Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świadek wypadku radiowozu z taksówką: było "buuum" a syreny zawyły później

Fot. Archiwum
Wypadek w Słupsku na ulicy Szczecińskiej - radiowóz uderzył w taksówkę.
Wypadek w Słupsku na ulicy Szczecińskiej - radiowóz uderzył w taksówkę. Fot. Archiwum
W sprawie październikowego zderzenia radiowozu z taksówką, w której zginęły dwie osoby są nowi świadkowie. Twierdzą, że radiowóz jechał bez sygnału dźwiękowego. Świadkowie, czytelnicy "Głosu", nie mogli jednak złożyć zeznania w prokuraturze.

Świadkowie to mieszkanka budynku nieopodal skrzyżowania, na którym doszło do wypadku, oraz jej syn, student ze Szczecina. Oboje twierdzą, że radiowóz, który uderzył w taksówkę wyjeżdżającą z postoju przy ul. Braci Gierymskich, jechał bez włączonego sygnału dźwiękowego. Poinformowali o tym na forum naszego wydania internetowego. To bardzo ważny szczegół. Gdyby został potwierdzony, obciążałby dodatkowo policjanta, który i tak ma zarzut w tej sprawie. Wówczas bowiem policyjny pojazd nie mógłby być uznany za pojazd uprzywilejowany - a jako taki określony jest w zarzucie, który policjant usłyszał 10 lutego.

Zgodnie z nim, funkcjonariusz ma odpowiadać za spowodowanie wypadku poprzez umyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa w ruchu, kierując pojazdem uprzywilejowanym z włączonymi sygnałami dźwiękowym i świetlnym, z niebezpieczną prędkością.

Wypadek radiowozu z taksówką (zdjęcia, wideo)

Gdyby okazało się, że pojazd uprzywilejowany de facto nim nie był - ewentualna kara dla funkcjonariusza musiałaby być surowsza. Znacznemu zmniejszeniu albo całkowitemu zniwelowaniu uległoby też współprzyczynienie się do wypadku kierowcy taksówki. Biegli twierdzą w opinii, że było ono znaczne. Właśnie dlatego, że taksówkarz nie zareagował na sygnały auta uprzywilejowanego.

- Postanowiłam zgłosić się z tym do prokuratury dopiero teraz, bo dopiero teraz dowiedziałam się z "Głosu Pomorza", jaka jest oficjalna treść stawianego policjantowi zarzutu. Sądziła, że prokuratorzy znają ten szczegół. ale okazało się, że ustalenia są inne. moim zdaniem nieprawdziwe. Na pewno nie było sygnału dźwiękowego! Jak coś jedzie Szczecińską na sygnale, zawsze słyszymy to już z daleka. W tym wypadku najpierw było donośne "buuum", a syreny zawyły dopiero potem. Na sto procent! W chwili wypadku siedziałam w pokoju, którego okna wychodzą na ulicę. Była cisza, czytałam książkę - mówi kobieta, która prosi o zachowanie anonimowości.

Jako świadek zgłosił się także jej syn, studiujący w Szczecinie. Feralnego dnia był w domu i potwierdza wersję podawaną przez matkę.

Oboje w miniony wtorek z własnej woli przyszli do słupskiej prokuratury, aby złożyć wiążące zeznania. Prokuratorzy odprawili ich jednak z kwitkiem.

- Powiedzieli nam, że nie prowadzą tego śledztwa i że jeśli chcemy być przesłuchani, musimy napisać podanie do prokuratury w Chojnicach z prośbą o przesłuchanie nas w Słupsku - mówi słupszczanka.
Jacek Korycki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku, komentuje, że prokuratorzy podeszli do tego formalnie.

- Chodzi o to, żeby prokuratura prowadząca sprawę najpierw uznała tę panią formalnie za świadka i zleciła przesłuchanie jej w Słupsku w ramach pomocy prawnej. Ja bym to zrobił inaczej, ale przyjętemu postępowaniu nie można formalnie niczego zarzucić - zaznacza Korycki potwierdzając zarazem, że gdyby spostrzeżenia słupszczanki potwierdziły się, byłby to przełom w sprawie. Kobieta nie zniechęciła się. - Napiszę to podanie i przejdę przez inne tworzone przez nich przeszkody, bo tu chodzi o prawdę. Mnie jeszcze uczono, że prawda jest najważniejsza - podkreśla.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza