Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tajemnica śmierci elektryka w historycznej wieży ciśnień

Zbigniew Marecki
Zbigniew Marecki
18 kwietnia 2013 r. Ryszard K. zakończył życie w wieży ciśnień w garbarni w Dębnicy Kaszubskiej
18 kwietnia 2013 r. Ryszard K. zakończył życie w wieży ciśnień w garbarni w Dębnicy Kaszubskiej Zbigniew Marecki
To, że ktoś narzekał na życie, nie oznacza, że chciał popełnić samobójstwo.

18 kwietnia 2013 r. 56-letni Ryszard K. - niski i krępy mężczyzna - przyszedł do pracy w garbarni spółki SPV w Dębnicy Kaszubskiej, gdzie w tym czasie był jedynym elektrykiem i pracował w dziale remontowym. O godz. 14, gdy w firmie kończył się czas pracy, zaczął go szukać brygadzista.

- Zaniepokoiło go to, że pana Ryszarda nigdzie nie było, a został jego samochód, ubranie i skrzynka z narzędziami, z którą się nie rozstawał - opowiadała sądowi Katarzyna Chlebny, prokurent i dyrektor zarządzający spółki.

Początkowo poszukiwania nic nie dały. Pana Ryszarda nie było także w domu, gdzie czekała na niego żona. Dopiero dzwonek z jego komórki wskazał kierunek poszukiwań, bo dochodził z usytuowanej obok biura spółki wieży ciśnień, gdzie znajdował się zbiornik z wodą wykorzystywaną do garbowania skór. Tam odkryto pozostawione na betonowym podeście komórkę i paczkę z papierosami.

Wtedy powstało podejrzenie, że ciało pana Ryszarda znajduje się w kadzi na wodę. Wezwano policję. Funkcjonariusze zarządzili spuszczenie wody. Na miejscu pojawili się nurkowie z Ustki i strażacy, którzy wypompowali wodę. Wówczas na dnie kadzi odkryto ciało elektryka. Sprawa tej śmierci wywołała duże poruszenie w Dębnicy Kaszubskiej. Od razu pojawiły się dwie przeciwstawne teorie. Jedni twierdzili, że Ryszard K. popełnił samobójstwo, a inni, że doszło do nieszczęśliwego wypadku.

To był zdyscyplinowany pracownik

Żona elektryka, która nie wierzyła w samobójstwo męża, wystąpiła z pozwem do Sądu Pracy w Słupsku o ustalenie, czy doszło do tragicznego wypadku. Kierownictwo spółki nie zgadziło się z tą tezą. W sądzie Katarzyna Chlebny mówiła, że nawet gdyby pan K. chciał wykręcić żarówkę pod dachem wieży ciśnień, która jest jedynym źródłem światła w tej konstrukcji, to nie mógłby wpaść do kadzi, bo gdyby się chciało wykonać tę czynność, to nie można wejść na sam szczyt prowadzącej do żarówki drabinki. Wówczas też nie można wpaść do kadzi, choć ona nie jest zakryta siatką.

- Żeby do niej wpaść, trzeba by chcieć to zrobić - przekonywała pani Chlebny. Powiedziała, że pan K. mógł w każdej chwili wejść do wieży ciśnień, bo ona nie była zamykana. Według niej w firmie nic nie wiedziano o tym, że pan K. już wcześniej „ledwo się wydrapał z kadzi“, choć taka sugestia pojawiła się w czasie zeznań jednego ze świadków. Mówiła także, że rozmawiała z byłym pracownikiem i zaproponowała mu pomoc, gdy jego żona miała udar. Także na jego prośbę wystawiła synowi elektryka pozytywną opinię, gdy musiała go zwolnić z pracy w garbarni z powodu nieodpowiedzialnego zachowania. Słyszała również, że Ryszard K. przejmował się problemami z prawem adoptowanego syna. Jednak wprost nie sugerowała, że podległy jej pracownik popełnił samobósjtwo. Mówiła, że był zdyscyplinowanym pracownikiem.

Nie mówił o swoich kłopotach

Sędzia Marzena Hop wysłuchała także adoptowanego syna zmarłego. Według niego ojciec był twardym, pogodnym i przyjaznym człowiekiem. Nie mówił mu o swoich kłopotach. Za to syn ukrywał przed nim swoje kłopoty z prawem. I od czasu, gdy wyjeżdża do pracy za granice Polski, utrzymuje się sam. W czasie rozprawy zeznawali też inni świadkowie - koledzy z pracy i sąsiedzi zmarłego.

Sędzia wraz ze stronami w październiku ubiegłego roku obejrzała wieżę ciśnień. Powołała też biegłą psycholog Ewę Kryszewską ze Słupska, która przysłuchiwała się zeznaniom świadków i zadawała im pytania. Jej zadaniem było przygotowanie profilu psychologicznego Ryszarda K.

Psycholog wyklucza samobójstwo

„Do śmierci Ryszarda K. nie doszło w wyniku samobójstwa. Osoba planująca samobójstwo jest zamyślona, przygnębiona, stale planuje, jak dojdzie do samobójstwa, boi się o los najbliższych, których pozostawia. Zdaje sobie sprawę, że są to ostatnie chwile życia, nic nie planuje, tym bardziej nie ma ochoty na jakiekolwiek żarty, nie ma poczucia humoru, nie cieszy się z drobnej wygranej, nie przykłada się do pracy, nie potrafi koncentrować się nad pracą, bo jego myśli zajęte są planowaniem śmierci. Nie chodzi energicznie kilka chwil przed śmiercią, ale chodzi powoli, jakby chciał odwlec moment końca. Nie myśli o takich nieistotnych rzeczach jak pozostawienie papierosów i telefonu komórkowego na stopniach wieży ciśnień. Pan Ryszard K. zostawił telefon komórkowy oraz papierosy po to, aby po wykonanej pracy wrócić po nie i zabrać ze sobą“ - napisała we wnioskach końcowych swojej opinii pani psycholog.

W poźniejszym aneksie podtrzymała swoją opinię w całości. Dodała, że cytowane w piśmie procesowym pracodawcy wybrane fragmenty rozmów, jakie prowadził Ryszard K. ze znajomymi, nie obrazują całokształtu jego zachowania oraz tego, co chciał przekazać. Podkreśliła także, że choć w przeszłości tragicznie zmarły miał poważne problemy życiowe, które dotyczyły choroby żony i kłopotów wychowaczych z dorastającym synem, to nie podejmował wówczas leczenia psychiatrycznego ani nie próbował odbierać sobie życia.

„W okresie poprzedzającym śmierć opiniowanego te problemy należały już do przeszłości. Oczywiście w rozmowach z innymi ludźmi narzekał na zwykłe problemy dla życia codziennego. Większość ludzi mniej lub bardziej narzeka i mówi o swoich problemach, ponieważ przyzwyczailiśmy się w naszym społeczeństwie do narzekania. Nie świadczy to jednak o tym, że w następstwie takiej rozmowy będziemy odbierali sobie życie“ - podkreśla pani psycholog.

Wg niej świadkowie oceniali zachowanie Ryszarda K. jako stabilne, czyli takie, które nie odbiegało od jego standardowych zachowań. Jednym słowem: nie sygnalizowali, aby zmienił się na tyle, aby jego zachowanie wskazywało na nadmierne przygnębienie, apatię czy zamyślenie. - Wchodząc do wieży ciśnień, na ostatnim podeście pozostawił telefon oraz papierosy w trosce, aby nie zamoczyły się i były zdatne do użytku po wykonaniu wymiany żarówki. Tak nie postępuje samobójca - przypomina pani psycholog.

Sędzia rozstrzygnęła dylemat

Samobójstwo czy wypadek? - to pytanie ciążyło nad całym procesem. Ostatecznie sędzia Hop ustaliła, że Ryszard K. zginął w wyniku wypadku w pracy. W ustnym uzasadnieniu swojego rozstrzygnięcia wyraźnie opierała się na opinii psychologa. - Wyrok jeszcze nie jest prawomocny. Teraz czekamy na jego pisemne uzasadnienie. Jak je otrzymamy, zacznie biec termin na ewentualne odwołanie ze strony garbarni. Jeśli go nie będzie i wyrok się uprawomocni, to otworzy drogę żonie zmarłego do ubiegania się od ZUS należnych roszczeń - mówi Bartłomiej Żukowski, radca prawny, który w sądzie reprezentował panią K. Jej syn już teraz mówi, że spadł mu kamień z serca, bo ostatnie miesiące były dla niego ciężkie, zwłaszcza wtedy, gdy czuł na sobie podejrzliwe spojrzenia sąsiadów. Teraz mieszka w Niemczech, gdzie pracuje i układa sobie prywatne życie, ale ma nadzieję, że kończy się także trudny okres dla jego mamy, która wciąż mieszka w Dębnicy Kaszubskiej i ciężko przeżywała proces związany ze śmiercią ojca. - Nikomu nie życzę takiego doświadczenia - mówi na koniec rozmowy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gp24.pl Głos Pomorza