Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemne moce w słupskim sądzie. Proces o morderstwo choć ciała nie znaleziono

Bogumiła Rzeczkowska
Konfrontacja w sądzie bioenergoterapeuty Marka Galikowskiego (przesłuchiwany) z wizjonerem Józefem Dzieciątko.
Konfrontacja w sądzie bioenergoterapeuty Marka Galikowskiego (przesłuchiwany) z wizjonerem Józefem Dzieciątko. Fot. Kamil Nagórek
W słupskim Sądem Okręgowym zawładnęły tajemne moce, trąba powietrzna i wahadełko. 57-letni Piotr G. odpowiada za zabójstwo sprzed 10 lat. Ciała ofiary nie znaleziono. Są za to świadkowie... nie z tego świata.

To jedna z nielicznych spraw w Polsce, gdy w procesie o zabójstwo ciała ofiary brak. Do tego pamięć świadków zniszczył czas, bo sprawca został wykryty po 10 latach od tajemniczego zaginięcia 32-letniego Mirosława S. Pech chciał, że w okolicach Przechlewa pod Człuchowem, w zagłębiu... jasnowidzów.

Słupska Prokuratura Okręgowa ustaliła, że w ostatni dzień lipca 1998 roku żniwiarze ucztowali przy kieliszku w Sąpólnie Człuchowskim: drobny złodziejaszek 32-letni Mirosław S., bliźniacy Władysław i Stanisław P., Waldemar L. i gospodarz Piotr G.

Ten miał żal do Mirosława S. o odbicie narzeczonej.

W czasie libacji Mirosław S. wyszedł po cichu i ukradł worek zboża. Schował go, wrócił i siadł na schodach przed domem. Wtedy Piotr G. znienacka uderzył go pięciokilogramowym odważnikiem w głowę, krzycząc: - Masz za ten worek!

Zakrwawiony Mirosław S. padł bez życia. Piotr G., bliźniacy i Waldemar L. przenieśli ciało do stodoły, zawinęli w worek foliowy, obwiązali drutem i wywieźli wozem konnym nad jezioro.Tam wykopali dół, wrzucili do niego ofiarę, zasypali wapnem, przykryli snopkami słomy i zakopali.

Rodzina zaginionego poszła do jasnowidza Krzysztofa Jackowskiego. Z butami i fotografią. - Stwierdził, że brat nie żyje i narysował mapę, gdzie jest zakopany - mówi Bożena M., siostra Mirosława. - Niczego tam nie znaleźliśmy.

Wtedy śledztwo umorzono. Gdy po latach świadków ruszyło sumienie, policja przeszukała posesję Piotra G. i okolice. Nie pomogła koparka, georadar i starania nurków w jeziorze. Wyszło na to, że Piotr G. przeniósł zwłoki albo je spalił. On mówi, że nie zabił, a libacji po żniwach w ogóle nie było.

O jego winie mają świadczyć badania wykrywaczem kłamstw, wycinki z gazet na temat zaginięcia Mirosława S., które zbierał oskarżony i zeznania świadków. Również tych magicznych.
Mleczarz wizjoner Józef Dzieciątko o zbrodni wiedział, zanim do niej doszło. Bo słyszał, jak spiskowano za sklepem, a po zabójstwie miał objawienie.

- Gdy przejeżdżałem Brdę, czułem zapach krwi i ciecz płynęła ciemnoczerwona. Koń nie chciał iść, piany dostał, a potem ruszył galopem. Prosto na sosnę szły błyski niebieskie, fioletowe i zielone. Wtedy wiedziałem, że on zamordowany - szczegółowo opowiadał w sądzie. - Gdy odmawiałem za niego różaniec, wokół mnie zaświeciło koło, powstał szum i wycie psów. Bydło się zebrało.

Co innego różdżkarz Marek Galikowski: - We śnie widziałem, że nogi Mirka wystają spod siana w stodole i straszny wicher. Później stodołę Piotra G. naprawdę zniósł huragan. Wahadełko wskazało, że Mirek nie żyje, a zabójcą jest Piotr G. - zeznał.

Pierwszy swoimi wizjami broni oskarżonego. Drugi ruchami wahadełka - obciąża. W sądzie obaj się pokłócili. Żaden nie potrafił znaleźć ciała, a proces dowodzi, że oczerniają się z powodu... konkurencji.

Zeznaniom magów przysłuchiwała się psycholog Aldona Jurkowska-Groth. O Józefie Dzieciątko powiedziała, że ujawnia omamy i zmyśla, by wypełnić luki w pamięci. O Galikowskim - że żyje w przekonaniu swoich wyjątkowych zdolności i ma zaburzenia związków myślowych.

Piotr G. odpowiada z wolnej stopy. Grozi mu najmniej osiem lat więzienia. Innym już nic. Ukrycie zwłok się przedawniło.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza