Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stare zdjęcia miasteckiego fotografa. Walenty Demiro-Saulski był kronikarzem miasta

Andrzej Gurba
Andrzej Gurba
1956. Wejście do Hotelu Pomorskiego.
1956. Wejście do Hotelu Pomorskiego. Walenty Demiro-Saulski
Walenty Demiro-Saulski przez lata dokumentował fotograficznie Miastko. Przemierzał ulice miasta, nieco przygarbiony, z nieodłączną torbą fotograficzną i aparatem. Miastecki kronikarz zmarł w 1996 r. Pośmiertnie został Honorowym Obywatelem Miastka. Zobaczcie jego zdjęcia. To tylko niewielka część jego dorobku. Niestety, część negatywów kronikarza Miastka wylądowała w śmietniku.

Walenty Demiro-Saulski był założycielem i długoletnim prezesem Miasteckiego Towarzystwa Fotograficznego. W ciemni fotograficznej w Powiatowym Domu Kultury terminowali u niego m.in. Jan Maziejuk, Henryk Weryk i Zbyszek Hein. Pod jego kierunkiem młodzi fotografowie organizowali m.in. plenery fotograficzne. Nawiązali też współpracę z czechosłowacką Teslą, z którą wymieniali się wystawami i doświadczeniami.

Walenty Demiro-Saulski. Kroniki filmowe i tysiące zdjęć

Walenty Demiro-Saulski jest autorem wielu kronik filmowych i tysięcy zdjęć, z których znaczna część po jego śmierci uległa zniszczeniu.

Historyk Łukasz Szkwarek kilka lat temu na naszych łamach przybliżył życie miasteckiego kronikarza.

Walenty Demiro-Saulski urodził się 13 października 1930 roku w powiecie Baranowicze. Jego ojciec Wincenty był osadnikiem wojskowym, w stopniu plutonowego, który za udział w wojnie z bolszewikami otrzymał od państwa polskiego domek w Dębach Biernackich. Demirowie-Saulscy byli rodziną szlachecką, najprawdopodobniej wywodzącą się z okolic Wilna.

Ich szczęśliwe życie zostało przerwane 17 września 1939 roku, gdy na teren Kresów Wschodnich wkroczyła Armia Czerwona. Polscy osadnicy stali się obywatelami drugiej kategorii, pogardliwie nazywano ich burżujami, a radziecka władza zapowiadała, że zrobi z nimi wkrótce „porządek”. Tak też się wkrótce stało - 10 lutego 1940 roku nad ranem do domu Demiro-Saulskich zapukało NKWD. Dostali dwie godziny na spakowanie się. Decyzją Rady Najwyższej ZSRR zostali „przesiedleni” na Syberię.

Wraz z Walentym wywieziono matkę, 14-letnią siostrę Halinę oraz 12-letniego brata Jerzego. Pierwszym przystankiem były Baranowicze, gdzie zgromadziło się sporo rodzin.

Oto jak dalszą podróż opisywał Demiro-Saulski: „zostaliśmy deportowani do obłasti Wołogda, rejon Babuszkiński, Kuria-nowski lesopunkt. Odległość do Wołogdy wynosiła 1200 kilometrów drogami o różnej nawierzchni. Tajga syberyjska nie dysponowała żadnymi drogami. W czasie pobytu na Syberii dwukrotnie pokonałem tą trasę pieszo zimą, w prawie trzymetrowej warstwie śniegu. Prawie co roku następują powodzie w maju. Nie ma prawie żadnych budowli typu mosty czy prowizorki, gdyż zebrane wody w strumieniach niszczyły te budowle. Dlatego też każdy mieszkaniec Syberii uzbrojony jest w siekierkę, przy pomocy której można wyciąć dwa kloce świerkowe i zbudować tratwę”.

Jak wspominał po latach Demiro-Saulski, „lekcją edukacyjną dla niego było rok 1940. Latem mieszkańcy tych ziem ubierają się szczelnie i jak pszczelarze noszą turbany na głowach, a gęstą siatkę z końskiego włosia przed oczami”. Przyczyną tego była „wszechwładna muszka syberyjska, zwana maszkarą. Jej wielkość nie przekracza od 1 do 1,5 milimetra, potrafi ona wejść do szczelnego ubrania człowieka i pogryźć całe ciało od pasa aż po czubek głowy. Każde ukąszenie powoduje, że ubranie przesiąka krwią, a odsłonięte ciało (kark, czoło, policzki, ręce) dostają strugi krwistej, która rozmazuje się po ciele i ubraniu. Jakby całe ciało człowieka zostało pomalowane burakiem czerwonym po jego przecięciu. Pogryzione ciało dostaje obrzęków i człowiek staje się kłodą bez możliwości poruszania się. Na koniec spróchniałe ciało dostaję wrzodów i ropa przedostaje się na zewnątrz”. To właśnie ataki tych muszek syberyjskich powodowały masowe zgony wśród młodzieży i dzieci, którzy latem nosili harcerskie mundury zabrane jeszcze z Polski.

15 września 1941 roku Saulscy zostali uwolnieni z zesłania. Nie mogli jednak nigdzie powracać, gdyż trwała wojna. Pozostali więc w osiedlu Bajcy. W tym czasie racje żywnościowe spadły do 150 gramów chleba dziennie. Sytuacja była na tyle dramatyczna, że robotnicy ukraińscy, pracujący w okolicznych kołchozach, zastrajkowali i odmówili wyjścia do pracy. Trwał on kilka godzin, ostatecznie NKWD „groźbami i perswazjami zmusiło robotników do podjęcia pracy”. Głodowe racje żywnościowe spowodowały, że 11-letni Demiro-Saulski poszedł do pracy. Komendant osiedla Tit Stefanowicz Wieznikow zatrudnił go jako swojego sekretarza, „gdyż nie bardzo radził sobie z pisownią różnych raportów do Rejonowej Komendy Milicji w Babuszkinie”. Dzięki temu Demiro-Saulski miał rozległą wiedzę o tym, co zdarzyło się wśród zesłańców. Praca jako sekretarz trwała 2 lata. Jak twierdził po latach, mimo ogromnej władzy „Wieznikow nie nadużywał jej wobec miejscowych jak i Polaków”.

Na początku 1943 roku Walenty Demiro-Saulski rozpoczął pracę jako listonosz. Zdarzało mu się chodzić tajgą po kilkadziesiąt kilometrów dziennie, donosząc różne przesyłki. Sporo razy wyprowadzał z lasów rodaków, którzy zgubili drogę. Jako że w tym czasie sporo mężczyzn było na froncie, Demiro-Saulski przynosił rodzinom listy od nich. Nieraz zdarzało mu się odczytywać niepiśmiennym starszym rodzicom wiadomości o losach ich dzieci. Niestety, zdarzały się także tragiczne wiadomości o śmierci żołnierza na froncie…

Walenty Demiro-Saulski zamieszkał w Miastku w 1952 roku

Wkrótce Demiro-Saulski, jako potrafiący obsługiwać „skomplikowane liczydła”, został zatrudniony w Kurjanowie jako młodszy statystyk. Dzięki temu otrzymał talon na obiady. W 1945 roku został starszym brygadzistą, rozliczającym poszczególne brygady z normy i pozysku drewna. Mimo końca wojny zesłańcy wciąż musieli poczekać na powrót do Polski. Głównie dlatego, że ich dawne miejsca zamieszkania należały teraz do ZSRR. Dopiero na początku 1946 roku przyjechała do nich delegacja Związku Patriotów Polskich z Wandą Wasilewską na czele. Wasilewska poinformowała zesłańców, że zostaną skierowani na poniemieckie ziemie, zwane Ziemiami Odzyskanymi. W marcu 1946 roku wyruszył powrotny transport do Polski. Pociąg jechał powoli, często przystawał. Największym zagrożeniem dla wracających byli kieszonkowcy - często były to zdemoralizowane dzieciaki, które obcinały kieszenie repatriantom. Ostatecznie udało się w maju 1946 roku powrócić repatriantom do Polski. Demiro-Saulscy zostali skierowani na Pomorze, zamieszkali w Szczecinku. Od 1952 roku Walenty Demiro-Saulski zamieszkał w Miastku.

Niewątpliwie przeżycia syberyjskie miały duży wpływ na jego dalsze życie. Przez całe życie ciężko chorował na nerki, był też osobą o poglądach antykomunistycznych. Nie wstąpił do PZPR, został działaczem Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. Brał udział w proteście w miasteckim sądzie w 1956 roku, natomiast w 1981 roku został rzecznikiem prasowym lokalnej NSZZ „Solidarność”.

W 2022 roku Towarzystwo Historyczne Regionu Miasteckiego wydało publikację z cyklu "Źródła do historii Miastka" poświęcone spisanym wspomnieniem Walentego Demiro-Saulskiego z lat 1956-1985 (współfinansowała ją gmina Miastko).

Zobaczcie zdjęcia Walentego Demiro-Saulskiego:

1956. Wejście do Hotelu Pomorskiego.

Stare zdjęcia miasteckiego fotografa. Walenty Demiro-Saulski...

od 7 lat
Wideo

Uwaga na Instagram - nowe oszustwo

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza