Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa zawalonego wiaduktu w Ustce przerosła słupskich prokuratorów

Fot. Łukasz Capar
Wiadukt zawalił w styczniu 2009 roku.
Wiadukt zawalił w styczniu 2009 roku. Fot. Łukasz Capar
Nie da się ustalić, kto odpowiadał za 100-letni wiadukt przy ul. Bohaterów Westerlatte w Ustce, stwierdziła prokuratura. Jak to "się nie da? - dziwi się szczeciński prawnik.

Wiadukt zawalił w styczniu 2009 roku, zaraz po tym, gdy został przekazany Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad jako część drogi krajowej nr 21. Potem zawalił się wskutek wieloletnich zaniedbań.

Śledztwo miało ustalić, kto za to odpowiadał, ale zakończyło się umorzeniem. "Brak możliwości jednoznacznego stwierdzenia, kto faktycznie odpowiadał za obiekt" - napisała w uzasadnieniu postanowienia prokurator Magdalena Lewandowska. Jest prawomocne, bo nikt go nie zaskarżył.
Zapoznaliśmy się z dokumentacją sprawy. W kuriozalnym świetle ukazuje urzędników słupskiego starostwa i usteckiego ratusza. Ci drudzy już w 2005 roku wiedzieli, że ważny dla miasta wiadukt jest bezpański. Stworzyli książkę obiektu, zlecili przegląd techniczny, ale bezpańskości nie potrafili skutecznie zaradzić.

Logiczne poszlaki wskazują, że właścicielem był Skarb Państwa, a skoro tak - wiaduktem powinien zarządzać starosta lub firma Korab, która niegdyś była państwowa i gospodarowała na tym terenie. Wiadomo bowiem, że wiadukt został z mocy prawa w 1945 znacjonalizowany jako poniemiecki, a potem nie znalazł się w spisie mienia podlegającego komunalizacji.

Prokuratura nie poszła jednak tym tropem, uznając, że nie pozwala na to brak dokumentów archiwalnych. Ograniczyła się do przyjęcia wyjaśnień instytucji, z których każda wyparła się tej budowli.
Najjaskrawiej widać to w materiałach dotyczących powiatu: najpierw wicestarosta Andrzej Bury w protokole z 17 grudnia 2008 formalnie przekazał wiadukt GDDKiA, a potem tłumaczył, że właściwie to nie miał do tego prawa, bo wiadukt nigdy nie znajdował się w zarządzie starostwa.

- "Zapis taki został sformułowany dlatego, aby wiadukt nigdzie wcześniej nieuwzględniany (...) mógł fizycznie zostać ujawniony i przekazany" - tłumaczył. Tego, kto zaniedbał swoje obowiązki i odpowiada za to, że za wiadukt nikt nie odpowiadał, słupska prokuratura już nie badała.

Finałem sprawy zdziwiony jest Bartosz Gałek, właściciel kancelarii prawnej Lexus w Szczecinie, która specjalizuje się w prawie o nieruchomościach i prawie budowlanym.

- W takich kwestiach nie może być tak, że czegoś nie da się ustalić - mówi.
- Przecież skoro tak, to samo przekazanie wiaduktu przez organ, który w świetle ustaleń prokuratury nie miał do niego żadnych praw, jest nieważne. Jak brak było dokumentów, należało wnieść do sądu pozew o ustalenie.

Piotr Michalski, rzecznik GDDKiA, nie obawia się jednak, że ktoś na podstawie takich ustaleń prokuratury mógłby zakwestionować teraz prawa jego instytucji do wiaduktu.

- Już jest nowy. Tamten został zburzony i nie istnieje - zaznacza. - A poza tym wiadukt i tak byłby nasz. Nawet gdyby nie było tych protokołów, bo tak stanowiło rozporządzenie ministra infrastruktury.

Bądź na bieżąco - zasubskrybuj newsy z Ustki

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza