Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczecin; Walczą o ziemię na ulicach

Piotr Jasina [email protected] 91 481 33 34
Szczecin; Walczą o ziemię na ulicachJedno z najważniejszych haseł protestujących rolników brzmi: Polska ziemia w polskie ręce. Popiera je wielu mieszkańców Szczecina.
Szczecin; Walczą o ziemię na ulicachJedno z najważniejszych haseł protestujących rolników brzmi: Polska ziemia w polskie ręce. Popiera je wielu mieszkańców Szczecina. Fot. Andrzej Szkocki
Ulica Szczerbcowa w Szczecinie od miesiąca oblężona jest ciągnikami protestujących rolników. Stoją jeden obok drugiego. Zajmują też plac przy ul. Jarowita.

W Szczecinie zjawili się 5 grudnia. Ciągniki zjechały pod siedzibę szczecińskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych przy ul. Szczerbcowej. O takiej formie manifestacji zdecydował komitet protestacyjny Solidarności Rolników Indywidualnych w Zachodniopomorskiem.

Rolnicy zarzucają Agencji działania na ich szkodę, sprzedaż ziemi tzw. słupom, czyli osobom podstawionym przez spółki z kapitałem zagranicznym. Żądają prawa pierwokupu gruntów przylegających do ich gospodarstw rodzinnych, zachowania formy dzierżawy itd., pełnych dopłat do upraw.

Po kilku dniach protestu zjawił się Stanisław Kalemba, minister rolnictwa. Sporu jednak nie załagodził i rolnicy święta spędzili kontynuując protest. Nie przerwali go także po drugiej wizycie ministra rolnictwa. W sylwestra i Nowy rok ciągniki nadal stały przed siedzibą oddziału ANR. Protest trwa nadal, mimo iż od dwóch dni przedstawiciele rolników, resortu rolnictwa i Agencji Nieruchomości Rolnych debatują.

- Będzie trzeba, to spędzimy tu drugie święta - mówi Piotr Król, rolnik z Kinowa nieopodal Rymania. - Jesteśmy zdesperowani. Nie odpuścimy. To nasza ostatnia szansa.
Edyta Jaroszewska-Nowak, rolniczka z Kluczkowa k. Świdwina__dodaje, że jak będzie trzeba, zjawią się tu kobiety, by zastąpić mężów.

- Jeśli mężczyźni będą musieli wiosną wjechać w pola - wyjaśnia.

Andrzej Znaszko, rolnik z Rokosowa w powiecie świdwińskim przyznaje, że fizycznie czują już trudy miesięcznego protestu, dyżurów, wyjazdów na ulice miasta.

- Nie możemy się jednak poddać - podkreśla. - Chcemy tu pracować, u siebie. Już się napatrzyliśmy na to, co za granicą.

- Mam żonę, dwójkę dzieci, syna, który ma 13 lat i już potrafi orać pole, lubi to - dodaje pan Andrzej. - Aby przeżyć, muszę jednak mieć gospodarstwo około 100-hektarowe.

Między ciągnikami stoi przyczepa, w której mogą się ogrzać, przygotować herbatę, kawę. Protest prowadzą dyżurami, w kilkunastoosobowych grupach. Większa liczba zjawia się, kiedy ciągniki wyjeżdżają na ulice Szczecina.

Szczecinianie solidaryzują się z nami - mówią. - Chociaż dzisiaj jedna z kobiet wyganiała nas na wieś. - Poruszyła nas bardzo wigilijna wizyta arcybiskupa Andrzej Dzięgi, wspólna modlitwa. Metropolita solidaryzował się z nami, odprawił mszę, złożył życzenia.

- Walczymy o wiele spraw jednocześnie - przyznaje Józef Nowak. Z żoną Edytą prowadzi gospodarstwo ekologiczne na 11,5 hektarach. Część produkcji spożywają, nadwyżka trafia do sklepów ekologicznych. Kiedy uczestniczą w proteście, gospodarstwa dogląda ich córka. Oporządza krowy, świnie, króliki, drób, pilnuje zagrody.

Żona, Edyta Jaroszewska-Nowak, prezes Stowarzyszenia Ekoland, skupiającego producentów ekologicznej żywności przyznaje, iż oni nie muszą powiększać rodzinnego gospodarstwa. Dostarczają na rynek ziemniaki, ogórki, kapustę, kukurydzę cukrową, także produkty przetworzone w gospodarstwie, jak kiszoną kapustę czy ogórki.

Solidaryzują się jednak z tymi, którzy potrzebują większego areału ze względu na specyfikę produkcji rolnej. Z młodymi ludźmi, którym trudno teraz zacząć pracę na roli. Wiedzą coś o tym, bo kupili puste budynki i ziemię. Wszystkiego stopniowo się dorabiali, kupowali sprzęt, maszyny, ciągniki.

- Swoje postulaty też zgłosiliśmy - dodaje przewodnicząca Ekolandu. - Domagamy się praktycznych przepisów, które umożliwią małym gospodarstwom przetwórstwo sezonowe, tak jak to dzieje się w Niemczech, Francji, Holandii. Teraz rolnik chcąc oficjalnie wyprodukować kilogram kiełbasy, musi spełniać takie same wymogi jak duża masarnia. Jesteśmy także przeciwni żywności genetycznie modyfikowanej. Walczymy o naturalną żywność i jakość produkcji.

Andrzej Znaszko w Rokosowie gospodaruje na 60 hektarach.

- Od 12 lat zabiegam o dodatkową ziemię - mówi. - Chciałbym dokupić około 40 hektarów. Ziemia jest za miedzą, zarządza nią Agencja. Chce ją wystawić na sprzedaż w przetargu. Kto ją kupi? Nie wiem. Uważam, że powinienem mieć w takiej sytuacji prawo pierwokupu. Mam sprzęt, zaplecze magazynowe. Przy 100 ha można myśleć o ekonomicznym biznesie, rozwoju.

Piotr Król także zainwestował w produkcję ekologiczną. Ma 28 ha ziemi. On również broni postulatów, które pozwoliłyby rolnikom żyć z przetwórstwa swoich produktów. Na wsi powinna być małe rzeźnie, małe mleczarnie.

Angelika Szcześniak z mężem prowadzi gospodarstwo w Świdwinie. Uprawiają prawie 70 ha ziemi. Mąż udziela się w Izbie Rolniczej, ona protestuje z pozostałymi rolnikami.

- Potrzebujemy jeszcze około 7 ha gruntów przylegających do naszych budynków gospodarskich - przyznaje.
Szcześniakowie mają czwórkę dzieci.

- Nie są już małe, rozumieją, dlaczego nie ma nas w domu, i protestujemy - dodaje pani Angelika. - Wiedzą, że z ziemi żyjemy.
 

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza