Nasza Loteria NaM - pasek na kartach artykułów

Strzelające żołędzie i kasztany pod rowerowymi kołami

Ireneusz Wojtkiewicz [email protected]
Początki urokliwej jesieni na podmiejskiej drodze rowerowej wzdłuż ul. Arciszewskiego
Początki urokliwej jesieni na podmiejskiej drodze rowerowej wzdłuż ul. Arciszewskiego Ireneusz Wojtkiewicz
Oprócz widzenia tych naturalnych oznak obecnej pory roku jeszcze słyszymy ich chrzęst pod rowerowymi kołami. Ponadto strzelają spod nich żołędzie i kasztany. Ma to swój urok, chociaż nie brak w gronie cyklistów tych, którzy zamiast suchych liści wolą mokre. Takie, które się lepią, chlastają gdzie popadnie i zapewniają nawet ekstremalne warunki jazdy. Porównywalne ze śnieżną mazią, co trzeba byłoby zatytułować „Liście wywalają jesienią”. Na szczęście tegoroczna jesień nastaje powoli, miewając swoje malownicze i jeszcze letnie oblicze.

Takie oto refleksje mamy z minionego weekendu, kiedy pociągnęliśmy za rowerzystami jadącymi sznurem na południe Słupska. Jak wiadomo, biegną tędy popularny, niebieski szlak elektrowni wodnych (71-kilometrowy; Słupsk – Skarszów Dolny - Krzynia – Strzegomino -Gałąźnia Mala – Galęzów- Soszyca) oraz pomarańczowa czternastka (zwany skrótowo USBS; 121-kilometrowy, Ustka – Słupsk – Lubuń – Dębnica Kaszubska – Gałąźnia Mała – Osieki – Bytów – Studzienice - Sominy). Od Słupska do Dębnicy Kaszubskiej obie trasy przebiegają sporymi fragmentami „zwiniętych torów”, czyli nasypami po poniemieckiej, prawie 38-kilometrowej linii kolejowej Stolp – Budow (Słupsk – Budowo). Sporo tu takich miejsc, gdzie ponad 70 lat temu było słychać sapanie i gwizdanie lokomotywy oraz szum żelaznych kół na torach, a teraz tylko chrzęst opadłych liści. Na tej trasie było aż 15 stacyjek, licząc z krańcowymi, ich śladów można się jeszcze doszukać na odcinku Lubuń – Dębnica Kaszubska.

Tak czy owak znakomite miejsce dla wewnętrznego wyciszenia i zrelaksowania. Zanim tam dotrzemy usłyszymy łomot pod kolami i nogami drewnianego pokładu jezdnego mostu czołgowego w Parku Kultury i Wypoczynku nad Słupią. Ale nie tyle pokład co stalowa, mocno już skorodowana konstrukcja tej prawie zabytkowej przeprawy, zapisanej w annałach II wojny światowej jako most Baileya, wymaga zadbania i rewitalizacji. A łomot z pokładu pozwoli zapewne łatwiej się osłuchać z odgłosami obecnie rewitalizowanych bulwarów nad Słupią. Bo kameralnie to tu było i pewnie już nie będzie. Poza tym do niezachwycających widoków należy niedawno otwarta półkilometrowa droga rowerowa wzdłuż ul. Kniaziewicza - odnoga ścieżek pieszo – rowerowych, okalających wspomniany park. Wycięto przy niej wiele dorodnych drzew, zapewne a konto deweloperskiej inwestycji. Ktoś powinien mocno przyciąć te słupskie zwyczaje i to deweloperskie warcholstwo.

Poza tym musimy uważać koło Krępy Słupskiej, gdzie nieopodal kładki nad potokiem Glaźna, będącym prawostronnym dopływem Słupi, woda zagrabiła kawałek drogi rowerowej. Dalej już takich niespodzianek nie ma, wycieczka ujdzie na sucho dzięki utwardzonym drogom gruntowym. Na tych trasach i podczas miejskich przejażdżek widuje się wycieczki z czworonogami. Nasze psiaki, które często nam towarzyszą, też mają swoją frajdę. Krótkowłose, wożone w koszykach, pewnie będą wymagały czegoś cieplejszego do wymoszczenia swego rowerowego przedziału pasażerskiego lub okrycia.

Urzekające są nie tylko widoki, ale i odgłosy jesieni słyszane nad nami z wysoka. Słychać właśnie i widać jesienne przeloty dzikich gęsi i żurawi. Te drugie, rozciągnięte w długich kluczach, wydają dźwięki zwane klangorem. Tak donośnym w pobliżu przelotu, że dzwonkiem rowerowym czy telefonicznym tego się nie zagłuszy. Zresztą po co, skoro z tej żurawiej „gadaniny” wynika, że wkrótce znowu ją usłyszymy. Na wiosnę, już na przełomie lutego i marca, kiedy żurawie stadnie wracają tam, skąd odleciały. I to cieszy niesamowicie, uprzyjemniając też chrzęst opadłych liści.

Warto wiedzieć

Według doświadczonych rowerzystów, jesień jest dla nas przyjazną porą roku. Bo nie gorąco jak latem i nie zimno jak podczas mroźnej zimy. Tak więc nie tyle od aury, co od nas samych zależy utrzymanie fizycznej aktywności w otwartej przestrzeni, najlepiej na łonie natury. To wszystko jednak pod warunkiem odpowiedniego przygotowania naszego ubioru oraz zadbania o stan techniczny roweru. Ubieramy się rzecz jasna na cebulę, czyli warstwowo, aby w razie konieczności zdejmować lub zakładać w drodze części ubioru, które pozwalają nam zachować odpowiednią ciepłotę i suchość ciała. A co do roweru, to najlepiej posłuchać rady cyklistów obieżyświatów, jak np. Bernarda Newmana, autora bestsellerowego reportażu książkowego pt. „Rowerem przez II RP”, który niedawno recenzowaliśmy na tych łamach. Rower to nasz partner, więc należy obchodzić się z nim przyzwoicie. Po sezonie letnim umyć, przejrzeć, wyregulować i nasmarować. Zadbać o oświetlenie, przypiąć błotniki jeśli nie lubimy chlapania spod kół. No i sprawdzić w jeździe próbnej, jak to wszystko kupy i innych czterech liter się trzyma

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Strzelające żołędzie i kasztany pod rowerowymi kołami - Słupsk Nasze Miasto

Wróć na slupsk.naszemiasto.pl Nasze Miasto