- Ja mogę pomóc wam, wy możecie pomóc mi - składają propozycje na granicy prawa.
Matki zastępcze, czyli surogatki, to kobiety, które rodzą dzieci innym parom. Niektóre proponują, że przyjmą komórkę jajową innej kobiety (zapłodnioną metodą in vitro), a niektóre oferują własną. Swoje płatne usługi sugerują m.in. kobietom, które same nie mogą zajść w ciążę albo nie mogą jej donosić.
Jestem zdrowa, mam zdrowe dzieci
Na niektórych stronach internetowych ogłoszenia z takimi ofertami pojawiają się nawet co kilka tygodni. Zwykle kobiety piszą, że same są już matkami.
- Z miłą chęcią pomogę każdemu małżeństwu lub parze w zdobyciu upragnionego dzieciaczka. Może być to para z Polski lub zza granicy, dla mnie nie ma to najmniejszego znaczenia. Chcę tylko, aby dzidziuś, którego bym wam dała, był przez was kochany, szanowany i miał wszystko, co najlepsze możecie mu zapewnić! - pisze 22-letnia matka czteroletniego dziecka.
- Mam silny charakter, wszystko poukładane i nie lubię alkoholu. Czekam na oferty zdecydowanych osób - ogłasza się 26-latka z dwuletnią córką.
- Dwukrotnie już pomogłam, może być państwa jajeczko albo moje, to nie ma znaczenia. Mam 35 lat, jestem zdrowa, bez nałogów, nie palę, chorób genetycznych brak, tak jak wcześniej pisałam. Posiadam piątkę dzieci - pisze kolejna surogatka.
Potrzebuję pieniędzy
Odpowiedzieliśmy e-mailem na jedno z takich ogłoszeń. Podaliśmy się za mężatkę, która poszukuje surogatki. Autorka ogłoszenia odpisała szybko. Podała swój numer telefonu. Kiedy dzwoniliśmy wieczorem, akurat nie mogła odebrać. Zaczęła się wymiana SMS-ów.
- Ja mogę pomóc wam, a wy możecie pomóc mi. Jeśli chcecie, możemy się spotkać i porozmawiać - zaproponowała.
- Jakie są koszty i warunki? - zapytaliśmy.
- Ja potrzebuję 50 tysięcy. Połowę z góry płatne, a resztę po porodzie - odpisała.
- Pani może do nas przyjechać z mężem na weekend. Na pewno w czasie ciąży bym była z rodziną, a państwo byście mogli przyjeżdżać kiedy chcecie i być na każdych badaniach.
Adopcja jak handel ludźmi
Na forach internetowych kobiety podpowiadają sobie, że w przypadku takich usług można skorzystać z tzw. adopcji ze wskazaniem. Wówczas surogatka (to ona według prawa jest matką) zrzeka się praw do dziecka i wskazuje kandydatów na rodziców adopcyjnych.
- Obecne przepisy nie zakazują wprost adopcji ze wskazaniem - mówi Bartosz Głowacki z Biura Porad Obywatelskich "Świadomy Obywatel" w Lublinie. - W każdym przypadku decyzję o przysposobieniu dziecka podejmuje sąd, kierując się jego dobrem. Jeśli jednak rodzice, zrzekając się praw do dziecka i wskazując rodziców adopcyjnych, przyjmują korzyści materialne, to takie działanie nosi znamiona przestępstwa handlu ludźmi.
Nie wiadomo, jaka dokładnie jest skala tego zjawiska. W Lublinie dwa sądy rejonowe w 2012 r. orzekły przysposobienie wobec 39 dzieci. W siedmiu przypadkach była to adopcja pełna, czyli związana z wydaniem nowego aktu urodzenia. Również w siedmiu przypadkach adopcyjni rodzice mieszkali za granicą. Czy wśród tych spraw były adopcje ze wskazaniem? Takich statystyk sądy nie prowadzą.
Teoria i praktyka
- Rzecznik Praw Dziecka i inne instytucje podejmują działania, które mają ograniczyć zjawisko adopcji ze wskazaniem właśnie z uwagi na podejrzenie, że dochodzi do handlu ludźmi - zaznacza Bartosz Głowacki. - To ryzyko miała ograniczyć nowelizacja ustawy o wspieraniu rodziny i systemie pieczy zastępczej, która mówi, że nawet w przypadku adopcji ze wskazaniem nowi rodzice powinni mieć kwalifikację ośrodka adopcyjnego. Jednak w praktyce ten mechanizm się nie sprawdza.
Te nowe przepisy obowiązują od stycznia 2012 r. Według nich wszyscy rodzice adopcyjni muszą posiadać wspomnianą opinię kwalifikacyjną sporządzoną przez ośrodek adopcyjny, a oprócz tego muszą odbyć szkolenie dla kandydatów do przysposobienia dziecka.
Wydaje się jednak, że te przepisy nie spełniają swojej roli, bo w ośrodkach adopcyjnych niewiele się słyszy o osobach, które korzystają z adopcji ze wskazaniem.
- Nie mieliśmy takich przypadków. Jeśli adopcje ze wskazaniem się odbywają, to poza nami - mówi Barbara Paczos, kierownik Ośrodka Adopcyjnego w Lublinie.
Jak sama tłumaczy, ośrodek może nawet nie wiedzieć, że taka adopcja się odbywa. Dziecko może np. pochodzić z Lublina, tutejszy sąd może rozpatrywać sprawę dotyczącą adopcji, ale kwalifikację rodzinie może dać ośrodek adopcyjny z innego województwa. Wówczas, teoretycznie, ani tamten ani tutejszy ośrodek może nie wiedzieć, że adopcja ze wskazaniem miała miejsce.
Rzecznik Praw Dziecka jesienią ubiegłego roku wystąpił w tej sprawie do minister pracy i polityki społecznej. Zaproponował, że w przypadku adopcji ze wskazaniem rodzicami adopcyjnymi powinni być wyłącznie krewni lub powinowaci. Zdaniem rzecznika taki warunek ograniczyłby nielegalny proceder zarabiania na adopcjach.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?