Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świnoujście: Port zewnętrzny porównują do budowy Gdyni

Marek Rudnicki [email protected] 91 481 33 33
Świnoujście: Port zewnętrzny porównują do budowy GdyniTrwają ostatnie prace związane z betonowaniem miejsc, gdzie będą cumować statki z gazem LNG. Po ich zakończeniu zostanie ułożona infrastruktura, związana z przesyłaniem gazu ze statków
Świnoujście: Port zewnętrzny porównują do budowy GdyniTrwają ostatnie prace związane z betonowaniem miejsc, gdzie będą cumować statki z gazem LNG. Po ich zakończeniu zostanie ułożona infrastruktura, związana z przesyłaniem gazu ze statków Fot. Marek Rudnicki
Świnoujście Kończy się największa w historii regionu budowa falochronu za niemal miliard złotych. W listopadzie na gotowe obiekty wejdą służby Polskie LNG, aby położyć ciągi techniczne przesyłu gazu.

Inwestor, Urząd Morski w Szczecinie, po raz pierwszy pokazał dziennikarzom niemal gotowy już nowy falochron, który będzie chronił świnoujski tzw. gazoport.
Ciekawostką mało znaną szerokiej opinii publicznej jest fakt, że port zaprojektował repatriant z Kazachstanu, dr inż. Walery Licznarowski, jeden z głównych projektantów budowanego w Gdańsku terminalu kontenerowego.

Praktycznie prace zakończą się w listopadzie. Później montowane będą linie przesyłowe gazu LNG, a w połowie 2014 r. przypłynie tu pierwszy statek.

- To największa powojenna inwestycja w Polsce po Porcie Północnym - mówi z dumą szef budowy, inż. Wacław Postoła. - Co ważne to jedno z nielicznych obecnie przedsięwzięć, którego termin końcowy nie będzie przekroczony i wykonane zostanie bez żadnych dodatkowych dopłat, co też jest sukcesem ekonomicznym. Śmiało można tę inwestycję porównywać do przedwojennej Gdyni.

Początkowo przeznaczono na port ponad 1 miliard złotych. Wygrało konsorcjum firm Boskalis International, Hochtief Construction, Aarsleff oraz Korporacja Budowlana Doraco, które zaproponowało kwotę 815 mln zł.

Urząd Morski postawi jeszcze przy torze wodnym dwie, wielkie boje nawigacyjne, specjalnie ze względu na tankowce LNG, przypływające w przyszłości do portu.
Nie tylko gaz

Port zewnętrzny od strony plaży nie robi wrażenia, bo najdalsze jego części nikną daleko w morzu. Dopiero, gdy dotrzemy do końcówki falochronu i spojrzymy na ledwo widoczny brzeg, widzimy ogrom nowego portu.

Falochron ma prawie 3 km długości. Odległość między ostrogą (dobudowaną częścią do starego falochronu), a nowym, to brama wejściowa do portu o szerokości 400 m. Podejście do portu ma 200 m szerokości.

Odległość między falochronami (starym i nowym) wynosi 1100 m. Pozwoli to swobodnie obracać statkami z LNG za pomocą holowników w ramach tzw. platformy obrotowej. Przy falochronie wybudowano też dwie niskie przystanie do przyjmowania mniejszych statków. Droga na falochronie umożliwia swobodny przejazd samochodów, przy czym znajdują się na niej dwie dwukrotnie szersze tzw. mijanki.

- Nowy port będzie miał sześć stanowisk dla statków, nie tylko gazowców, bo dla nich przeznaczono dwa - tłumaczy Andrzej Borowiec, dyrektor Urzędu Morskiego. - Używana popularnie nazwa Gazoport jest błędna. Zbudowaliśmy nowy port zewnętrzny, który służyć będzie także innym statkom.

Uratowali polskie koleje

Głębokość basenu wynosi 14,5 m, choć oczekiwane gazowce o długości 300 m będą miały maksymalne zanurzenie 12,5 m.
Z basenu portowego wydobyto już 8,5 mln m sześć. piachu. Jest to 25 razy więcej, niż rocznie wydobywa się z toru wodnego Szczecin - Świnoujście.

Wzdłuż falochronu do wytłumiania fal ułożono tysiące specjalnych, opatentowanych w Holandii X bloków betonowych firmy BMC o ciężarze od 2,5 do 12,5 tony każdy. Pozornie, zrzucone są bezładnie jeden na drugim, w rzeczywistości każdy z nich ułożony został bardzo precyzyjnie przy pomocy systemu nawigacji GPS. Zalegające obok nich ogromne głazy (łącznie 1,6 mln m sześć.) przypłynęły ze Szwecji statkami, które za jednym razem przywoziły 15-20 tys. ton i od razu zrzucały je w określone miejsce.

- Uratowaliśmy polskie rachityczne koleje - żartuje Wacław Postoła. - Polskie kamieniołomy są na południu, gdyby więc przewozić je nad morze po naszych trakcjach, do końca by się rozwaliły.

Miny mogły wybuchnąć
Dużym problemem okazały się pamiątki z okresu wojny, których na dnie teoretycznie nie powinno być. Tak przynajmniej wskazywały pierwsze badania.
Gdy przystąpiono do prac i sprowadzono specjalistyczny sprzęt do wykrywania metalowych części okazało się, że leży ich na dnie około 14 tysięcy. W tej masie było około 1600 niewypałów, w tym część zagrzebana w piachu, dwa metry pod dnem.

Przy likwidacji znaleziska pracowało 32 nurków saperów, a koszt operacji wyniósł 50 mln zł. Jedna z większych min, brytyjska, 500 kg The Mk 4 mine, zrzucona w czasie wojny, miała zamontowane cztery różne zapalniki. W tym takie, które uniemożliwiały jej wyciągnięcie.

- Saperzy 8. Flotylli Obrony Wybrzeża ze Świnoujścia skontaktowali się z Brytyjczykami - opowiada Wacław Postoła. - Na szczęście, jesteśmy razem w NATO i to pomogło. Dzięki nim dotarli do producenta, który te miny wytwarzał w czasie wojny. Ujawnił, jak ją rozbroić bez ruszania z miejsca. Gdyby trzeba było ją wysadzić w porcie, rozwaliłaby nam część nabrzeża.

Okazuje się, że to nie koniec prac oczyszczających. Należy jeszcze wydobyć niewybuchy z pasa wzdłuż falochronów. Też jest ich dużo. I również ta operacja może kosztować kolejne miliony, ale zdaniem dyrektora Borowca, ogólnych kosztów nie zmieni.

 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza