Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Splamiona toga sędziego

Marcin Radzimowski [email protected]
Sędzia Zbigniew J. orzekał w sprawach karnych przez ponad 30 lat. Na własne życzenie stracił wszystko.
Sędzia Zbigniew J. orzekał w sprawach karnych przez ponad 30 lat. Na własne życzenie stracił wszystko. Marcin Radzimowski
Miał stanowisko, poważanie, dobre pieniądze. Stracił wszystko. Po siedmiu latach sądowych batalii.

Zwykły kierowca, który jadąc autem po pijaku nadzieje się na policyjny patrol, wyrok może usłyszeć przed sądem przed upływem doby. Gdy jest policjantem - od razu wylatuje z pracy. A sędzia? Tu sprawa jest inna. Sędzia Zbigniew J. z Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu udowodnił, że znając przepisy prawa można długo wszystkich wodzić za nos.

Nawet ponad siedem lat

Zacznijmy jednak od początku. Był jeden z upalnych, sierpniowych dni 2005 roku. - Pamiętam ten dzień. To chyba była niedziela. Zadzwonił do mnie kolega i mówi, że poprzedniego wieczoru Zbyszek wpadł w Chełmie i będzie afera. Szczegółów wtedy nie znałem, wiedziałem tylko tyle, że był mocno pijany - relacjonuje nam jeden z tarnobrzeskich sędziów, prosząc o anonimowość.

Szczegóły były znane już następnego dnia. Wieczorem feralnego dla Zbigniewa J. dnia jeden z kierowców jadących drogą w Chełmie (rodzinne miasto Zbigniewa J.), dostrzegł jadącego wężykiem volkswagena, który niemal w niego nie wjechał. Zawrócił auto i pojechał za drogowym piratem. Gdy tamten zatrzymał się na parkingu przed sklepem, mieszkaniec Chełma wyskoczył z auta, wyjął kluczyki ze stacyjki volkswagena i wezwał policję. W alkomat pijany kierowca - Zbigniew J. wydmuchał 2,3 promila.

Honoru wystarczyło na krótko

Trudno, zdarzyło się. Nie ma żadnego usprawiedliwienia. Zbigniew J. postanowił sprawę załatwić honorowo i w poniedziałek zjawił się w Tarnobrzegu, gdzie na ręce prezesa sądu złożył rezygnację - zrzekł się urzędu sędziego. - Jestem przekonany, że gdyby na tym cała sprawa się skończyła, byłoby najlepiej. On zachowałby honor a środowisko prawnicze też by to zrozumiało - mówi znany adwokat z Tarnobrzega.

Sędziemu J. honoru jednak na długo nie wystarczyło. Już następnego dnia ponownie zjawił się w gabinecie swojego szefa i wycofał dymisję. Wkrótce od swojego lekarza dostał skierowanie do lubelskiego szpitala, gdzie trafił na oddział neuropsychiatryczny. Jednocześnie został zawieszony w czynnościach służbowych.

Zanim Prokuratura Rejonowa w Chełmie skierowała wniosek do sądu, rozpoczęły się skomplikowane procedury mające na celu uchylenie sędziemu immunitetu. Sąd Dyscyplinarny (Sąd Apelacyjny w Rzeszowie) po kilku miesiącach uchylił immunitet do "sprawy chełmskiej", ale sędzia nie zamierzał tak łatwo się poddać. Proces nie mógł się rozpocząć, bo Zbigniew J. przedkładał kolejne zwolnienia lekarskie. Gdy wreszcie stanął przed chełmskim sądem, wyparł się winy - twierdził, że samochód prowadził jego kolega. I przedkładał kolejne zwolnienia lekarskie. Sprawa ciągnęła się w nieskończoność.

Kiełbasa w rękawie, sędzia w błocie

- Zbyszek to świetny prawnik, dlatego w swoich sprawach to wykorzystywał. Nasze prawo dało mu do tego sposobność, choć gdybym ja był na miejscu ministra sprawiedliwości, już dawno oparłbym się na artykule piątym Kodeksu cywilnego - mówi adwokat z Tarnobrzega. - Nie można czynić ze swego prawa pożytku, który byłby sprzeczny z zasadami współżycia społecznego. A to doskonały przykład takiego zachowania. Bo jak to wygląda w oczach zwykłego obywatela? W togach przecież nie chodzą święte krowy!

Zanim sędzia J. usłyszał swój wyrok skazujący, zdążył dwukrotnie podpaść. W grudniu 2006 roku odwiedził market Biedronka w Stalowej Woli (w tym mieście sędzia mieszka) i kiedy przechodził za linię kas, został zatrzymany przez ochroniarza. Pracownik ochrony poprosił klienta o wyjęcie ukrytego w rękawie płaszcza towaru. To był kawałek kiełbasy wart wówczas 6,90 zł.

Nazajutrz Zbigniew J. miał się stawić na dywaniku prezesa Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu, by wytłumaczyć się ze sprawy kradzieży kiełbasy. To było wykroczenie, a jego chronił immunitet (uchylany jest do konkretnej sprawy a nie całkowicie), więc odpowiadał jedynie dyscyplinarnie.
Do Tarnobrzega nie dotarł - w Jeziórku samochód pędzący z prędkością 150 km na godzinę wypatrzyli policjanci. Ruszyli w pościg, ale kierowca zamiast się zatrzymać przyspieszył. Ucieczkę sędzia zakończył kilka kilometrów dalej, gdy na bardzo wyboistej wówczas drodze stracił kontrolę nad kierownicą i wpadł do wypełnionego błotnistą mazią rowu.

Z volkswagena wyciągnęli kierowcę policjanci, bo nie był w stanie wyjść o własnych siłach. Był agresywny i wulgarny, a przy tym zionął alkoholem. Badanie krwi wykazało, że miał w organizmie 2,36 promila alkoholu. Nie miał także prawa jazdy, zatrzymanego mu po "sprawie chełmskiej".

Niepoczytalny sędzia

Po tych wydarzeniach środowisko sędziowskie w Tarnobrzegu straciło szacunek do swojego kolegi. Do tamtej pory raczej współczuli Zbigniewowi J. Znów rozpoczęły się procedury uchylenia sędziemu immunitetu do "sprawy tarnobrzeskiej". By uniknąć oskarżeń o stronniczość, miejscowa prokuratura wyłączyła się z prowadzenia śledztwa. Zbigniew J. bronił się jak mógł przed uniknięciem odpowiedzialności. A chodziło już wtedy o niemałe pieniądze - był sędzią w stanie spoczynku pobierającym 75 procent uposażenia. Na rękę wtedy ponad cztery tysiące złotych miesięcznie.
Postępowanie przeciwko sędziemu Zbigniewowi J. prowadziła prokuratura w Rzeszowie, ale ta długo nie mogła postawić sędziemu zarzutów. Zbigniew J. przedłożył bowiem opinię lekarzy psychiatrów z Nowej Dęby, którzy stwierdzili, że jest niepoczytalny i w takim też stanie był w chwili popełnienia przestępstwa (jazdy po pijaku w Jeziórku). Sprawę czuć było na odległość, ale różni biegli sądowi już wiele razy pokazali, że mogą zdziałać wiele. A kiedy trzeba, także pomóc.

Prokuratura zmienia zdanie

Prokuratura Rejonowa w Rzeszowie dysponując taką opinią, umorzyła śledztwo. Podjęła je dopiero ponownie dopiero publikacjach prasowych i będących konsekwencją publikacji wytycznych z Prokuratury Okręgowej w Rzeszowie. Kilka miesięcy później inny zespół biegłych psychiatrów uznał, że Zbigniew J. jest poczytalny i przed sądem może odpowiedzieć za winy. Był wrzesień 2008 roku, więc prawie dwa lata po zatrzymaniu w Jeziórku.

Sędzia był już wtedy po pierwszym, nieprawomocnym jeszcze wyroku (zapadł w 2007 roku) sądu w Chełmie we wcześniejszej sprawie. Sąd skazał sędziego na rok więzienia w zawieszeniu na dwa lata, grzywnę i dwuletni zakaz kierowania pojazdami mechanicznymi. Wyrok ten uprawomocnił się dopiero trzy lata później przed Sądem Okręgowym w Lublinie. Wcześniej bowiem prawnik gimnastykował się jak tylko mógł, podważając opinie, składając wnioski mające na celu przedłużenie postępowania, przedkładając zwolnienia lekarskie. Słowem: ciuciubabka z Temidą.

Kolejny proces Zbigniewa J. prowadzić miał Sąd Rejonowy w Staszowie i tak też się stało. Oczywiście sprawa długo spadała z wokandy, gdyż oskarżony chorował, pisał odwołania, zażalenia i inne pisma. W tym czasie Sąd Apelacyjny w Katowicach prowadził postępowanie dyscyplinarne przeciwko niemu, dotyczące "sprawy chełmskiej" i uchybienia urzędu sędziego. Postępowanie zostało zawszone do czasu prawomocnego zakończenia postępowania karnego. Później wznowiono je, ale ostatecznie sędzia nie został ukarany dyscyplinarnie z uwagi na przedawnienie.

Przed sądem w Staszowie wyrok skazujący za jazdę po pijanemu i bez uprawnień w Jeziórku zapadł dopiero w kwietniu 2011, utrzymany później (styczeń 2012 rok) przez Sąd Okręgowy w Kielcach. Było wówczas kwestią czasu, kiedy ta sądowa farsa się zakończy a sędzia, który "splamił alkoholem" togę, poniesie konsekwencje swojego zachowania.

Uchybił godność urzędu

Dysponując wyrokiem karnym w "sprawie tarnobrzeskiej" postępowanie dyscyplinarne przeciwko sędziemu Zbigniewowi J. prowadził Sąd Apelacyjny w Lublinie. Warto zaznaczyć, że postępowania dyscyplinarne nie miały na celu uznania "karnej" winy sędziego a jedynie ustalenia, czy swoim zachowaniem dopuścił się czynów uchybiających godności urzędu. Także w postępowaniu dyscyplinarnym dotyczącym kradzieży kiełbasy Zbigniew J. kombinował, wykorzystując doskonałą znajomość prawa. Na rozprawie przed Sądem Najwyższym, jako sądem dyscyplinarnym drugiej instancji obwiniony twierdził, że do kradzieży kiełbasy nie doszło, gdyż nie wyniósł jej poza obręb sklepu.
Suma summarum na początku ubiegłego roku sąd dyscyplinarny (Sąd Apelacyjny w Lublinie) uznał, że sędzia uchybił godności urzędu jadąc po pijaku w Jeziórku. Decyzją tegoż sądu Zbigniew J. przez trzy lata pozbawiony byłby podwyżek uposażenia sędziego w stanie spoczynku. To chyba była decyzja, na jaką czekał Zbigniew J. Jest jednak jeszcze sąd odwoławczy, w tym przypadku Sąd Najwyższy. Odwołania od tego "lubelskiego wyroku" wniósł każdy, kto mógł: Minister Sprawiedliwości, Krajowa Rada Sądownictwa oraz Zastępca Rzecznika Dyscyplinarnego dla Apelacji Rzeszowskiej. Ostateczny wyrok zapadł kilka dni temu. - Sąd Najwyższy działając jako Sąd Dyscyplinarny drugiej instancji zmienił wyrok w zaskarżonej części, wymierzając obwinionemu karę dyscyplinarną pozbawienia prawa do stanu spoczynku wraz z prawem do uposażenia - cytuje sentencję wyroku Teresa Pyźlak z Zespołu Prasowy Sądu Najwyższego.

W praktyce oznacza to, że były już sędzia Zbigniew J. stracił kilkutysięczne uposażanie przysługujące sędziom w stanie spoczynku, wraz z dodatkami za 33-letni staż. Jak ustaliliśmy, w ostatnim czasie Zbigniew J. otrzymywał co miesiąc ponad 5 tys. zł netto.

Co teraz? Teraz Zbigniew J. stracił prawo posługiwania się tytułem sędziego w stanie spoczynku i uposażenie przysługujące takim osobom. Będzie zwykłym emerytem na garnuszku ZUS. Okazuje się, że na to jednak też trzeba będzie poczekać. Od "pensji" sędziów nie są bowiem odprowadzane składki na ubezpieczenie społeczne, dlatego też teraz tarnobrzeski sąd będzie musiał obliczyć i odprowadzić do ZUS składki za 33 lata przepracowane przez Zbigniewa J.

Zero tolerancji

A jak całą sprawę sędziego Zbigniewa J. ocenia kierownictwo tarnobrzeskiego sądu przez pryzmat siedmiu ostatnich lat? - Każdy jest obywatelem i każdy ma prawo do obrony przed sądem, czy to nauczyciel, sędzia, dziennikarz czy hydraulik i nie możemy nikomu tego prawa odbierać. Z punktu widzenia prezesa sądu uważam, że najbardziej honorowym rozwiązaniem byłoby zrzeczenie się przez sędziego urzędu - mówi sędzia Robert Pelewicz, prezes Sądu Okręgowego w Tarnobrzegu. Prezes tarnobrzeskiej "okręgówki" dodaje, że z punktu widzenia korporacyjnego najbardziej przykre jest to, iż środowisko sędziowskie oceniane jest przez pryzmat tej jednej osoby. - W każdej grupie zawodowej znajdzie się ktoś taki. W tym przypadku od samego początku nie było i nie ma przyzwolenia na tolerowanie jazdy po alkoholu, niezależnie od tego, kogo to dotyczy - dodaje prezes Pelewicz. - Takie zachowania trzeba napiętnować i wyrok Sądu Najwyższego w postępowaniu dyscyplinarnym jest w pełni uzasadniony.

Co by było gdyby? Gdyby Zbigniew J. po wpadce w Chełmie złożył rezygnację, mógłby poszukać zatrudnienia w kancelarii prawnej. Wówczas postępowanie dyscyplinarne nie byłoby przeciwko niemu prowadzone. Mógł być adwokatem, radcą prawnym i nieźle zarabiać. Sędzia wybrał inne rozwiązanie, jak teraz wiadomo - z gorszym dla niego finałem. Po dwóch skazujących wyrokach karnych i jednym dyscyplinarnym, nie dość że stracił uposażenie sędziowskie, to z takim dorobkiem raczej w żadnej kancelarii pracy nie znajdzie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza