Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Słupszczanin wydany niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości

Bogumiła Rzeczkowska
Bogumiła Rzeczkowska
Sąd Okręgowy w Słupsku przekazał stronie niemieckiej ściganego ENA słupszczanina
Sąd Okręgowy w Słupsku przekazał stronie niemieckiej ściganego ENA słupszczanina Bogumiła Rzeczkowska
Sąd Okręgowy w Słupsku wydał w czwartek niemieckiemu wymiarowi sprawiedliwości Krzysztofa P., ściganego w sprawie śmierci swojego czteromiesięcznego dziecka. Mężczyzna twierdzi, że ratował dziecko, które się zachłysnęło, ale zgodził się na przekazanie go Niemcom.

52-letni mieszkaniec Słupska Krzysztof P., ścigany europejskim nakazem aresztowania, został zatrzymany 2 czerwca. Zatrzymali go policjanci z Zespołu Poszukiwań Celowych Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku przy współpracy sieci ENFAST w Biurze Kryminalnym Komendy Głównej Policji. Tego samego dnia przesłuchano go w prokuraturze, a Sąd Okręgowy w Słupsku zastosował wobec niego tymczasowe aresztowanie na czas 40 dni, wynikające z ENA. Niemiecki wymiar sprawiedliwości w dokumentacji przesłanej do Polski stwierdza, że Krzysztof P. został oskarżony o spowodowanie ciężkiego uszkodzenia ciała i zabójstwa niemowlęcia. Jednak różnice w kodeksach karnych sprawiają, że zarzut ten można tłumaczyć również jako nieumyślne spowodowanie śmierci, ponieważ Niemcy określili, że zarzucany czyn nie jest morderstwem.

Do tragedii doszło na niemieckiej wyspie Sylt we wrześniu 2016 roku. Syn Krzysztofa P. i jego partnerki miał wtedy cztery miesiące. Niemcy uważają, że oskarżony podczas sprawowania nad nim opieki w dniach 4-6 września spowodował u niego zespół dziecka potrząsanego. Chwycił niemowlę i silnie nim potrząsał. Chłopczyk zmarł 6 września. Według ENA istnieje podejrzenie, że mężczyzna był świadomy, że potrząsanie dzieckiem może spowodować śmiertelne obrażenia ciała i przyjął ryzyko jego śmierci. W tym czasie matka dziecka pracowała całe dnie jako sprzątaczka i opiekę nad niemowlęciem sprawował ojciec. Jednak Krzysztof P. nie przyznaje się ani do nieumyślnego spowodowania śmierci dziecka, a tym bardziej do zabójstwa.

Już w czasie posiedzenia aresztowego wyjaśniał, że dziecko podczas karmienia zachłysnęło się mlekiem, które się wylało, a on ratował synka. W czwartek na posiedzeniu w sprawie przekazania ściganego Niemcom powtórzył te wyjaśnienia:
- Dziecko zakrztusiło się, zacząłem je reanimować, sam połykałem to mleko, robiłem sztuczne oddychanie, klepałem w plecy, w pośladki – mówił przed sądem. - W tym momencie człowiek jest bezradny. Dzwoniłem do kolegi, by wezwał pogotowie, bo nie znałem angielskiego. Przyjechała karetka, zabrała synka do szpitala. Później dowiedzieliśmy się, że zmarł.

Krzysztof P. opowiedział też, że wrócił z partnerką do Polski, bo tu pochowany jest synek. Z tego związku urodził się też następny chłopiec, a Krzysztof P. ma na utrzymaniu u siebie jeszcze 11-letnią córkę z poprzedniego związku, która bardzo przeżywa tę sprawę.

Ze sprawy jednak wynika, że para nie jest już razem, a Krzysztof P. w Słupsku miał trzy różne adresy. W maju 2018 odebrał z Niemiec akt oskarżenia, choć twierdzi, że w przesyłce nie było tego dokumentu, a później w ogóle nie odbierał korespondencji.
Sędzia Aleksandra Szumińska pytała, dlaczego ścigany nie poinformował też niemieckiego wymiaru sprawiedliwości o zmianie miejsca zamieszkania.
- Wiem, że toczy się postępowanie. Nie pojechałem do Niemiec, bo nie dostałem wezwania. Dopiero dowiedziałem się o nim, jak partnerka wróciła ze sprawy. Była świadkiem – mówił, ale nie potrafił wytłumaczyć, dlaczego nie odbierał wezwań.

Na sali sądowej wszyscy byli zgodni. Prokurator Sylwia Knapik z Prokuratury Okręgowej w Słupsku wniosła o przekazanie Krzysztofa P. w ręce niemieckiej sprawiedliwości – sądowi we Flensburgu, on zgodził się na to zgodził, a także jego obrońca z urzędu adwokat Barbara Krupa-Włodarczyk. Tak też uczynił sąd. Sędzia Aleksandra Szumińska uzasadniła, że czyn zarzucany Krzysztofowi P. jest w Polsce karany – i zabójstwo, za które grozi dożywocie, i nieumyślne spowodowanie śmierci, za które grozi kara do pięciu lat więzienia.

- W takich sprawach obowiązuje zasada wzajemnego zaufania, procedury są uproszczone i nie wymagają przedstawienia materiału dowodowego. Sąd polski nie dokonuje oceny, ani weryfikacji dowodów. Sprawdza tylko, czy nie występują negatywne przesłanki wydania obywatela polskiego obcemu wymiarowi sprawiedliwości - mówiła sędzia, zaznaczając, że wystarczające jest prawdopodobieństwo ukrywania się ściganego, a Krzysztof P. wiedział o sprawie, ale nie podjął dalszej korespondencji sądowej i nie zawiadomił o zmianie miejsca zamieszkania.

Na postanowienie o wydaniu ściganego można złożyć zażalenie w ciągu trzech dni, ale wszystko wskazuje na to, że decyzja sądu szybko się uprawomocni.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak globalne ocieplenie zmienia wakacyjne trendy?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza