia, żeby trafić na sygnał.
Zbigniew Świacki dodaje jeszcze: - Kapitan Cichocki wie co robi, konsekwentnie płynie do celu, nie mając pojęcia, jak martwią się o niego rodzina i przyjaciele. Jednak od czasu ostatniego namierzenia w okolicach Brazylii nie było innych lądów, więc nie mogło być innego scenariusza, bo telefon satelitarny dawno się popsuł.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?