Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szpital w Nowym Jorku w czasach epidemii: Cierpienia tu tyle, jak byśmy przeszli przez wrota piekieł

Kazimierz Sikorski
Kazimierz Sikorski
BRYAN R. SMITH/AFP/East News
Dziennikarzy CNN zaproszono do jednego z nowojorskich szpitali, który ratuje pacjentów z koronawirusem. To, co zobaczyli przeraża i wzbudza ogromny podziw dla lekarzy i pielęgniarek.

Jedna izba przyjęć. Czterdzieści minut. Sześciu pacjentom zatrzymuje się serce. Czterech umiera. Jest tu tyle cierpienia, że postronnej osobie wydaje się, że przekroczył bramy piekła. Dla lekarzy nie jest to chaos. - Są tu tak ciężko chorzy, że tracisz ich w mgnieniu oka - mówi CNN terapeutka Julie Eason. Rozmawiają z tobą, kilka minut później wkładasz im rurkę do gardła i masz nadzieję, że tak ustawisz respirator, aby im pomógł.

Tak wirus obchodzi się z tysiącami Amerykanów. Tylko nieliczni, poza personelem, mogą zobaczyć te zmagania. Widziała je ekipa CNN, zaproszona do szpitala na Brooklynie w Nowym Jorku, który jest częścią SUNY Downstate Health Sciences University.
Wszyscy przyjęci pacjenci cierpią na koronawirusa - to jeden z trzech szpitali w stanie Nowy Jorku zamówiony przez gubernatora Andrew Cuomo.

Śmiertelność jest wysoka. 25 proc. przyjętych z wirusem zmarło. -To nie szpital, to natura choroby - mówił CNN dr Lorenzo Paladino, lekarz medycyny ratunkowej.

Nie ma tu złamanych kości ani problemów żołądkowych. Lekarze widzą ludzi, którzy próbują oddychać tylko dlatego, że zarazili się. - Wirus jest nieustępliwy - dodaje Paladino. I nie ma czasu na odpoczynek. Reporterzy widzieli, jak sanitariusz owija zmarłego. W ciągu 30 minut ciało znika, miejsce dezynfekuje się i pojawia się kolejny pacjent w stanie krytycznym, z kaszlem i maską tlenową na twarzy. Z 400 osób przyjętych z wirusem wielu to ludzie do 45 lat. To nie tylko choroba starych. Najmłodszym pacjentem był trzylatek. - Mamy kilku po dwudziestce – mówi Paladino o pacjentach szukających pomocy na oddziale ratunkowym.

Dr Cynthia Benson: Ciężko jest emocjonalnie przygotować się na tak wielu pacjentów, których nie da się uratować.

Ale lekarze, pielęgniarki i terapeuci zachowują spokój walcząc o pacjentów. - Taki fach wybraliśmy, tylko ta skala... - dodaje CNN Benson, która współpracuje z Paladino w oddziale ratunkowym. Lekarze i pielęgniarki nie są przyzwyczajeni do częstych sygnałów alarmujących o tym, że pacjent ma problemy z oddychaniem.

Cheryl Rolston, szef oddziału ratunkowego: Emocjonalnie trudno przygotować się na ten poziom choroby, cierpienia i śmiertelność w tak krótkim czasie. 94 osoby zmarły szpitalu od czasu pandemii trzy tygodnie temu. Rolston dodaje, że trudno patrzeć, jak pacjenci cierpią bez bliskich przy łóżku. - Kiedyś zadzwonił do mnie syn pacjenta i powiedział: Mój tata ma 80 lat… wiem, że umrze… jestem smutny, bo umiera sam. Sceny przypominają strefę działań wojennych w 8-piętrowym państwowym szpitalu w East Flatbush na Brooklynie - tak bardzo różni się od świata na zewnątrz.

Dr Robert Foronjy, dyrektor ds. medycyny płucnej mówi, że ludziom związanym ze szpitalem życie wywróciło się do góry nogami. On sam wychował się 10 przecznic od szpitala. - Moje życie było normalne trzy tygodnie temu – mówi CNN. To trudny czas dla wszystkich. Szczególnie dla rodzin, które nie mogły pożegnać się z bliskimi.

NASZE WYWIADY:

Chorym, którzy mają trudności z oddychaniem pomagają respiratory. Ale nie są one magicznym lekiem. Dane mówią, że szanse na przeżycie są niskie u pacjentów z wirusem leczonych z pomocą respiratorów - mówi dr Lorenzo Paladino, który badał wykorzystanie jednego aparatu do ratowania dwóch zakażonych. Być może niedługo stanie się to praktyką, bo nawet gubernator Cuomo, który robi co może w tym trudnym czasie mówi: aparatów może niebawem zabraknąć. - Leczenie dwóch jednym aparatem to tymczasowy pomost do nadejścia nowych respiratorów – pocieszają się w szpitalu.

Paladino wie, że może nadejść dzień, w którym nie będzie wystarczającej ilości respiratorów. Co wtedy? Trzeba będzie robić to, co lekarze w Lombardii, wybierali tego pacjenta, który rokował większe nadzieje na wyzdrowienie. Szef wydziału terapii oddechowej dodaje, że potrzeba respiratorów oznacza też konieczność posiadania więcej ludzi przeszkolonych do ich obsługi. A z tym jest też bardzo krucho. - Jest to skomplikowane urządzenie i jeśli nie skonfigurujesz go poprawnie, trudno mówić o właściwej pomocy - wyjaśniają w szpitalu.

Zapotrzebowanie na wyszkolony personel medyczny staje się już problemem dla SUNY Downstate i wielu innych szpitali. A Cuomo nakazał wszystkim szpitalom w stanie zwiększyć liczbę łóżek o co najmniej 50 proc.

SUNY Downstate ma ponad 2000 pracowników, którzy opiekują się pacjentami na 225 łóżkach. Dlatego w stołówce ustawi się 50 dodatkowych łóżek, a namioty rozlokowane na parkingach są już przygotowane na przyjęcie nowych pacjentów. Ten i inne szpitale improwizują, sięgają po sposoby stosowane w lecznictwie wojskowym, by być gotowym, gdy nadejdzie najgorsze. Pracownicy pracują obowiązkowo w nadgodzinach, urlopy dawno odwołano. Personel w SUNY Downstate poświęca się pacjentom bez reszty, choć przy niewielkiej wiedzy o koronawirusie leczenie prowadzi metodą prób i błędów. - Beznadziejność, bezradność, którą widzę w oczach moich kolegów i koleżanek. Chcą zrobić wszystko, co w ich mocy - mówi jeden z szefów dr Mafuzur Rahman.

Po długich, wyczerpujących zmianach, kiedy starają się pomóc chorym, większość lekarzy nie może przytulić się lub pocałować swoich bliskich - poddali się kwarantannie od rodzin, bo boją się, że mogą ich zakazić. - Widzę moich z daleka z maską na twarzy. Zachowuję odpowiednią odległość. Upewniam się tylko czy wszystko z nimi w porządku - mówi o swojej rodzinie Paladino.

ZOBACZ TEŻ INNE INFORMACJE O EPIDEMII KORONAWIRUSA SARS-CoV-2:

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Szpital w Nowym Jorku w czasach epidemii: Cierpienia tu tyle, jak byśmy przeszli przez wrota piekieł - Portal i.pl

Wróć na gp24.pl Głos Pomorza