Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szkoły bez chipsów, rząd uderza w sklepiki

Filip Pietruszewski filip.pietruszewski @mediaregionalne.pl
Genowefa Wróblewska prowadzi sklepik w I LO w Słupsku i uważa, że ustawa w sprawie sklepików nie jest potrzebna.
Genowefa Wróblewska prowadzi sklepik w I LO w Słupsku i uważa, że ustawa w sprawie sklepików nie jest potrzebna. Łukasz Capar
Rząd chce zabronić sprzedawania śmieciowego jedzenia na terenie szkół. W Słupsku są już sklepiki, w których chipsów i gazowanych napojów już się nie kupi.

Rząd przyjął przygotowany przez PSL projekt ustawy zabraniający sprzedaży w szkolnych sklepikach niezdrowych przekąsek i napojów. Niebawem trafi on do parlamentu. Wszystko po to, by walczyć z coraz powszechniejszą w naszym społeczeń­stwie otyłością. ONZ szacuje, że cierpi na nią co drugi Polak. Sprawdziliśmy, co o propozycji nowych przepi­sów myślą ajenci szkolnych sklepików.

Sklepik w słupskiej SP 6, nie czekając na głosowanie w Sejmie, już zmienia swoją ofertę.

- Zrezygnowaliśmy z chipsów. Mamy tylko chrup­ki kukurydziane. Zostało nam dosłownie kilka puszek napojów gazowanych, nowych nie będziemy zamawiać. Od jakiegoś czasu sprzedajemy kanapki po złotówce, dziennie od 10 do 20 sztuk - mówi pracująca w sklepiku Edyta Rosłan.

Zdrową żywność do swojego sklepiku chciała wprowadzić Hanna Krupko z SP2. - We wrześniu zamówiłam suszone jabłka i truskawki. Paczka jabłek kosztuje u mnie 1,30 zł, a truskawek 1,90. Na razie sprzedałam odpowiednio 19 i 11 opakowań. W czerwcu pewnie będę je rozdawać dzieciom za darmo - mówi. - Nie mam u siebie odpowiednich warunków, żeby wprowadzić do oferty kanapki i warzywa. Zresztą w naszej szkole uczniowie klas młodszych dostają mleko, kawałki jabłek oraz marchewek trzy razy w tygodniu. Później część tych owoców panie sprzątaczki znajdują w koszach - dodaje Hanna Krupko.

Genowefa Wróblewska prowadzi sklepik w I LO w Słupsku. Zastanawia się, czy nowe przepisy obejmą także szkoły średnie, jak przewiduje zgłoszony przez PSL projekt.

- Przecież moimi klientami są prawie dorośli ludzie. Jeżeli batoników nie kupią u mnie, to pójdą do sklepu obok. Kiedyś na długiej przerwie samochodem pojechali do Mc'Donalda wspomina. U niej oprócz słodyczy można m.in. dostać jogurty, napoje mleczne i kanapki. - Mam kilka paczek chipsów, ale kupuje je dosłownie jeden chłopak. Dochody już teraz nie są wysokie. W wakacje i ferie sklepik jest zamknięty, szkoła ma coraz mniej uczniów - mówi.

Według pani Genowefy ustawa nie jest potrzebna.

- Dyrekcja szkoły z radą rodziców powinna ustalić warunki, na jakich wynajmuje lokal, co mogę w nim sprzedawać, a ja podjęłabym decyzję, czy prowadzenie sklepiku się opłaca - proponuje.
Takie rozwiązanie w SP 1 w Słupsku funkcjonuje od trzech lat. - W umowie z ajentem zawarliśmy katalog produktów, które w sklepiku nie mogą być sprzedawane informuje Danuta Wojtas-Palińska, dyrektor szkoły.

- Ale widzę, że uczniowie i tak przynoszą niezdrowe śniadania z domów. To tam przede wszystkim są kształtowane nawyki żywieniowe.

Wszyscy ajenci, z którymi rozmawialiśmy, twierdzą, że nie są przeciwni ograniczeniom. Mają jednak nadzieję, że będą one rozsądne. - Przecież sprzedajemy tylko to, na co pozwala sanepid - zaznacza Hanna Krupko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza